Pages

2017-01-30

„Brunatna kołysanka. Historie uprowadzonych dzieci” Anna Malinowska

Wydawca: Agora

Data wydania: 18 stycznia 2017

Liczba stron: 360

Oprawa: twarda

Cena det.: 39,99 zł

Tytuł recenzji: Rozłąki

To, że druga wojna światowa wcale nie skończyła się w momencie złożenia broni przez strony walczące, jest faktem uświadamianym w ostatnich latach w literaturze faktu zarówno globalnie (monumentalny reportaż „Powrót” Bena Sheparda), jak i z perspektywy lokalnej („1945” Magdaleny Grzebałkowskiej). Anna Malinowska przyjrzy się okrucieństwu powojennemu w bardzo intymnym ujęciu. Jej książka skupia się na relacjach dzieci i rodziców, którzy na wiele różnych sposób byli rozdzielani, a potem usiłowali dotrzeć do siebie, odbudowując utraconą bliskość. Odbieranie dzieci przez Niemców miało bardzo różnorodny charakter. Związane silnie z działalnością Lebensborn, o której to instytucji napisano już bardzo wiele, ale także z zaskakująco dramatycznymi zbiegami okoliczności, w wyniku których dziecko znikało z życia matki nagle, bez wyjaśnienia. To doprawdy szczyt absurdu i tragizmu, że dzieci rodziców pomordowanych przez Niemców właśnie przez nich wychowywane były z czułością i troską. Ale w reportażu Malinowskiej chodzi o bardzo szeroki kontekst. O dzieci odbierane siłą, podstępem, wykradane z domów opieki, zabierane zniewolonym matkom. O dzieci, które nie miały możliwości upomnieć się o swoje prawa. Także o te straumatyzowane podwójnie – najpierw w wyniku przymusowego zniemczenia, potem odbierane przybranym rodzicom i na nowo polonizowane, choć było to dla nich potworną niesprawiedliwością, skoro niemiecka Mutti naprawdę pokochała, a polska matka oczekiwała miłości, której czasem nie dało się z siebie wydobyć.

„Brunatna kołysanka” rozważa problem oddalenia bliskich nie tylko w kontekście wojny i wydarzeń powojennych. Opisane historie nie przywołują jednego schematu, choć dotyczą w gruncie rzeczy takiej samej krzywdy. Malinowska stara się przyjrzeć trudnym relacjom oddalonych, a potem odnalezionych z perspektywy ich dalszego, dorosłego życia. Okazuje się, że okrucieństwo nie charakteryzowało tylko tych, którzy odbierali dzieci. Okrutni byli także rodzice, nie zawsze akceptujący odnalezione dzieci. Niektórzy opiekunowie odmawiali opieki, inni nie byli w stanie nawiązać bliskiej więzi z dzieckiem. A ci, których uprowadzono, opowiadają swoje dramaty różnymi głosami. Są tacy, dla których mroczna przeszłość jest już zamkniętym rozdziałem. Tacy, którzy są w stanie wybaczyć tę okrutną niesprawiedliwość losu i nie wracać już myślami do zniszczonego dzieciństwa. Są także rozmówcy przepełnieni gniewem, nigdy niepogodzeni z tym, co z nimi zrobiono, jak ich wykorzystano, ile możliwości odebrano i jak wytarto ze świadomości pojęcie szczęśliwego dzieciństwa. Okazuje się bowiem, że wiele uprowadzonych dzieci nawet gdy odnalazło biologicznych rodziców, nigdy tak naprawdę nie umiało cieszyć się dzieciństwem. Potem zaś nie miało odwagi, by zbudować życie rodzinne, samemu stać się rodzicem.

