Pages

2015-03-12

"Najgorszy człowiek na świecie" Małgorzata Halber

Wydawca: Znak

Data wydania: 28 stycznia 2015

Liczba stron: 352

Oprawa: miękka

Cena det.: 34,90 zł

Tytuł recenzji: Anatomia uzależnienia

Mam naprawdę duży problem z tą książką. Zupełnie nie wiem, jaką literacką etykietę do niej przypiąć. To, że się sprzedaje i będzie czytana, jest czymś oczywistym, bo nazwisko autorki to już sam w sobie promocyjny samograj. Co będzie się kupowało i co będzie czytane? Ani to biografia, ani autobiografia. Beletrystyczna ciekawostka - też nie bardzo. Ta opowieść ma wskazywać wszystkie ciemne strony uzależnienia i prowadzić nas przez kolejne etapy jego oswajania. Jeżeli tak, brakuje mi w niej czegoś dość oczywistego. Chodzi o jakiekolwiek konstruktywne refleksje, o jakieś sensowne podsumowania. O zdania i wnioski, z których może coś wynikać. "Najgorszy człowiek na świecie" od pierwszego do ostatniego zdania nadaje na bardzo wysokim tonie emocjonalnym, ale nic z tego nadawania nie należy do odbiorcy, bo to jeden wielki komunikat przepełniony egocentryzmem i rozpaczą niemożności wyjścia poza neurotyczne "ja". Komunikat bez treści, choć przecież tak okrutnie przegadany.

Żal mam spory do Małgorzaty Halber nie tylko dlatego, że ze sprawy śmiertelnie poważnej niepotrzebnie robi tragifarsę. Boleśnie naznaczone osoby identyfikujące się z nałogiem, o jakim autorka rozprawia, nie znajdą w tej książce właściwie niczego dla siebie. Anatomia uzależnienia przedstawiona jest przez pryzmat spotkań terapeutycznych oraz przeżyć z nimi związanych. Jest tam wszystko - od początkowej kontestacji i drwiny z procedur po podporządkowanie się im i po współpracę. Jest trud, gniew, mnóstwo lęków i paranoiczne nastroje związane z odstawianiem, ale nie ma w zasadzie żadnej diagnozy. Skoro powieściowa Krystyna tak mocno akcentuje swoją odmienność i tylko na chwilę uświadamia sobie, że mechanizmy jej uzależnienia wpisują się w schemat i wielość, dlaczego ani przez moment nie wejdzie w siebie naprawdę głęboko i jedynie serwuje nam truizmy w mało wdzięcznej frazie? W niej dowcip miesza się ze śmiertelną powagą, a ironia ze złośliwym sarkazmem wskazującym choćby na markę klapek jednego z uczestników terapii.

Krystyna bardzo wcześnie wpadła w sidła nałogu. Picie zaczęło się już w szkole i przywiązało do siebie w bardzo skomplikowany sposób. Pracująca wśród ludzi i z nimi osoba wyznaje prawdę nie do końca oczywistą - nie umie do ludzi mówić i konstruktywnie się z nimi porozumiewać. Ta bolesna trudność wynika z faktu braku komunikacji z własnymi emocjami. Tworzy się przestrzeń, w której niedopowiedzenia zaczynają być opresyjne. Z milczenia i różnych blokad bierze się chęć odrealnienia procentami czy narkotykami. Refleksja? "Po prostu można się uzależnić od różnych rzeczy, jak się ma w sobie dziurę. Dziurę nudy oraz przede wszystkim niezgody na to, co w danym momencie czujesz". Nic nadzwyczaj wyjątkowego, prawda? W takim tonie napisana jest całość, mniej więcej tego typu konstatacje zawiera. Wiele z nich sprawia wrażenie zapisanych, bo są czymś na kształt prawd objawionych. Dla ludzi, którym nałóg odebrał wiele i którzy całe życie się z nim mierzą, może to być za mało. A nie ma co ukrywać, że po taką książkę sięgnie dość spora grupa alkoholików w różnym wieku oraz różnej sytuacji życiowej. Złych po lekturze, bo niewiele w literach i zdaniach Halber znajdą...

Pierwsze zdanie "Najgorszego człowieka na świecie" brzmi dość dramatycznie. "Nie wiem, od czego zacząć" - tak się wszystko zaczyna i trudno oprzeć się wrażeniu, że tak też kończy. W niewiedzy o tym, co się opisuje i jak się to robi. Alkoholizm Krystyny to taka cecha dystynktywna, która - cóż za odkrycie! - u każdego uzależnionego sprzęgnięta jest z nieustannym wstydem... którego trzeba się wstydzić. Walka z nałogiem to walka o rezygnację z utrwalonych już zachowań, które nie gwarantowały spełnienia, bo były rozpaczliwymi próbami nieuczestniczenia w życiu. Halber zaznacza, że przyszło jej zapłacić wysoką cenę za zadzieranie z rzeczywistością, której kształt chciała zmieniać Krystyna. Zagubienie wywołuje więc brak dostosowania oraz brak wewnętrznej dyscypliny i niegotowość do przyjmowania siebie w niedoskonałej formie. Nieźle pokazana jest bierność, którą od czasu do czasu zastępuje kompulsywna walka o normalność. Dobrze, że Halber jest w stanie nazwać to, z czym mierzą się alkoholicy bez nazywania - ze swym strachem, frustracjami i poczuciem niemożności zmiany własnego życia, zapatrywania się na nie. Obawiam się jednak, że nazywa jedynie to, co zostało już nazwane, opisane wielokrotnie.

