Pages

2015-12-14

"Zabij mnie, tato" Stefan Darda

Wydawca: Videograf

Data wydania: 10 listopada 2015

Liczba stron: 432

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 34,90 zł

Tytuł recenzji: Zaangażowanie i manipulacje

Thriller Stefana Dardy mocno manipuluje czytelnikiem. Autor wyraźnie gra na emocjach, ukazując sytuację, wobec grozy której wszyscy możemy przeżyć to samo. "Zabij mnie, tato" to historia pewnej małomiasteczkowej rodziny, która traci dwójkę dzieci. Porwane niewinne dziewczynki wzbudzają nieskrywane emocje i każdy czytający zada sobie pytanie o to, co sam by zrobił, jak postąpił, gdyby to jego dzieci zostały oddane na łaskę lub niełaskę psychopatycznego porywacza. Ta powieść broni się przede wszystkim w retrospekcjach, bo tam zarysowuje dużo ciekawsze i bardziej niejednoznaczne historie niż w opisywanej ze skrupulatnością kronikarza teraźniejszości, gdy walczy się z czasem i początkowo niepewnym wrogiem. Wszystko jednak zarysowane jest za bardzo wyraźnie. Problem Dardy polega na tym, że dopowiada za nas każdą niejasność, nie zezwala na dręczące wątpliwości, sugeruje drogę interpretacji i przede wszystkim narzuca swój punkt widzenia. Nie ma w tej książce elementu zaskoczenia. Jest sporo niepotrzebnych scen, za dużo oczywistych przemyśleń, zbyt wiele sugestii i prowadzenie czytelnika za rękę jak przez mgłę - oby tylko nie zinterpretował sobie po swojemu danego zachowania lub wydarzenia. Z bolesnej i dotykającej problematyki społecznej tworzy się dość wtórna opowieść o ludzkiej złości na niewydolny system sprawiedliwości, szkic charakterologiczny populacji na prowincji oraz wzruszająca historia o przyjaźni i wyrzutach sumienia. Te ostatnie dręczą w dwóch pokoleniach. Poza wszystkim - sprawnie nakreślona intryga kryminalna, gdzie jesteśmy informowani o wszystkim i na bieżąco śledzimy sprawę, w której znikają wszelkie niedomówienia, a świat przedstawiony operuje łatwymi do przewidzenia zwrotami akcji i przesłaniami.

Nie ma zatem u Dardy koniecznego dla thrillera napięcia, które budują kwestie dyskusyjne, dwuznaczne. Najbardziej kontrowersyjne wydaje się emocjonalne mierzenie ze skutkami systemowych zaniedbań i poszukiwanie zemsty na kimś, kogo odziera się z jakiejkolwiek tajemnicy, niszcząc tym samym ten specyficzny spiritus movens, dopowiadając za wiele, rujnując element zaskoczenia, nieśmiało ujawniający się w zakończeniu. Byłaby to dobra powieść, bo jest wielowątkowa i sygnalizuje przynajmniej kilka ważkich problemów egzystencjalnych, jednak składa się z samych wyjaśnień, a nie z dwuznaczności, swoją strukturą przypominając tym samym wykład z tezą. Szkoda, bo konstrukcja fabularna mogłaby i zaskakiwać, i czynić czytającego odpowiedzialnym za własny wybór, gdy bohaterowie nie mogą zdecydować się na swoje wybory, uwikłani w skomplikowane zależności i zamknięci w dramatycznym klinczu między emocjami i żalem a zdrowym rozsądkiem nakazującym umieścić mnożące się dramaty w tak zwanej prozie życia, która zmusza do budowania pozorów normalności w świecie tracącym swe kontury. Tym bardziej trudno o tę normalność, gdy trzeba mierzyć się z niepewnością. To dramatyczna sytuacja tych, którzy konfrontują się ze zniknięciem kogoś bliskiego i pustką, jaka w nich pozostaje.

Można banalizować tematykę i pokrótce stwierdzić, że to książka o złych ludziach, dla których wymiar sprawiedliwości jest łaskawy, i o ludzkim cierpieniu nabierającym większego znaczenia, gdy obserwowane jest z perspektywy kogoś bliskiego cierpiącemu. To powieść mająca wzbudzić jawną wściekłość - na nieudolność prawa, na niejasną definicję sprawiedliwości społecznej. Jest to również dość kameralna historia o rodzinnym dramacie, w który uwikłany zostaje mężczyzna z chłopięcymi demonami sprzed lat i jego córka biorąca na siebie odpowiedzialność za pozostawienie bez opieki sióstr, które dostały się w ręce zwyrodnialca. Darda nadzwyczaj czytelnie obrazuje dramaty swoich bohaterów, włączając do nich także uważnego obserwatora, przyjaciela rodziny, mężczyznę po przejściach i podobnie jak wskazana dwójka borykającego się z poczuciem odpowiedzialności za czyjeś życie.

Zdzisław Mokryna przybywa do prowincjonalnego Rykowa, aby zacząć nowe życie. Pożegnał się ze służbą w policji i ze wspomnieniami, które każą mu wciąż na nowo przypominać sobie pewne bolesne zdarzenie. Stara się wieść życie kogoś nijakiego, bez właściwości. Chce się wtopić w senny klimat miasteczka, w którym jest bezpiecznie i gdzie każdy może odnaleźć namiastkę spokoju. Niespodziewanie szybko nawiązuje bliską znajomość z Kamilem, właścicielem miejskiej pizzerii. Mężczyzn zbliża poczucie, że w życiu doświadczają wciąż od nowa zdarzeń, dla których nie mogą znaleźć racjonalnego wytłumaczenia i z którymi nie jest im dane spać spokojnie. Kamil wspomina przyjaciela, którego życie skończyło się zbyt szybko być może z jego winy. Mokryna ma na sumieniu policyjnego funkcjonariusza. Obaj żyją ze stygmatem potępienia, ale to oni sami go na siebie nałożyli. Bliskość i przyjaźń pomogą im przetrwać coś niewyobrażalnego. Kiedy znikają dwie córki Kamila, rozpoczyna się rozpisany na kilka perspektyw koszmar. Za zniknięciem stoi bowiem psychopatyczny zabójca, którego wymiar sprawiedliwości potraktował z nadzwyczajną łagodnością...

Myślę, że to proza z silnym zaangażowaniem społecznym. Bezlitośnie punktuje luki w polskim prawie, stawia pod pręgierzem krótkowzrocznych polityków, deprecjonuje porządek państwa i wskazuje jego słabości. Jedynym skutecznym sposobem walki z psychopatą, który z dość prozaicznych, choć w gruncie rzeczy niewiarygodnych powodów porywa dwie dziewczynki, okaże się droga prywatnego tropienia. Mokryna będzie miał w sobie coś z mściciela, który wymierzy sprawiedliwość za pogrążonego w rozpaczy Kamila. Jego poczynania mają w sobie wszystko to, co sami robilibyśmy w takiej sytuacji albo z całą pewnością byśmy akceptowali. Przeżycia czy przewidywania byłego policjanta nie są dla nas niczym zaskakującym. Prywatna zemsta na mordercy jest nieco teatralna, przewidywalna. Darda nie pozwala nam przemyśleć samodzielnie żadnej z istotnych kwestii. Stara się jednocześnie zbudować wiarygodną psychologicznie opowieść o ludziach niszczonych przez wyrzuty sumienia oraz o wszystkich tych, którzy muszą skonfrontować się z brutalną śmiercią - na kilku możliwych poziomach.

Czyta się to dość dobrze, choć bez większych emocji. Zło jest wyraźnie złem, dobro jednoznacznie dobrem. Nie ma w tej wielowątkowej powieści jakiejkolwiek rysy. Każdy zachowuje się przewidywalnie, a tajemnice są nimi tylko przez chwilę. To dobry materiał do dyskusji o pozycji jednostki w bezdusznym systemie prawa i o możliwościach obywatelskiej obrony przez psychopatyczną jednostką. Sama książka jednak kurczowo trzyma się przewidywalnych ludzkich reakcji i nazywa ich oczywiste emocje. Stefan Darda nie dał możliwości ujrzenia jakiegoś naprawdę mrocznego dna całej tej historii, choć niewątpliwie pisze o sprawach i przeżyciach jeżących włos na głowie. To thriller, który w gruncie rzeczy nie straszy. Historia zbudowana tak, by można się było w niej wyraźnie określić. Od samego początku do końca, niestety.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz