Wydawca: Od
Deski Do Deski
Data wydania: 30 marca 2015
Liczba stron: 232
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 32 zł
Tytuł recenzji: Całe to zło...
Nowe wydawnictwo Tomasza
Sekielskiego rozpoczyna działalność specyficzną serią książek. Oto pierwsza z
nich. "Preparator" oparty został na faktach, ale to literacka fikcja.
Ta książka jest projektem na zlecenie i wyszła całkiem nieźle. Hubert Klimko-Dobrzaniecki
zapoznał się ze sprawą Adama Deptucha, który zamordował siostrę i matkę,
poruszając nie tylko łódzką opinią publiczną. Przyjął perspektywę mordercy, ale
nie spotkał się z nim osobiście. Jego fikcja literacka zdaje się natomiast dużo
bardziej koszmarna niż orzeczenia sądu wraz z wyrokiem. Dlaczego tak się
dzieje?
"Preparator" jest
dziełem, którego celem jest być może uczłowieczenie bestii, ale gdyby chodziło
o ten zabieg, książka nie wyróżniałaby się z szeregu tworów literacko-filmowych
budujących dodatkową narrację do słynnych procesów sądowych. Ten Adama Deptucha
trwał bardzo krótko. Winę określono jednoznacznie, motywacje są już mniej
czytelne. Autor "Pornogarmażerki" pisał w niej o kontrowersyjnych
postaciach, które pozostawiły trwałe ślady w świadomości Austriaków. Choćby Josef Fritzl. Napisanie
"Preparatora" mogło być konsekwencją fascynacji z poprzedniej książki,
ale prawdopodobnie przede wszystkim okolicznością do opowiedzenia historii o
tym, ile zła dokonujący zbrodni bierze ze świata, który go otacza. Klimko-Dobrzaniecki
snuje rozmyślania, jakie zajęły już umysły wielu przed nim. Stawia wciąż
aktualne i stale otwarte pytanie o to, czy za okrucieństwo czynów danego
człowieka nie odpowiada w dużym stopniu okrutny świat wokół niego. Buduje
narrację oszczędnymi środkami, ale pozostawia nas w świecie tak wielkiej
opresji, że po lekturze odnosi się wrażenie, iż sprawa Deptucha to dramatyczna
konsekwencja chaosu, nad którymi ci bez siekiery w dłoni panują być może
jedynie przypadkiem...
"Preparator" ma
formę dialogu. Mamy do czynienia z przesłuchaniem, a to daje oskarżonemu
okazję, by opowiedzieć o swoim życiu przepełnionym frustracją, żalem i różnymi
formami nakazów, które komplikowały jego życie i nie dawały szansy na to, by
znaleźć w nim porządek. Opowiadający
snuje swe refleksje dość chaotycznie, ale w tej dygresyjności tkwi siła prozy
Klimko-Dobrzanieckiego. Obok historii życia mordercy poznajemy także jego
poglądy na świat relatywizujących się wartości. Na rzeczywistość coraz bardziej
pozbawioną konturów, w której mroczny katastrofizm nakazuje bohaterowi pomyśleć
o sobie samym jako egzemplifikacji wieszczonego przez niego końca.
Rodzina
zawsze była opresyjna. Leworęczność i jąkanie to stygmaty po matczynym
okrucieństwie. Nerwowa i wiecznie wymagająca matka nie umiała nigdy ani
zrozumieć, ani okazać jakiejkolwiek formy czułości. Siostra żyła w innym,
uporządkowanym świecie. W przeciwieństwie do brata miała wyraźne priorytety,
zrobiła maturę, ukończyła studia, poddała się porządkującej presji matki i
zawsze była jej ukochaną córką. Mężczyźni w domu żyli na marginesie. Ojca
spotykał podobny los co syna. W swym odrzuceniu stawali się sobie bliscy w tych
nielicznych momentach, które narrator opisuje z troską i czułością. Wizyty
u fryzjera, wspólne wędkowanie. Odwiedzanie cmentarza i objaw czułości
zapamiętany przez syna w tym specyficznym otoczeniu. Obaj zresztą byli blisko
śmierci przez całe życie. Fach preparatora, zimnego doktora, specjalisty od
formowania zwłok na kształt żywej istoty - to wszystko zbawienny i jednocześnie
bolesny spadek po ojcu. Tym, który domowej atmosfery także nie mógł znosić, ale
wybrał rozwiązanie inne niż syn...
Dla tego, który zabił
siekierą, jako taki uporządkowany świat kończył się tak jak czas czarno-białej
kliszy czy przypominający taką kliszę okres PRL-u. Zło objawiło się w barwach,
możliwościach i komplikacjach - one przychodziły stopniowo, ale miały swoje
wyraźne oblicze. Świat nie mógł się,
niestety, zatrzymać w Czechosłowacji, gdzie pojawiła się miłość, ale i
odrzucenie. Świat podążał do przodu, w tej Polsce przepełnionej zazdrością,
zawiścią i wzajemną wrogością. Morderca dorastał w samotności i tę samotność w
sobie oswajał. Opresyjne było wszystko - wpływ matki, przyjęta forma
wyznania, seksualność, komplikacje bytowe i rodzinne, codzienność niemożliwa do
uniesienia na własnych barkach. Klimko-Dobrzaniecki delikatnie punktuje w swej
narracji momenty, w których nienawiść i frustracja wzięły górę nad zdrowym
rozsądkiem. To były pewne etapy wkraczania do piekła własnego umysłu. Do
odcinania się od wszelkich form życia na rzecz kontaktu ze zmarłymi, co nabiera
dodatkowego znaczenia, gdy zestawi się fakt współistnienia przejawów życia i
jego końca w całym skomplikowanym żywocie mężczyzny. Bo tytułowy preparator
opowiada o kształtowaniu się ludzkiej tożsamości w systemie bardzo surowych
nakazów i okrutnie boleśnie nakreślanych granic - tego, co wolno robić, co
robić należy i czego robić w żadnym wypadku nie wolno. Wybory dyktowane były
strachem i poczuciem zagubienia, ale także rozpaczliwym pragnieniem
dopasowywania się do ułomnego świata, którego opresyjność osaczała coraz
bardziej, coraz boleśniej domagając się złamania sztywnych granic.
Hubert Klimko-Dobrzaniecki
usiłuje odnaleźć moment, w którym zachodzi pewna zmiana i podejmowane jest
działanie o nieobliczalnych konsekwencjach. Przesłuchiwany wyraża to w następujących słowach: "Istnieje w nas coś dziwnego, zupełnie
niewytłumaczalnego, że po prostu chce się, a nie wie dlaczego".
"Preparator" nie stara się tłumaczyć czy oswajać dziwności. Nie
zadaje także wprost żadnego z pytań, które mogłoby rozpocząć to dramatyczne
"dlaczego". To opowieść w gruncie rzeczy uniwersalna, bo dotykająca
problemu niedostosowania ludzkich oczekiwań do rzeczywistości. Niedopasowania człowieka
chcącego ułożyć sobie życie do świata rujnującego jakąkolwiek hierarchię, którą
uda się wypracować. To także - co oczywiste - książka o bolesnych śladach,
jakie pozostawia w człowieku traumatyczne dzieciństwo, i o niemożności wyjścia
poza osobistą niemoc. Bo piękno można zobaczyć w smutku, a w zbrodni rozpaczliwą
próbę wyrażenia buntu, na który nie można było zdobyć się przez całe życie.
"Preparator"
to fikcja o sprawach i uczuciach nadzwyczaj realnych. O miejscach, z których
wydobywa się ludzkie zło, i o tym, w jaki sposób człowiek się mu poddaje. O
niezawinionym cierpieniu i czynieniu innym zła w drodze odwetu, bo chyba każdy
może sobie zrekompensować to, iż żyje w nieprzyjaznym mu świecie... O
wszystkich tych mrocznych sprawach, o których staramy się nie myśleć, oceniając
każdą ludzką bestię jednoznacznie przedstawianą przez media w kontekście
okrucieństwa jej zbrodni. Także o tym, że nie da się opisać zła jednoznacznie,
a jego poszukiwanie w świecie właściwie nim przesyconym, może być trudne i niejednokrotnie
kontrowersyjne.
Rozpaczliwa samotność rodzi rozpaczliwy strach- źródło zła niepojętego, niewytłumaczalnego. Przytłaczająca opresja, spycha w czarny dół, bez światła, tlenu bez nadziei-to nie dociera do mózgu w najmniejszej ilości. Mózg dusi się i eksploduje...ma miejsce ZŁO, potem, często następuje przebudzenie, bestia łapie pierwszy łyk powietrza, sama nie dowierza, do czego była zdolna? Ale już nie ma odwrotu, za późno...
OdpowiedzUsuńPrzeraża mnie to w "Preparatorze" i w "Innej duszy", że ci bohaterowie-zabójcy są tacy ludzcy, tacy zwyczajni, nie żadni "herosi" wyjęci poza nawias społeczeństwa. Może egzystują gdzieś na uboczu, starając się nie zwracać na siebie uwagi, ale jednak wchodzą w jakieś pozytywne relacje z innymi ludźmi. Może z powodu ich swojskości trochę im współczułem. I trochę było mi ich żal, że zamordowali. Bo to nigdy nie jest łatwa decyzja, zwłaszcza, że często refleksja przychodzi dopiero po czynie.
OdpowiedzUsuń