Materiały z różnego rodzaju terapii czynią tę książkę paradokumentalną, ale nie wiem, w jakim celu są wykorzystywane. By uwiarygodnić niewątpliwy dramat? Podkreślić nieprzystawalność mentalną i emocjonalną bohaterki do struktury nakazowej każdej formy terapii? Wchodzimy na spotkania zagubionych i pokrzywdzonych przez samych siebie tylko po to, by dyskretnie z boku obserwować jakąś ludzką menażerię. Dystansujemy się, bo każdy zostaje rozpracowany przez przekonaną o swym zmyśle obserwacji narratorkę. Dowiadujemy się także, o czym terapeuci mogą nie mieć pojęcia podczas pracy z osobą uzależnioną, ale podejrzewam, iż każdy z nich podczas lektury tylko uśmiechnie się z politowaniem. Nieznośny jest sposób, w jaki te same zjawiska, odczucia czy zachowania, określane są po raz kolejny, kolejny i jeszcze raz. Chaotyczne powracanie do urwanych myśli albo kontynuowanie już podjętych wątków to nie przejaw bałaganu myślowego osoby uzależnionej, lecz bolesny dowód na to, iż Małgorzata Halber z pełną świadomością chce się powtarzać, powtarza się koncertowo, mnoży truizmy i wokół nich buduje groteskowy humor, ale przede wszystkim staje się histeryczna z pytaniami retorycznymi czy z wnioskowaniem o oczywistościach.

Nie można oceniać prawdziwości czyichś przeżyć. Nie można decydować o tym, czyj dramat jest większy. Nie da się dyskutować z czymś, co jest osobiste, przeżyte z całą mocą i będące źródłem udręki. Nie można zatem krytykować "Najgorszego człowieka na świecie", bo jest to opowieść szczera i zapewne napisana z sercem. Można jednak widzieć to, co dostrzeże wielu, ale nie wszyscy uznają za wadę. Ta opowieść jest mimo wszystko wtórna, mocno chaotyczna i naprawdę pozbawiona jakichkolwiek konstruktywnych puent. Nie zaczynałem jej czytać jako poradnika walczącej z nałogiem. Wiem, że w dużej mierze miał to być bezradnik. Tyle że z bezradności, bezwoli, braku konsekwencji i dość słabej frazy wychodzi książka mimo wszystko bez właściwości.

6 komentarzy:

  1. W zalewie pudru i lukru przyklejanych do tej książki, ta jest pierwszą naprawdę wartościową.

    OdpowiedzUsuń
  2. O! To mnie zaskoczyłeś ogromnie, bo same słodkości i dobre słowa słyszałam i czytałam o tej książce... Podoba mi się to - czuję potencjał na dobrą krytykę. Dzięki za świetny tekst. :)
    Pozdrowienia,
    Olga

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak przeważnie zgadzam się z Twoimi opiniami, tak nie tym razem. Pomijam już to, że "Najgorszy człowiek" to jest osobista spowiedź, której nie powinno oceniać się w kategoriach literatury. Ale kiedy przeczytałam Twoją recenzję, od razu przypomniało mi się to zdanie z książki: "boję się że ktoś to przeczyta i zacznie mnie oceniać. i będzie mówił, że trzeba sobie radzić w życiu, a nie narzekać". Dokładnie to zrobiłeś, a tu nie o to chodzi. To nie jest poradnik dla alkoholików o tym, jak przestać pić. To nawet nie do końca jest książka o alkoholizmie. Nie jest to też książka, od której wymagałabym jakiejś puenty, bo w życiu też nie zawsze jest tak, że jest puenta i jest happy end. Powiedziałabym nawet, że całe jej clue leży w tym braku puenty. Chodzi o to, że jest to książka o problemach emocjonalnych, które dotyczą bardzo wielu z nas i bardzo wiele osób może z niej dla siebie coś wyciągnąć. Jeśli tylko nie przyjmie się postawy: ale to jest o alkoholizmie i mnie to nie dotyczy. I dla wielu osób to, co pisze Halber bynajmniej nie będzie truizmami, bo nie każdy jest obyty z psychologią i ambitną literaturą. Dlatego uważam, że Halber zrobiła świetną robotę i ta książka jest po prostu "po ludzku" dobra.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurczę, jestem w połowie tej książki i absolutnie nie dostrzegłam w niej tego, co ty. Bez właściwości? Wszystko, tylko nie to! Mam nadzieję, że nie zmienię zdania do końca.
    magdalenawkrainieczarow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się z joly_fh.
    Ta książka jest śmiertelnie poważna jak i jest tragifarsą. Te dwa zjawiska są występują w książce jak skłóceni sąsiedzi. Ten dysonans jest dość sensualny przez co czytelnik wczuwa się w historię.
    Taka jest natura nałogu. To nie jest linearna wycieczka po puentę tylko właśnie pętla powtórek jakim jest on udrapowany.
    W "Relaksie amerykańskim" który oceniasz lepiej, puentą jest "nałóg jest bo jest, każdego spotkać może".
    Halber jest mniej zdawkowa od Strachoty.
    Piszesz że Halber mogłaby zajrzeć głęboko w siebie. Ja dostałem od książki ten wgląd. Przy zapisie Halber Strachoty jakby ciupał przerębel przy pomocy parasola.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń