Pages

2008-12-26

"Kielonek" Alain Mabanckou

Bez wątpienia powieść Alaina Mabanckou jest jednym z ciekawszych zdarzeń wydawniczych mijającego roku. W chwili, kiedy dyskusje nad nowoczesnym sposobem opisywania świata prowadzą do smutnych wniosków, że innowacyjność pisarstwa osiągnęła już pełnię swego szaleńczego rozwoju, pojawia się taka powieść jak „Kielonek”. Powieść, w której semantyczna struktura wypowiedzi poddana będzie żywiołowemu pulsowi rwanej narracji. Powieść, w której nie pojawi się żadna kropka; opowieść bez reszty pochłaniająca; książka będąca intertekstualnym kodem, w którym ukryje się mnóstwo aluzji literackich, symboli i odniesień do światowej (głównie jednak francuskiej) literatury i kultury. Oszałamiający jest żywioł pisarstwa Mabanckou, pasjonujący i udowadniający, że są jeszcze możliwe sposoby oryginalnej wypowiedzi twórczej. Afrykańska dzikość, ogromna erudycja autora skryta pod płaszczem autoironii i nade wszystko kapitalnie skonstruowana postać tytułowego bohatera – to kilka atutów „Kielonka”, którego nie zdefiniuje żadne pojęcie teoretycznoliterackie, ani też żaden przymiotnik, oddający opisowo nastrój tej pasjonującej książki.

Rzecz dzieje się w pijackiej spelunce, w sercu Afryki, w Republice Konga. „Śmierć kredytom” nie jest jednak zwykłym barem tak jak Kielonek nie jest zwykłym bohaterem. Mężczyzna otrzymuje od właściciela baru zeszyt, w którym ma zapisywać wszystko, co mu do głowy przyjdzie. Uparty Ślimak jest bowiem przekonany, że Kielonek ma ukryty talent literacki i że na kartach zeszytu opisze rzeczywistość w niepowtarzalny sposób. I opisuje, a jakże! To, co wyczynia na kartach podarowanego zeszytu nasz autor wymyka się próbom jakichkolwiek klasyfikacji. Kielonek zwierza się: „(…) gdybym był pisarzem, prosiłbym Boga, by uczynił mnie pokornym, dał siłę, bym potrafił odnosić wszystko, co piszę, do tego, co przelali na papier wielcy tego świata, a przyklaskując geniuszom, nie rozdziawiałbym gęby na widok panującej powszechnie miernoty, tylko za tę cenę mógłbym napisać coś, co przypomina życie, lecz wyraziłbym to własnymi słowami (…)”. Imitując codzienność i opisując bywalców baru, Kielonek tworzy coś na kształt własnej wizji dziejów. Nie będę zdradzał, do kogo i w jaki sposób nawiązuje ustawicznie w swych przemyśleniach. Zapewniam, że wyszukiwanie rozlicznych tropów i ich rozpoznawanie będzie dla czytelnika wyborną rozrywką. Kielonek jako demiurg słowa, garściami czerpiący z myśli europejskich twórców, nieustannie rozsadza struktury budowanych przez siebie wypowiedzi, igra z formą i kreuje świat, w którym przedstawia samotnika i idealistę, jaki topi własne smutki w morzu taniego wina palmowego.

W afrykańskim barze bywają niezwykłe postacie. Jest człowiek w pieluchach, jest Drukarz, który „zaliczył Francję”, jest także Spłuczka rywalizująca z Kazimierzem w pełnym prześmiewczego naturalizmu pojedynku o to, kto dłużej będzie oddawał mocz. Zagląda do „Śmierci kredytom” także natchniony hochsztapler i mesjasz nowego porządku Mouyeké oraz Holden, na którego historię życia brakuje już jednak miejsca w zeszycie Kielonka. Wszyscy oni są przegrani, przepełnieni goryczą i smutkiem, a jednocześnie niesamowicie żywiołowi. To bowiem cecha pisarstwa Mabanckou, który podnosi do sfery sacrum profanum upodlenia i żałosnej egzystencji w Kongu, które opisują następujące mocne słowa: „(…) bo ten kraj to gówno, granice, które dostaliśmy w spadku, kiedy biali dzielili tort kolonialny w Berlinie, ten kraj nawet nie istnieje, to rezerwat pełen bydła, które zdycha z głodu (…)”. Autor w bezkompromisowy sposób rozprawiać się będzie z ojczyzną, jest w tym jednak tak przekonujący, że bez cienia wątpliwości można stwierdzić, iż los Konga jest mu bardzo bliski.

Mamy w „Kielonku” dużo egzotyki, jest w tej książce przedstawionych wiele problemów natury lokalnej i chociaż całość stanowi znakomity palimpsest, będący komentarzem do zmian następujących głównie w europejskim kręgu kulturowym, jest to jednak powieść o afrykańskim sercu, które bije gdzieś głęboko ukryte pod szeregiem myśli , jakie pozornie z Afryką nie mają nic wspólnego. Mabanckou jest też dowcipny w swej krytyce. Bawią próby określenia istoty państwowości w jednym, wiekopomnym zdaniu, którego poszukują przywódcy. Bawi sposób opisania największej z obelg, jakiej można użyć w Kongu : „(…) w naszym kraju mogą nas wyzywać od ostatnich, ale nie od kapitalistów, bo to prowadzi do przemocy, do mordobicia z udziałem różnych klas społecznych, do śmiertelnego wyrównywania rachunków (…)”.

Sama postać Kielonka mogłaby służyć za kanwę zupełnie nowej opowieści. Bo zanim bohater zaczął upijać się tanim winem i spisywać barowe historie, był synem i mężem, który musiał w dramatycznych okolicznościach pożegnać się z dwiema najważniejszymi kobietami życia. Najciekawsze jednak są rozważania Kielonka na temat literatury i sposobu obcowania z nią. Książki, jakie czytał, pozwoliły mu przeżyć niezwykłą przygodę i taką też przygodę przeżyje czytelnik, który pozna zapiski bohatera.

Mabanckou to genialny kontestator i wnikliwy obserwator rzeczywistości. Jego postacie to ludzie z krwi i kości, a cała opowieść kipi wewnętrznym żarem prawdy przekazu. Brawa i ukłony za tę książkę.

Wydawnictwo Karakter, 2008

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz