Pages

2014-05-05

"Złodzieje koni" Remigiusz Grzela

Wydawca: Studio EMKA

Data wydania: 22 kwietnia 2014

Liczba stron: 304

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det: 34,90 zł

Tytuł recenzji: Zrozum ojca swego...

Remigiusz Grzela od wielu lat uważnie wsłuchuje się w życiowe historie i jako jeden z niewielu słuchających mocno je wszystkie przeżywa, uwypuklając te wszystkie charakterystyczne rysy, jakie czynią jego rozmówców niejednoznacznymi. Wyraźnie niejednoznaczna jest jego nowa powieść. Autor długo kazał nam czekać na kolejną fabułę i widać w "Złodziejach koni" tę samą wrażliwość literacką, jaka przyciągała przed laty do "Bądź moim Bogiem". Najnowsza powieść utkana jest z opowieści. Jej dygresyjność chwilami zaciera zasadniczy trop, ale jest w pełni uzasadniona, bowiem to z opowieści tworzy się obraz zagubienia, strachu, lęku przed życiem i obraz mężczyzny, który łamie wszelkie stereotypy.

Grzela napisał o facetach, którzy się boją, płaczą, przyznają do porażek. O mężczyznach usilnie starających się nie powielać wzorców zachowań swoich ojców, a jednocześnie upodabniających się do nich w bezradności i żalu. "Złodzieje koni" to historia, która - co oczywiste w przypadku Grzeli - zaistniała pod wpływem zasłyszanych opowieści. Skromniutka introdukcja autorska wyjaśnia nam, iż całe to pisanie powstało z niewiedzy. Wydaje się, iż punktem wyjścia jest historia seniora, ale najważniejszym ogniwem staje się mężczyzna w trzecim pokoleniu. Ten, który może być tu najważniejszy. Ten, co jest w stanie oddać złożoność trzech skomplikowanych biografii i nakreślić je wspólnie, bo przecież - jak twierdzi jego przyrodnia amerykańska siostra, mówiąc o reszcie rodziny - "nikt za nas tego nie zrobi".

Stanisław ma już 86 lat. Przyjeżdża do Polski, by udzielić telewizyjnego wywiadu. Przez część opinii publicznej uznawany jest za bohatera narodowego. Kiedy wojna już się skończyła, on dalej walczył w lesie, bezlitośnie rozprawiając się z wrogami, przekonany o słuszności swoich działań. Do dzisiaj nie ma wyrzutów sumienia, choć zarzucają mu niemoralność postępowania i okrucieństwo. Kiedy Stanisław nareszcie wyszedł z lasu, jego kraj nie okazał się takim krajem, o jaki walczył. Uciekł z Polski, otworzył za oceanem własny interes. Zafascynowany tajemniczą Łondą, ruszył wraz z nią do Teksasu i tam też wiedzie spokojne życie, którego nie ma zamiaru burzyć wspomnieniami z przeszłości. Tyle tylko że przeszłość, nie tylko partyzancka, wyraźnie się o niego upomina. Wraz z Polską, do której ma w tej chwili ambiwalentny stosunek. Wraz z synem, nieślubnym potomkiem porzuconym wraz z zakochaną w Stanisławie matką. Okrutny ojciec, który wyparł się tego, że nim nie jest. Nieszczęśliwy dewot wierzący w to, iż Matka Boska zapewniła mu opiekę i szczęśliwe życie. Że nie przerwie go jak jego ojciec-samobójca. Stanisław wie, że musi się skonfrontować z przeszłością raz jeszcze. Musi odnieść się do czynów, które niosły za sobą konsekwencje. Musi przyznać się sam przed sobą do strachu, zagubienia i goryczy porażki.

To wszystko kumuluje w sobie Jerzy, niespełniony aktor, kostyczny ojciec, surowy dla siebie i dla otoczenia, w matni kompleksów i ze świadomością tego, że mu nie wyszło. Jerzy pozwala sobie na bliskość tylko wobec Ewy - kobiety, jaka przez lata zespoliła się z nim w jedność. Swego syna traktuje z dystansem. Nie rozmawia z nim. Nie okazuje prawdziwych emocji. Przez lata buduje mur nieporozumień, wciąż na nowo umacniany wzajemnymi wyrzutami. Jerzy nigdy nie miał odwagi walczyć o własne przekonania i honor. Po latach słucha kaset z nagraniami matki, która spędziła osiem lat w stalinowskim więzieniu, a wcześniej przeżyła gorycz porażki związku, jakiego owocem stał się Jerzy. Dziecko bez ojca samo staje się ojcem i niewiele może zaoferować synowi. Niewiele ma do powiedzenia o tym, czym jest życie, bo życie było dla niego pasmem zdarzeń fatalnych, wydarzeń wstydliwych, historii do zapomnienia raz na zawsze.

Kamil wszystko pamięta. Nawet te nieliczne chwile, w których ojciec był w stanie okazać mu serce. Teraz zamknięty we własnych lękach i frustracjach stara się znaleźć drogę życia, która byłaby odpowiedzią na nieudane życie ojca. Kamil kocha Jerzego, ale nie jest w stanie mu tego powiedzieć. Poszukuje wrażeń, wciąż nowych bodźców. Stara się zagłuszyć narastające złe emocje i trzymać dystans do spraw, które niszczą go wewnętrznie. Poznaje bezdomnego z bujną wyobraźnią; on to pokaże mu, w którą stronę iść. Jak siebie wyrazić. Jak żyć pełnią życia i nie popełniać błędów ojca, który zamknął się w sobie na własne życzenie. Kamil chce się pożegnać z wiecznym poczuciem winy. Wieczną świadomością, że robi coś nie tak. Że powiela zachowania ojca, któremu wciąż brakowało odwagi. Kamil chce być inny. Czy potrafi?

"Złodzieje koni" zaczynają się dynamicznie i dramatycznie zarazem. Od samego początku otrzymujemy trudną do zniesienia dawkę goryczy, skrytej nienawiści, niezwykle silnych negatywnych emocji oraz obraz skonfliktowanych mężczyzn w trzech pokoleniach, a dramat ich relacji podkreślają liczne wulgaryzmy. Grzela próbuje nam potem opowiedzieć, co takiego się wydarzyło, że trzej mężczyźni - mający być przecież bliscy sobie - tak bardzo chcą się od pozostałych uwolnić. Poznamy przeszłość pełną zwątpienia i cierpienia. Poznamy kobiety życia, dzięki którym ci fatalni mężczyźni mogli w pewnym stopniu poczuć się spełnionymi. Są dla siebie samotnymi wyspami. Co się wydarzyło? Dlaczego jeden z nich za chwilę sięgnie po rewolwer, by pozbawić się życia? Który z nich? Dlaczego jest "zesrany ze strachu"?

Remigiusz Grzela stawia pytanie o to, czy zasadne jest życie czasem minionym tylko dlatego, że czas właśnie upływający nie oferuje niczego, czemu można by zaufać, na czym się oprzeć. Każdy z mężczyzn tkwi w przekonaniu o słuszności swoich uprzedzeń. Kiedy pojawiają się wątpliwości, żaden z nich nie jest w stanie żyć tym, co nadejdzie. Nurzają się w przeszłości, cierpiąc i nie okazując tego. Bliskie im kobiety przejmują na siebie bolesny balast swoich partnerów, ale oni sami są dramatycznie samotni w tym, co myślą o sobie, świecie i bliskości gdzieś poza związkami z Łondą, Ewą czy Kingą. Grzela dodatkowo konfrontuje życie ze śmiercią i w tej konfrontacji można odnaleźć odpowiedzi na pytanie o to, co bohaterowie mają ze sobą zrobić. Bliskość umierania najbliższych rodzi chęć zrozumienia żyjących. Paradoksalnie to śmierć wyzwala w taki sposób by ci, co zostają przy życiu, byli w stanie zrozumieć wszystko to, czego rozumieć nie mieli odwagi.

Bo jest to przecież powieść, która przekształca jedno z przykazań i przekonuje, iż ważniejsze od czci jest zrozumienie. "Zrozum ojca swego" - to mógłby być alternatywny tytuł tej powieści, jeśli tylko skupimy się na głównym problemie. Mamy ich jednak wiele. To bolesna książka i ciepła jednocześnie. Szukająca odpowiedzi. Sugerująca kilka. To jakby odpowiedź na takie publikacje o relacjach ojców i synów jak "Grecy umierają w domu" Klimko-Dobrzanieckiego czy "Ojciec.prl" Staszewskiego. Ojcowie i synowie bliscy są sobie w oddaleniu. Bliscy w cierpieniu, które ich jednoczy, chociaż sami o tym nie wiedzą. "Złodzieje koni" to mądra powieść o słabościach mężczyzn, o zagubieniu w strachu i o możliwościach, z których nie chce się skorzystać wtedy, gdy jeszcze można rozmawiać, można stanąć blisko. Niezwykła wrażliwość Remigiusza Grzeli ujawnia się nam w tym przede wszystkim; w tym, że z tragizmu nie przechodzi w patos, a o szczęściu pisze bez metaforycznej euforii. Piękna, choć smutna książka o ludzkim losie, wciąż na nowo w smutku w kolejnym pokoleniu.

2 komentarze:

  1. Już do mnie jedzie ta książka :) Dzięki za jak zwykle profesjonalną, rzetelną recenzję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie czytam "Złodziei…". Fantastyczna książka! Widzę, że czytamy podobne książki. I podobnie je też odbieramy. Pozdrawiam Dana

    OdpowiedzUsuń