Pages

2018-07-18

„Kirke” Madeline Miller


Wydawca: Albatros

Data wydania: 13 czerwca 2018

Liczba stron: 416

Przekład: Paweł Korombel

Oprawa: twarda

Cena det.: 42,90 zł

Tytuł recenzji: Mitologiczne uzupełnienia

Madeline Miller pisze mitologię grecką na nowo. W jej powieści dostrzeżemy umiejętność wydobywania z powszechnie znanych tekstów kultury tego, czego zawsze brakowało interpretatorom. Chodzi o wiarygodność psychologiczną postaci, które nie są koturnowe i jednoznacznie kojarzone z narzuconymi im od wieków przymiotami. Miller czyni z nich istoty owładnięte namiętnościami, realizujące pasje, krzywdzone i krzywdzące, przeżywające wszystkie rodzaje smutku, rozczarowań, ale także głęboko zapatrzone w ideały, kierujące się czytelnym kodeksem moralnym, zagubione i pewne siebie. Gdyby tak wyglądała cała mitologia, nie byłoby do niej przypisów w postaci parafraz czy dzieł naukowych. Nie byłoby tej sfery domysłów i fantazji, w którą amerykańska pisarka wchodzi bardzo odważnie i niezwykle subtelnie.

Miller czyni główną bohaterką swojej powieści postać epizodyczną i wspominaną w mitologii na prawach pewnego rodzaju ozdobnika fabularnego. Kirke jest w pewien sposób uprzedmiotowiona, a Miller czyni z niej niezwykle konsekwentną w działaniu i zdeterminowaną kobietę, której wizerunek psychologiczny może równać się tym kreślonym dawniej w powieściach dojrzałego realizmu. Wykorzystany jest tu niejednoznaczny status– bohaterki – zawieszonej między światem bogów a światem śmiertelników. To ludzie intrygują ją bardziej niż bogowie. To przez bogów zostaje zesłana na swą wyspę, by wieść samotnicze życie i dzięki temu, dzięki rozmaitym przypadkowym kontaktom, nawiązywać więź z tymi, którymi gardzą nieśmiertelni, a którzy odegrają w życiu Kirke bardzo ważną rolę.

Powieść sprytnie wykorzystuje fakt, że w mitologii Kirke portretowana jest jako ta, która w zasadzie bez większych sprzeciwów przyjmuje swoją rolę samotniczki na zesłaniu. Miller najpierw portretuje wyobcowanie w życiu rodzinnym bohaterki, a później krok po kroku stara się pokazać, w jaki sposób Kirke mierzy się ze stygmatem innej, nieudanej, niespełniającej oczekiwań, by odnaleźć się w szeregu zupełnie nieprzewidzianych przez jej rodzinę relacji, a w końcu – by odnaleźć siebie w tym trudnym do zdefiniowania statusie istoty oddalonej zarówno od wieczności, jak i od kruchości życia naznaczonego śmiercią. Kirke jest więc chodzącą ambiwalencją, ale jednocześnie postacią uosabiającą wszystkie wielkie namiętności, jakimi kierowali się zarówno bogowie, jak i ludzie. Tkwiąc między przynależnością a pragnieniem wydobycia się z niej, jest bohaterką nie tylko dynamiczną. Ma w sobie moc połączoną z tragizmem. Niesie w sercu traumy, których pożegnanie będzie się wiązało z trudnymi decyzjami. Będzie gotowa sama stanowić o sobie i zmierzy się zarówno z boską bezdusznością, jak i ludzkimi słabościami, w których mimo wszystko odnajdzie się bardziej niż tam, skąd zesłano ją na wygnanie.

Czytanie „Kirke” to prawdziwa przyjemność nie tylko dlatego, że wchodzimy w sferę domysłów, która staje się czytelnym obrazem targanych emocjami i przeżyciami bohaterów z różnych stron świata. Z tej, w której dominują podporządkowanie i groza, oraz z tej, gdzie walczy się ze świadomością rychłego odejścia i chce się swój krótki czas przekuć w żywot do zapamiętania przez kolejne pokolenia. Bardzo interesująco przedstawione są przede wszystkim relacje Kirke i Odyseusza, a także – później – bliskość między nią a członkami jego rodziny. Miller nie idzie w kierunku uproszczeń. Obecność Odyseusza na Ajai jest dla Kirke wyzwaniem. Ten mężczyzna oddziałuje na nią silniej, niż mogłaby przypuszczać. Jest oczywisty w swych działaniach i decyzjach, a jednocześnie bardzo enigmatyczny. Pozostanie z nim to zagadka współistnienia, pożegnanie go jest początkiem trudności w interpretacjach jego działań. Pomnikowy Odys staje się w narracji Miller głęboko sfrustrowanym i zagubionym człowiekiem, który z determinacją podąża w kierunku swego domu, by potem wnieść do tego domu chaos i zniszczyć relacje z najbliższymi.

Nic nie jest oczywiste i jednoznaczne w tej powieści, dzięki czemu Miller trzyma czytelnika w szachu. Z jednej strony doskonale wiemy, co ma się wydarzyć i jaki splot okoliczności wywoła taką, a nie inną zmianę. Z drugiej jednak – obserwujemy nakreślone w mitologii fakty z zaskakująco bliskiej nam perspektywy. Zbliżamy się do tego, co jest istotą boskości, a co staje się stygmatem dla ludzi. Kirke dokonuje wyboru. Wie, w której grupie chciałaby się znaleźć i gdzie odnalazłaby swoje miejsce. Do czasu podjęcia ostatecznych decyzji będzie się musiała mierzyć – z samą sobą, wielkimi wątpliwościami i namiętnościami, ale przede wszystkim z poczuciem wyobcowania i świadomością, że brak przynależności stwarza w życiu większy rodzaj banicji niż czytelne odtrącenie, zwłaszcza przez bliskich.

Madeline Miller pięknie buduje tutaj pewną wspólnotę doświadczenia tych wyobcowanych i skazanych na wieczną karę. Mam na myśli subtelne połączenie losów Kirke z losami Prometeusza. Szczątkowa relacja, jaką w tej powieści nawiązują, będzie jednak solidnym fundamentem opowieści o tym, jak wiele trzeba na swoich barkach unieść, by pokazać, kim się jest i kim chce się być bez względu na uwarunkowania i szereg niepisanych praw, wobec których trzeba się zbuntować, gdyż taka jest cena niezależności. Kirke wydobywa się z tej powieści jako postać najpierw niezwykle udręczona, potem jednak wchodząca w skomplikowane relacje, dzięki którym – paradoksalnie – ułoży się ze swoim sumieniem i pragnieniami, odnajdzie swoje miejsce, będzie gotowa na dramatyczny wybór, ale jednocześnie stanie się w tym wyborze szczęśliwa.

I jeszcze przestrzeń, w jakiej dokonują się przemiany. Ajaja, gdzie można liczyć tylko na bliskość świata przyrody, enklawa wyobcowania, a jednocześnie miejsce najważniejszych życiowych doświadczeń. Kawafis pisał o tym, że każdy podąża do swojej Itaki. Miller po latach zdaje się sugerować, że każdy z nas ma własną Ajaję – przestrzeń mierzenia się z samym sobą, która może stać się opresyjna lub wyzwalająca, w zależności od tego, jak potraktujemy wyzwanie konfrontacji z emocjami, przeżyciami i jak nazwiemy te emocje. Czułość i empatia wobec śmiertelników każą Kirke zamienić wyobcowanie na Ajai w szereg decyzji zmieniających na zawsze jej życie. To powieść o wydobyciu się z toksycznych zależności, ale także o kobiecej dzielności samostanowienia. Kirke doznaje upokorzeń jako córka czy kochanka. Odnajduje się pewnie w innych rolach. Jest gotowa zdefiniować na nowo doświadczenia z Ajai, by – tak jak jej kochanek i syn – naprawdę ruszyć w drogę…

„Kirke” to opowieść o tym, że każdy rodzaj pogardy i lekceważenia można przekuć na pewność siebie i konsekwencję w działaniu. Interpretacja mitologii greckiej i jej autorskie uzupełnienia czynią z powieści Madeline Miller lekturę satysfakcjonującą i przynoszącą nowy punkt widzenia na to, jak kształtowała się opozycja bogów i śmiertelników, oraz sugerującą, że ta opozycja nie była tak jednoznaczna, jak suponują to teksty starożytne. Warto wejść w świat wyobraźni amerykańskiej pisarki, bo to mit napisany na nowo. Właściwie niejeden mit. Odwiecznie znana narracja nabierająca zupełnie nowego kształtu i nowej wymowy.

3 komentarze:

  1. To już trzecia recenzja tej książki przeczytana przeze mnie w blogosferze. Twoja jest najlepsza, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, ja też wszędzie natykam się na recenzje tej książki. Najpierw temat mnie nie pociągał, ale skoro wszyscy to czytają i większość zachwala, chyba warto spróbować. ☺

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dobrze napisana recenzja jakże pięknej książki! Zgadzam się z autorem. Książkę czyta się świetnie, niemal jak powieść przygodową, jednocześnie zyskując nowy ogląd mitów i nowe spojrzenie na ich bohaterów. Towarzysząc Kirke i jej niełatwym wyborom sami trochę zastanawiamy się nad swoimi życiowymi wyborami...

    OdpowiedzUsuń