Centralną postacią reportażu jest mecenas Roman Hrabar. Człowiek, któremu Wikipedia poświęca lakoniczną notkę, a rodzinne Katowice zapominają, czemu się przysłużył. Tymczasem Anna Malinowska stara się bardzo dokładnie zrekonstruować wszystkie krajowe i zagraniczne działania Hrabara, dzięki któremu odnaleziono mnóstwo dzieci i połączono opłakujące tragiczne straty rodziny. Śledząc poczynania mecenasa, dostrzegamy, jak skomplikowane były różne historie i jak wiele trudności trzeba było pokonać, by połączyć dziecko z tęskniącą matką. Istotna jest perspektywa widzenia problemu przez Niemców, którzy przyjmowali pod swój dach dzieci i obdarzali je prawdziwą miłością. Być może niewiele mieli wspólnego z przesłaniem Himmlera, który dowodził, że rodzenie to nie jest sprawa osobista, lecz narodowa, i że kolejne porody mają budować potęgę niemieckiego społeczeństwa, w którym osoby bezdzietne powinny adoptować i wychowywać potomków. Niemieckie rodziny wielokrotnie konfrontują się z równie brutalnymi faktami co dzieci i rodzice, których w Polsce udaje się odnaleźć. Ich szczera miłość staje w konfrontacji ze zbrodniczym systemem, o którym wielokrotnie nie wiedzieli. Ten system usuwał z relacji rodzinnych pojęcia bliskości i miłości. Nakazywał hodowanie przyszłych godnych obywateli Rzeszy. Polskie dzieci mające być małymi Niemcami niejednokrotnie trafiały do domów, w których odnajdywały wszystko, co dla dziecka najważniejsze. Wracając do Polski, odkrywały kim są naprawdę, ale niejednokrotnie czekały na nich rodzinna patologia albo dorastanie w domach opieki. Hrabar traktuje swoje zlecenia z dużą empatią i taktem. Wie, że najważniejsza jest prawda. Zdaje sobie jednak sprawę z tego, że powracające do rodziny dziecko nie zawsze będzie dzieckiem szczęśliwym.

„Brunatna kołysanka” przedstawia wiele wstrząsających historii. Ukazuje rozpacz niemieckich rodzin i problemy adaptacyjne w rodzinach polskich. Mamy tu między innymi opowieść o tym, jak matka odnajduje swego dwudziestoletniego już syna i jak trudno jest im potem odnaleźć bliskość, za jaką tęsknili. Jest historia matki, która oznajmia dziesięciolatkowi, że już go nie chce, gdyż znalazła prawdziwego syna. To są opowieści, wobec których nie można przejść obojętnie, ale także takie sugerujące bardzo wyraźnie, że nie chodzi tu tylko o krzywdę odebranego dziecka, poczucie straty rodzica i szczęśliwe zakończenie, kiedy oboje po latach się odnajdują. Naprawdę szczęśliwych i satysfakcjonujących obie strony zakończeń jest niewiele. Malinowska zaznacza, że nie chodzi o sam moment odnalezienia się, że za tym wszystkim stoi cała masa trudnych emocji, z którymi nie sposób sobie poradzić. W trudnych relacjach zaciera się bliskość. Uprowadzone przez laty dzieci nie są w stanie jako dorośli zaofiarować tej bliskości komukolwiek, bo nikt ich nigdy nie przytulał, nikt prawdziwie nie pokochał.

To reportaż o tym, jak zbrodnicze działania potrafią zburzyć życiową równowagę już na zawsze. Okazuje się, że nie koszmar wojenny, lecz koszmar wyobcowania jest stygmatem na całe życie i nie można uwolnić się od bolesnych wspomnień. Reportaż taki jak ten uświadamia, że krzywda ludzka zapisana jest niekoniecznie w faktach, lecz przede wszystkim w skrywanych emocjach. Świat może rozpaść się całkowicie, choć wokół nie dzieje się nic spektakularnego. Pytania o to, kim się naprawdę jest, mogą dręczyć przez całe życie. Nigdy też nie można przewidzieć, czy pęknięte więzi rodzinne można naprawić tylko tym, że zwróci się sobie bliskich ludzi. Długofalowa perspektywa i ukazanie losów dzieci i rodziców w szeregu różnych kontekstów pokazuje także sposób, w jaki formowało się polskie powojenne funkcjonowanie rodziny w oczach opinii publicznej. Bohaterowie książki Malinowskiej przeżyli swoje prywatne piekło i czasami matczyna czułość to za mało, by poradzić sobie z pożegnaniem go. Niekiedy proces łączenia dzieci i rodziców był tak dramatyczny, że lepiej byłoby się o niego nie starać. Tak czy owak to książka o ludzkiej tożsamości, która buduje się w pierwszych kilkunastu latach życia. Jeśli wówczas pojawiają się gorycz, pustka, odrzucenie i kłamstwa, ta tożsamość zawsze będzie składową traum i wewnętrznych pęknięć, wiecznych ran oraz ciągłych deficytów emocjonalnych. „Brunatna kołysanka” opowiada o prywatnym obliczu wojny. O tym, że pozostawiła ona ślady, przede wszystkim rozrywając więzi międzyludzkie i skazując rozdzielonych na różne rodzaje bolesnej samotności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz