Pages

2008-01-16

"Efemeryda" Adam Sumiński

No to mamy kolejną powieść o miłości. Kolejne słodko – gorzkie bajdurzenia, tkana stereotypami i nużącymi epizodami opowieść o tym, że jak ktoś pokocha naprawdę, to już na zawsze, a przy okazji wyrosną mu skrzydła pozwalające unieść się gdzieś ponad szary tłum i docenić to, z czego inni nie zdają sobie sprawy. Umieszczona w wielkomiejskim gwarze dalekiego San Francisco opowieść o mężczyźnie, który udowadnia wszem wobec, iż stara miłość nie rdzewieje, a pierwsze miłosne westchnienia ukryte będą gdzieś głęboko i doczekają się odświeżenia zatytułowana została trafnie i znacząco – to książka, która unicestwia się w świadomości czytającego już podczas lektury, albowiem rozdział wypala rozdział, a każda kolejna strona męczy coraz okrutniej. Zanim efemeryczność naiwnej historyjki Sumińskiego nakaże jej zniknąć z mojej pamięci, postaram się szybko napisać o niej cokolwiek, aby zwłaszcza przedstawiciele płci męskiej nie zostali skuszeni dość lubieżną okładką i pełnymi eufemizmów peanami na jej odwrocie.

Konrad żyje sobie lekko, przyjemnie i bez zobowiązań. Częsty i intensywny seks z tancerką klubu nocnego, niezobowiązująca praca ciecia, podczas której próbuje swych sił jako literat, spotkania przy alkoholu ze znajomymi… i dopadające go zgorzknienie wywołane atrofią emocji i odczuwania. Kobiety u boku Konrada (znajdują się dwie naraz i w dwójnasób próbują kusić swoimi wdziękami) przybierają rolę maszynek do uprawiania seksu i zapychaczy wolnego czasu. W końcu jednak nasz bohater zastanawia się nad znaczeniem słowa „miłość”… i tu się dopiero zaczynają współczesne cierpienia młodego Wertera! Na początku Konrad konkluduje z żalem: „Może nie potrafię się już zakochać? Za pierwszym razem wierzy się w nieśmiertelność. W nieśmiertelność we dwoje i w to, że się było sobie przeznaczonym, że nic nas nigdy nie rozdzieli. Że nasza miłość jest inna, wyższa i potężniejsza niż góry. Potem świat to w nas zabija.” I kiedy jest już całkowicie przekonany o tym, że żadna kobieta nie wywoła w nim miłosnego porywu, pojawia się Lena – ukochana z młodości, która przybywa, by namieszać w życiu Konrada, ale przede wszystkim odnaleźć to, czego przeżycie może jej uniemożliwić widmo rychłej śmierci. Zaczyna się ckliwa i żenująca gra, jaką toczą Eros i Tanatos. Na czułych strunach emocji i wrażeń Miłość wraz ze Śmiercią zagrają miłosną symfonię. Ożywcze tchnienie, jakim będzie dla Konrada pojawienie się Leny u jego boku koresponduje z rodzącym się przekonaniem, iż chwilowe piękno należy pielęgnować i doceniać. W końcu Lena w jego oczach „Jest jak ten motyl. Przyciskam ją do siebie. Jest piękna i złota i krucha. I nie będę jej mógł ocalić. Czy kiedykolwiek możemy kogoś ocalić?”.

Wzruszenie i łzy historyjka owa wzbudzić może w nastoletnich głowach rozbuchanych od emocji i wrażeń. Mądrości życiowe, jakie usiłuje w tym melodramatycznym obrazku obyczajowym przekazać odbiorcom Sumiński, są oklepanymi frazesami, o których można poczytać w kolorowych magazynach albo czasami także na miejskich murach. Pomijając już warstwę znaczeniową, której „głębia” dotyka mnie równie silnie, jak świadomość, iż po nocy następuje dzień, a po zimie wiosna, „Efemeryda” może spowodować skoki ciśnienia z innego powodu. Autor boi się wyjść w narracji poza krótkie pojedyncze zdania, albowiem gubi się w gąszczu słów i dopadają go one, szarpiąc równie silnie, jak miłosne dylematy duszę Konrada. Zastanawiam się także, czy to Sumiński, czy korektor książki mają problemy z interpunkcją redukowane u średnio zdolnego absolwenta szkoły podstawowej. I jeszcze dialogi! Cóż to w ogóle jest? W taki sposób zapchać kilkanaście stron może naprawdę każdy, a jeśli intencją autora była stylizacja na wartkość i płytkość codziennej wymiany zdań, wyszła mu ona doprawdy irytująco! Na koniec sama konstrukcja bohatera głównego –cynizm zestawiony z namiętną lekturą romantycznych ód Lukrecjusza, prymitywizm wypowiedzi z rozbuchanym i egzaltowanym rysem psychologicznym.

Ostrzegam – proszę nie zmarnować sobie wieczoru tak, jak ja to zrobiłem. Napisano już o miłości mądrzej, piękniej i sugestywniej. A opowieść Sumińskiego jest efemeryczna. Tak bardzo, że za moment postawię kropkę i szybko wymażę ją z pamięci.

Wydawnictwo Plejada, 2006

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz