Pages

2016-11-12

"Smutek cinkciarza" Sylwia Chutnik

Wydawca: Od Deski Do Deski

Data wydania: 26 października 2016

Liczba stron: 222

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 32 zł

Tytuł recenzji: Męskość obnażona

Ta sprawa porusza wyobraźnię do dziś! 26 września 1985 roku na jednym z sopockich blokowisk został zamordowany pewien znany w swoim środowisku waluciarz. Zbrodnia zaskakująca i elektryzująca opinię publiczną przede wszystkim dlatego, że denata znaleziono w windzie, w bloku, pośród roju ludzi. Nikt nie dowiedział się wtedy, kto zabił cinkciarza, a po latach analizy sprawy znaleziono poszlaki wskazujące na syna. Nikomu nie przedstawiono zarzutów, ale fantazje na temat sprawcy stały się elementem ponownej analizy tego, co się wydarzyło w 1985. Ktoś udusił czterdziestoletniego Wojciecha? Jeśli zrobił to syn, nie doczekał się kary. Jeśli miał miejsce konflikt interesów w rodzinie, dziś możemy tylko fantazjować o tym, jakie były relacje zabitego i jego syna. Sylwia Chutnik pofantazjowała. Stworzyła świetną książkę, w której podjęła się narracji pierwszoosobowej. O swoim życiu opowiada denat. Śmiesznie to trochę wygląda, bo z jednej strony jest monologowaniem przy wódce, z drugiej – narrator sam podkreśla, że już nie żyje. Nic to. Ważniejsze byłoby spenetrowanie środowiska w Trójmieście, w którym dorastał i zginął cinkciarz, ale autorka nie podejmuje się trudu nadania swojej opowieści reporterskiego sznytu. Swojego czułego cinkciarza umieszcza w Warszawie. Portretuje środowisko i zwyczaje, którymi już nieraz się zajmowała. Echa codziennego życia z tej opowieści znajdziemy i w „Jolancie”, i w „Cwaniarach”. Można wybaczyć Sylwii Chutnik lekkie pójście na łatwiznę, albowiem książka jest znakomita. Porzucone przez pisarkę biografie gniewnych lub sfrustrowanych kobiet zastąpione zostają opowieściami o męskich zależnościach, traumach, o szorstkiej bliskości i deficycie uczuć. Mężczyźni kilku pokoleń są w „Smutku cinkciarza” najważniejsi. Ci, których już nie ma, doświadczyli bolesnych przeżyć – wojna czy trudna rzeczywistość powojenna zostawiły w nich ślady i uniemożliwiły bliższy kontakt z synami. Narrator Chutnik to taki cyniczny, lecz honorowy cwaniak. Cwaniak o wielkim sercu. Czuły i nostalgiczny, choć szorstki i zdystansowany. Snuje opowieść o tym, co utracił oraz zyskał. Opowiada o sile i słabości rodziny w czasach PRL-u. Udowadnia, że rozpaczliwy hedonizm dancingów to za mało, by zapomnieć o smutnych aspektach prozy życia w mrocznym systemie.

Wiesiek dostawał w skórę od ojca. Tego ojca, którego jednocześnie adorował. Mężczyznę winiącego go za śmierć brata i odwracającego od niego twarz tuż przed śmiercią. A jednak Wiesiek wie, że ojciec był najważniejszy. Tak jak ważny był jego dziadek, kiedy powojenna trauma nie uczyniła z niego wariata. Mężczyzna jest punktem odniesienia dla chłopca. Jest wzorem do naśladowania, choć ład ustanawia zakazami i przemocą, a czułość to kwestia deficytowa lub niemożliwa. Wiesiek chce być lepszym ojcem dla swojego Jacka. Chce mu udowadniać miłość i nie budować relacji na zasadzie wymagań oraz kar. Tymczasem Jacek jest jakiś dziwny, trochę dziki, zamknięty w sobie, nie garnie się do ojca, nie docenia ojcowskiej troski. Wiesiek wie, że tylko syn może być godnym gwarantem trwania rodziny w przyszłości. Bo w rodzinie jest siła i bez względu na wszystko należy o nią dbać. Ochrona rodziny i zapewnienie jej środków do życia powinny być priorytetami każdego mężczyzny. Wiesiek jest męski. Daje radę. Zdobywa walutę, mebluje mieszkanie, umożliwia normalne życie w czasach, w których namiastką normalności było jedynie szalone wirowanie na parkiecie podczas nocnych dancingów. Wiesiek wierzy w to, że syn się przed nim otworzy. Wiesiek mu ufa, choć nie może do niego dotrzeć.

Sylwia Chutnik podejmuje się dość karkołomnego zadania. Z marymonckiego cwaniaka, którego celem jest nabicie w butelkę, a raczej nabranie na walutę jak największej liczby nieświadomych ofiar, czyni rzewnego opowiadacza, dla którego nie ma miejsca na cynizm i udawanie, kiedy opowiada o najbliższych i o tym, kim się stał w relacjach z ojcem lub dziadkiem. Ufamy Wieśkowi ze „Smutku cinkciarza” i mamy ochotę postawić mu kolejkę. Tymczasem wzruszający chwilami narrator jest kombinatorem, oszustem i malwersantem. Przyjacielem ludzi z marginesu pogubionych w życiu tak samo jak on. Chutnik oddaje głos tym, którzy swoje pragnienia, marzenia i życiowe plany wyśpiewywali w rytm PRL-owskich szlagierów, tych polskich i tych przemycanych z zagranicy. Wiesiek musi uczestniczyć w dancingach nie tylko po to, by odreagować frustracje. Tam, na parkiecie, otwiera się inny, lepszy świat. Taki, jakiego szukało wówczas wielu ludzi gotowych sporo zapłacić za iluzję. Barwne wieczory, podczas których muzyka i taniec zmieniały rzeczywistość, wyraźnie kontrastują z rzeczywistością wszelkiego rodzaju niedoborów. Ta książka jest też o pewnych niedoborach w relacjach rodzinnych. Wiesiek ma sprytną i gospodarną żonę. Córkę, która zdaje się niewidzialna, bo doskonale wpasowała się w ustaloną hierarchię domową. I syna, który obserwuje spode łba. Rozmawia tylko o pieniądzach. Jest zamknięty w sobie i izoluje się od ojca. Czy to on jest sprawcą śmierci Wieśka w windzie?

„Smutek cinkciarza” to opowieść o męskich relacjach naznaczonych goryczą i rozczarowaniami. O tym, w jaki sposób PRL odczarowywali sobie wszyscy ci, dla których nie było jednoznacznie określonego miejsca. Tacy bez pracy na etacie, niewpasowani w system, omijający doniesienia na temat rządu czy gospodarki, nieczuli na jakiekolwiek państwowe przemiany. Dla tych ludzi porządek i prawa wyznaczają ulice, uliczni gangsterzy i ci, dla których ucieczka w przestępczość to jedyna forma przetrwania, naznaczenia sensu w swym życiu. Sylwia Chutnik zabiera nas w niezwykłą podróż po czasach, których urok poznawała z opowieści rodzinnych. Myślę, że ta opowieść mogłaby się zrodzić bez odniesień do faktów i zbrodni sprzed lat. A jednak mamy w tym wszystkim atmosferę niepokoju i niepewności. Mamy przede wszystkim bohatera z krwi i kości. Mężczyznę, który potrafi uderzyć oraz oszukać, ale jednocześnie przytulić i okazać bliskość. Jednocześnie nakreśla smutek swojej egzystencji, bo to już kolejny mężczyzna w rodzinie, którego odrzucił te drugi, starszy, rzekomo najbliższy, wzór do naśladowania.

Sylwia Chutnik portretuje bohatera, który nigdy niczego nie żałował i wiedział, że codziennie należy żyć intensywnie. To także opowieść o pęknięciach w rodzinie, w której coś się rozpada. Nieznacznie, bez spektakularnych zwrotów akcji. Wiesiek to uosobienie komunistycznej tęsknoty za inną formą życia, istnienia, funkcjonowania codziennego i przeżywania radości. To książka o czasach, w których wszelkie śmiałe pomysły na życie rozbijały się w konfrontacji z szarością kolejnego dnia. Wówczas pomagały szlagiery i kombinatoryka życia. Pojawiały się także cienie, które trudno było zdefiniować. Chutnik opowiada o wieloznacznym smutku i o tym, co pozwalało choć na chwilę smutek ów pożegnać. Świetny, kwiecisty, pełen pasjonujących dygresji styl. I mroczny finał ze znakami zapytania. Książka pozostawiająca w niedosycie i z wątpliwościami. Naprawdę soczysty kawał prozy o tym mrocznym PRL-u, w którym jednak tyle barwnych rzeczy się działo.


PATRONAT MEDIALNY

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz