Wydawca: Znak
Data wydania: 23 maja 2018
Liczba stron: 352
Oprawa: twarda
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Z nienawiści
Jestem bardzo rozczarowany.
Patrycja Pustkowiak popełnia grzech literackiej wtórności i niewiele przekonuje
mnie do tego, że ma naprawdę coś nowego do powiedzenia. „Maszkaron” tak jak „Nocne zwierzęta” portretuje kobietę obsesyjnie skupioną na sobie. Sfrustrowaną,
wściekłą, krytykującą wszystko wokół, ale przede wszystkim nadającą sobie status
kogoś zbędnego. O ile Tamara Mortus z pierwszej książki dochodzi do pewnych
wniosków, doświadczając osobiście rozmaitych form świata i relacji międzyludzkich,
o tyle Marianna z „Maszkarona” wbrew jakimkolwiek doświadczeniom neguje
wszystko – siebie i otoczenie. Wrasta we wściekłość, a potem w nienawiść i jest
dużo bardziej antypatyczna niż Tamara. Jeśli
„Nocne zwierzęta” zaskakiwały soczystą frazą i w swej bezkompromisowości oraz
kontrowersyjności naprawdę przykuwały uwagę, to nowa powieść coraz mocniej ją
rozprasza, staje się książką zbyt wielu znaczeń i w gruncie rzeczy jest o
wszystkim i o niczym.
Trudno jednoznacznie orzec,
ku czemu prowadzą refleksje i obserwacje głównej bohaterki. Mam wrażenie, że
Pustkowiak napisała kolejną ponurą książkę o tym, jaka Polska jest brzydka w
kilku symbolicznych znaczeniach, a wspomniana wtórność polega głównie na przedmiocie
opisu, braku jakichkolwiek diagnoz lub refleksji. Tak, zdaję sobie sprawę z
tego, że szpetna bohaterka egzemplifikuje tezę, że kategoria brzydoty w
doskonałym kształcie świata złudzeń i iluzji XXI wieku jest pewną formą
niepełnosprawności społecznej i z niej wynikają wszystkie możliwe złe emocje,
głównie autodestrukcyjne. Problem polega na tym, że autorka proponuje opis
polskich przywar i bolączek, który jest bardzo rozmyty, niezwykle sztampowy,
mało kreatywny i dotykający tych sfer oraz problemów, które nie tyle są
zwyczajnie widoczne dla każdego, ile w „Maszkaronie” tylko punktowane. O co właściwie chodzi Mariannie? Kto i
dlaczego jej przeszkadza? Pustkowiak myślami swojej bohaterki przypuści
frontalny atak na wszystko, co jest dla niej irytujące w Polsce i Polakach.
Pozostaje jednak niedosyt, bo „Maszkaron” niczego nowego ani w zasadzie ważnego
nie punktuje. Odnoszę wrażenie, że jest głównie autorską grą z opanowanymi już
frazą i stylem. Tym, co zaskakiwało i intrygowało w „Nocnych zwierzętach”,
a tutaj zwyczajnie męczy, bo obok soczystych fragmentów pełnych słusznej ironii
i doskonałego czarnego humoru Pustkowiak proponuje nam wyolbrzymienia i satyrę,
których czasami nie da się znieść – jak w przypadku sceny filozoficznego panelu
dyskusyjnego. Poza tym – lawirowanie między kameralnym dramatem egzystencjalnym
a odważną powieścią społeczną. Ani jedno, ani drugie nie wychodzi dobrze.
Tkwimy w bezradności i
bezwoli, która charakteryzuje Mariannę, wyjątkowo brzydką
trzydziestopięciolatkę uważającą, że przegrała swoje życie, niczego w nim nie
doświadczyła, nie poczuła się ani kobietą, ani człowiekiem, ani istotnym
członkiem jakiejkolwiek społeczności. Zdana
na pastwę własnych lęków i neuroz „męczennica wisząca na krzyżu własnego ciała”
poszukuje takich form koegzystencji z innymi ludźmi, które choć na chwilę
uczyniłyby ją kimś podmiotowym, ważnym członkiem zgromadzenia, częścią jakiejś
całości, fragmentem żywej tkanki społecznej. Tymczasem trochę na własne
życzenie, ale głównie z powodu odium wobec wszelkich form ludzkiej szpetoty
Marianna musi wycofywać się w głąb siebie. Jej życie seksualne nie
istnieje. Nikt nigdy jej nie chciał i nigdy nie zechce. Pozostają pornografia i
żałosne substytuty doświadczeń erotycznych. Wydobyła się z opresyjnego domu z
zachowawczymi rodzicami, wulgarną matką i poczuciem wiecznego stłamszenia.
Uciekła z ciasnego mieszkania rodzinnego do zlokalizowanej w innym, bardzo
drogim mieście ponurej kawalerki, którą może wynajmować z powodów znanych tylko
autorce, albowiem budżet bohaterki prawdopodobnie nie obejmuje komfortu wynajmu
mieszkania w żadnej większej polskiej metropolii. Marianna obserwuje,
analizuje, przygląda się, podsłuchuje. Między drobnymi zleceniami snuje się po
mieście i tworzy jednoosobową lożę szyderców, odsłaniając absurdy codzienności
pozornie szczęśliwych ludzi.
Tu przechodzę do szeregu
przewidywalnych i tendencyjnych scen. Patrycja Pustkowiak pozwoli swojej
bohaterce na niczym nieskrępowany krytycyzm. Dostanie się zatem uporządkowanemu
życiu rodzinnemu, dostanie się modnym i wyzwolonym grupom wzajemnego wsparcia
kobiet. Ośmieszeniu ulegnie pewna atrakcyjna fizycznie filozofka, a także
filozofowanie samo w sobie. Aby było
dosadniej, Marianna dołoży w myślach nawet Miłoszowi. Jej niechęć i narastająca
nienawiść obejmą wszystkich – od rodziców i szkolnych kolegów będących oprawcami
po poetów, filozofów i ludzi proponujących jakiekolwiek sensowne wykładnie
świata chaosu. Świetnie, bardzo to żywe, momentami drapieżne i przykuwające
uwagę, ale nic z tak prowadzonej w „Maszkaronie” narracji nie wynika.
Obserwujemy, w jaki sposób rodzi się frustracja ludzka oraz społeczna.
Otrzymujemy przejaskrawiony obraz wszystkich wyautowanych, z daleka od polskich
antagonizmów, ale daleko również od jakiejkolwiek stabilnej pozycji w polskim
społeczeństwie.
Pustkowiak chce odważnie
wyjść poza prywatną sferę upokorzeń, frustracji, lęków i ograniczeń z „Nocnych
zwierząt”, by uczynić z nowej bohaterki pewną wędrującą po skompromitowanym
mieście abnegatkę, która wydobywa z codziennego życia naznaczonego fałszem i
złudnymi ideałami cały brud, ten brud symboliczny, całą brzydotę, która w
przeciwieństwie do jej brzydoty fizycznej wciąż formuje się na nowo, nabiera
nowych kształtów, pochłania i zawłaszcza. Marianna jest wbrew modom,
tendencjom, oczekiwaniom, narzucanym sposobom funkcjonowania na co dzień. Jej
pozostaje już tylko nienawiść. Trochę zabawne jest postrzeganie tej książki
jako manifestu wściekłości wykluczonych, którzy oferują samymi sobą jedynie głębokie
pokłady złych emocji. I teraz nie wiem,
czym mam się bardziej przejąć – tragikomiczną sytuacją Marianny, druzgoczącą
próbą diagnozy kilku wyeksponowanych środowisk czy może rozpaczliwą niemocą,
która nad tym wszystkim wisi i do której bardzo zgrabnie nawiązuje inteligentne
zakończenie. Problem polega na tym, że dylematy i sytuacja Marianny jakoś
nie wzbudzają współczucia, a być może nawet zainteresowania, diagnoz zaś w tej
powieści nie ma żadnych. „Maszkaron” ma być gniewnym odzwierciedleniem tego,
jak nonsensowne jest nasze życie, w którym trzeba się za czymś opowiedzieć,
wobec czegoś być w kontrze, gubić kontakt z własnym wnętrzem, a jeśli już go
mamy – może być tak obsesyjnie irytujący jak ten Marianny rozdzierającej szaty
nad własnym tragicznym położeniem.
Myślę, że Patrycja
Pustkowiak straciła czujność. Nieźle pisząc, pomknęła w jakiś wyjątkowo dobrze
oswojony rejon tematyczny. Nie wydobywa stamtąd niczego interesującego. „Maszkaron” to powieść rozmyta,
rozdrobniona. Jak wspomniałem na wstępie – o wszystkim, a właściwie o niczym
nowym. Kpina i satyra to również narzędzia, którymi autorka posługuje się
sprawnie, ale w pewnym momencie nie widać celu ani przesłania w ich stosowaniu.
Szkoda, bo miałem nadzieję na coś nowego i świeżego. Feministycznego, dającego
kopa i możliwości różnych przemyśleń. Nie mam ich zbyt wielu po lekturze „Maszkarona”
i obawiam się, że ta opowieść o aspołeczności i nienawiści może zostać szybko
zapomniana – że za miesiąc już nie będę pamiętał, o czym była ta książka.
Kolejna wyczerpująca recenzja, pozdrawiam imiennika !
OdpowiedzUsuńRównież nie polubiłam głównej bohaterki, nie wzbudza żalu i nie zasługuje na współczucie. Na dodatek, osoby które mogłyby się z nią utożsamić, raczej nie przeczytają tej książki. Jednak styl narracji według mnie zasługuje na uwagę. Niektóre frazy chodzą mi jeszcze po głowie.
OdpowiedzUsuń