Pages

2013-08-30

"Gdzie śmierć nie sięga" Paweł Daniel Zalewski

Wydawca: Astra

Data wydania: 26 lutego 2013

Liczba stron: 472

Oprawa: twarda lakierowana

Cena det: 89,90 zł

Tytuł recenzji: Chwytanie świata

Trudno jest opisać to, co się widzi. Trudność w interpretacji tego albumu będzie o tyle większa, że wszelkie komentarze winny mieć miejsce podczas oglądania obrazów mocnych, wyraźnych, często szokujących, ale bezpretensjonalnie prawdziwych i ostrych ostrością nie tyle obiektywu, co synestetycznej wrażliwości autora, który tą książką stawia sobie coś na kształt „exegi monumentum”. Zdjęcia i komentarze do nich mają być świadectwem, iż Paweł Daniel Zalewski na przekór chorobie i zawieszonemu w czasie wyrokowi, nigdy nie umrze, bo zostawi po sobie świadectwo specyficznego i mrocznego oglądu rzeczywistości. Ruszając z aparatem na pohybel własnej śmierci, sfotografuje jej różne ujęcia. Stworzy kronikę podróży, jaka jest ucieczką przed jego prywatnym końcem. „Gdzie śmierć nie sięga” to takie kompulsywne chwytanie świata, zatrzymywanie go na zawsze, ukazywanie rzeczywistości z tej jej ciemnej, niechętnie eksponowanej strony. Wszystko, by zapisać się w pamięci. Najbardziej własnej, ale też najbliższych. A może każdego, kto przejrzy jego fotografie, będzie się starał odnaleźć związki tego, co widzi z fragmentami zamieszczonej twórczości. Po raz pierwszy podejmuję się omówienia publikacji albumowej; przede wszystkim dlatego, iż nie jest to zwykły album. To świadectwo dramatycznej wędrówki ku poznaniu, oswojeniu śmierci i wybaczeniu życiu, które się kończy. A ma przecież tyle barw, które warto pokazać.

Zalewski we wstępie wspomina o technice fotografowania podczas swych licznych podróży. „Zdjęcia robione pospiesznie, bez chwili wahania, ledwie wycelowane, strzelane na wyczucie, sterowane emocjami, bez przymierzania się do tematu. To też swoiste łapanie świata”. Nie przewidywał, nie planował, nie tworzył wizji tego, co przyjdzie mu sfotografować. Na pewno nie zależało autorowi na pocztówkowych widokach, jakie znają wszyscy. Te fotografie nazwał „szańcami usypanymi z własnych emocji”. Dodał fragmenty opowiadań oraz powieści „Bez pamięci”, ale tylko te, które głównie o zapamiętywaniu traktują. Paweł Daniel Zalewski chce być zapamiętany wyraźnie – w słowie i obrazie. Bez politycznej poprawności, bez delikatności na siłę, bez wymuszaniu na odbiorcy wzruszeń, jakie można przewidzieć. To dość mroczna publikacja, ale jednocześnie oryginalna przez to, że ukazuje życie, o jakim często nie mamy pojęcia. Jego rozwój, kres; jego stawanie się, rozmaite filozofie, często niepojętą logikę. Nie pozostaje mi nic innego, jak krótko poprowadzić przez zawartość „Gdzie śmierć nie sięga”, a jakąkolwiek refleksję bez narzucania pozostawić tym, którzy zdecydują się sięgnąć po ten album.

Na początek Mongolia. To, co zobaczyć można na wszystkich obrazkach z tego kraju, czyli żywioł bezkresu nieba i ziemi, jakie łączą się ze sobą, tak silnie oddziałując na wyobraźnię jak prostota i naturalizm mongolskiej codzienności, którą uchwycono na fotografiach – prawdziwych świadectwach życia. Mamy małego pasterza z guzem na głowie, którego już nie ma wśród żywych. Mamy ludzkie portrety – czasami naturalistycznie wręcz wyraziste, czasami subtelnie pozbawione ostrości i wyrazu. Oglądamy celebrowanie trzydniowego święta Naadan, ale mamy też okazję poruszyć się zdjęciami z rytualnego uboju koni. Zagadkowe nie będą tylko kaloryfery wbite w piach, ale sposób, w jaki cywilizacja wkracza na tereny stepów i jurt. Tam, gdzie prawdopodobnie nikt jej nie chce. I gdzie umiera cząstka tego dzikiego azjatyckiego kraju.

Kolejna fotograficzna podróż prowadzi do Indii. Najbardziej chyba kontrowersyjne zdjęcia, bo takie, co przedstawiają kremacyjne stosy czy rozkładającego się trupa w wodach Gangesu. Są defekujące dzieci, jest manufaktura łajna, mamy absurdy hinduskiej kolei i wszechobecną biedę, tak wyraźnie skontrastowaną z feerią barw sari i twarzami, które zaznały zniszczenia innego niż zniszczenie w kapitalistycznym pędzie za pieniędzmi i posiadaniem. Tu śmierć wita się z pełnym optymizmu życiem. Tu walczą ze sobą barwy i okrutne ujęcia, jakich barwnie przedstawić się nie da. Indie Zalewskiego to miejsce spotkania ze śmiercią łagodną, wyczekiwaną, przyjmowaną jako oczywistość; piętrzącą się przecież w tak nieludzkich warunkach, gdzie miliony żyją mimo wszystko w symbiozie.

Kuba – to stamtąd pochodzi zdjęcie czarnego chłopca z czarnym koniem na okładce. Zalewski ukaże jej niezwykłe kształty i kolory, nie bez ironii odnosząc się do kultu Castro i systemu, który wielbi się mimo tego, że rujnuje. Więcej uwagi, więcej serca i jakiejś niewysłowionej wrażliwości autor zdjęć ma do Peru. Tam widzimy niezwykłości na wysokościach, których czar traci nieco na wartości, kiedy trzeba zmagać się z wysokościową chorobą.

Potem jest znowu powrót do Azji. Tajskie kulinarne uczty fotograficzne i obrazy ciał na sprzedaż obok domków dla duchów i mnichów przyłapanych na małych grzeszkach. Jest Sri Lanka z widmem zagłady tsunami, witająca od razu śmiercią i bielą żałoby. Są żerdziowi rybacy i herbaciane wzgórza; czas zatrzymany i zamknięty tak, jak ten w Indiach. Bo przecież podobna kultura i podobny sposób radzenia sobie z końcem w każdym możliwym znaczeniu.

Są jeszcze fotografie z krajów arabskich; egipskie miasto na gruzach życia i marokańska niechęć do fotografowania, które rzekomo to życie odbiera. Paweł Daniel Zalewski stara się zatrzymać takie momenty, o jakich nie miałby pojęcia żaden tradycyjny turysta. W jego zdjęciach jest pewna surowość i gorzkość, ale jednocześnie niespotykana umiejętność schwytania na szybko tego, co naprawdę istotne, a czego dojrzeć nie może nawet bystry obserwator.

To godne świadectwo własnego człowieczeństwa, które zbliża się ku temu, co mroczne i ukryte przed oczyma innych. Można Zalewskiego nazwać bezczelnym podglądaczem. Można potrzebę kilku ujęć z różnych powodów zakwestionować. Można zastanawiać się nad tym, czy w komentarzach nie ma aby pewnej wyższości, zbytniej ironii, nadmiernej chęci stawiania siebie ponad nędzą, za którą nędzarze rzadko są odpowiedzialni. Myślę, że Paweł Daniel Zalewski jawi nam się tutaj jako fotograf światowego marginesu. Baczny, uważny i zdeterminowany, by widzieć coś, czego inni nie dostrzegają. W tym albumie symbolika śmierci jest tak różnorodna, jak jej ujęcia i okoliczności, w jakich przybywa. Ta publikacja ma być protestem przeciw niej tym silniejszym, że zamieszczone w publikacji fotografie zostają w pamięci odbiorcy chyba na zawsze. Przynajmniej ich część. Te najbardziej wyraźne i zrobione może tylko dzięki niespotykanemu przypadkowi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz