Pages

2018-08-23

„Łaskoci” Konrad Oprzędek


Wydawca: Świat Książki

Data wydania: 22 sierpnia 2018

Liczba stron: 208

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 34,90 zł

Tytuł recenzji: Poetycka upiorność

Konrad Oprzędek zachwyca i przygnębia. Jednocześnie mocno zaskakuje, bo po interesującym, ale niekoniecznie wzbudzającym wiele emocji reportażu „Polak sprzeda zmysły” proponuje nam debiutancką powieść, która na pewno zapadnie w pamięć. Zachwycić można się stroną językową książki. Zjełczała krew Oprzędka śniła mi się w nocy. Jego zdania uderzają w świadomość z dużą siłą, są śmiałe i jednocześnie bardzo niezwykłe. Pozostawiają ślad na języku, dlatego niektóre fragmenty warto przeczytać sobie na głos. Brzmią jak z jakiejś mrocznej baśni, a przecież portretują polską wieś. Poetyckość opisu zwyczajnych, przygnębionych i wycofanych ludzi to niejedyny zaskakujący dysonans tej książki. Narracji, która w swym przesłaniu i całej strukturze mocno przygnębia. To druga strona oddziaływania. „Łaskoci” to opowieść z klaustrofobiczną i duszną atmosferą, ale także ze słowami i zwrotami, które wydobywają się z niej, są niezależne, gdzieś poza światem przedstawionym, w niecodziennej logice asocjacji – też niepokojące, jednak w innym wymiarze.

Myślę, że po „Tłuczkach” Katarzyny Wiśniewskiej to jeden z najciekawszych polskich debiutów literackich tego roku. Powieść zawłaszczająca i jednocześnie trudna do uniesienia. Przesycona smutkiem, ale z drugiej strony przepięknie przełamana czułością w połączeniu niektórych słów w zaskakujące zdania. Łącząca subtelne piękno frazy z okrutną bezkompromisowością. Oprzędek jest oryginalny, choć wcale nie opowiada jakiejś nowatorskiej historii. Proponuje intymny pejzaż miejsca, które dosięga śmierć i dodatkowo umacnia mroczny klimat bylejakości, zatrzymania się w miejscu. A jednak nie stoimy w nim. Sycimy się opisami i toniemy w egzystencjalnym błocie. Dwa zupełnie różne sposoby oddziaływania czytelnika. W jednej bardzo spójnej i konsekwentnie napisanej książce.

Wieś przeżywa żałobę. Cierpi i zastanawia się nad celowością tego cierpienia. We wsi wszyscy zastygli na długo przed tym, kiedy musieli stanąć w miejscu oniemiali po doznanej krzywdzie. Tej niezawinionej i niezrozumiałej, która przyszła z wielkiego świata, gdzie udali się dwaj bracia, by już nigdy nie powrócić żywi w rodzinne strony. Ludzie wloką za sobą ciężkie cienie w postaci sadzy. Mają w płucach kamienie. Pary „zsychają się” razem, a pozostali, bez bliskiej osoby, zapadają w stupor, z którego nie mogą się wydobyć. Wieś nie śpi, lecz rozmyśla. Budzi się po tragedii ataku terrorystycznego, która zabrała dwie swojskie ofiary, i rozmyśla o kształcie świata potem. Bo wieś to uporządkowana struktura społeczna, w której pokolenia odgrywają ważną rolę. Tu pojawia się bezlitosna luka, nagła pokoleniowa pustka, za którą stoją bezradność i rozpacz. A potem gniew, ale nie od razu. Na początku Konrad Oprzędek chce nas oprowadzić po swym smutnym miejscu i odczarować jego prozaiczność niezwykłą frazą opowieści – o świecie przyrody, jej zjawiskach, o ludzkiej seksualności, pejzażu intymnym pokrzywdzonych. Kroczymy przez ten świat z dużą dozą nieśmiałości, bo doświadczamy brutalności i subtelności jednocześnie. „Łaskoci” to taka opowieść, która polskie demony i idiosynkrazje opowiada w nieoczywisty sposób. I za to jestem autorowi bardzo wdzięczny, bo wydobywa się z tematycznej kalki i ucieka przed prostymi, powtarzalnymi tezami w swojej książce.

Ważne jest to, co dzieje się z wsią po tym, gdy oswoi już tragedię. Kiedy pojawi się ktoś, kto zechce uporządkować tę mroczną rzeczywistość w chaosie. Kiedy miejscowy strażak wypowiada słowa: „Przyjrzyjcie się każdemu, kto chce żyć inaczej”, przechodzą nas ciarki i zdajemy sobie sprawę z tego, że ból wspólnoty wydobywa się też ze strachu, a strach w prosty sposób można przekształcić w nienawiść. I o tym jest ta książka. O przemianach, a jednocześnie utkwieniu w czymś, co bierne i smutne, jednak oswojone, nadzwyczaj swojskie i akceptowalne. Wieś mogłaby krzyczeć, że „naszych ubili”, ale te słowa wypowiadane są prawie szeptem, choć z wyraźnym buntem, akcentowaną niezgodą. Nasi a obcy – duszna dychotomia kształtuje świat przedstawiony w przerażający sposób, ale Konrad Oprzędek unika łatwego kategoryzowania i jego wieś nie jest tylko duszna, cuchnąca cierpieniem i śmiercią – jak chciałaby ją widzieć dziewczyna jednego z nieżyjących, która przyjeżdża z odrazą i chce jak najszybciej wrócić do miasta.

W życiu portretowanej zbiorowości nic już nikogo nie łaskoci”. Każde doznanie, każda myśl i uczucie stają się szorstkie, nastawione na konfrontacje z kolejną szorstkością. Wieś Oprzędka w specyficzny sposób celebruje swoje wyobcowanie. Jednoczy się jako grupa. Także jako grupa rozpada. Okazuje się, że pożegnanie z nieszczęściami o imionach Łukasz i Tomek to dla niektórych zbyt wiele do uniesienia. Nie do pomyślenia jest, by wieś żegnała tych, którzy mieli być jej przyszłością. Nie do opisania są napięcia i nawarstwiające się frustracje. A także czasowa nieobecność Boga, bo wydaje się on obserwować, ale nic nie rozumieć. Tymczasem trzeba godnie przygotować się do pogrzebu. Będzie on symboliczną puentą tej niezwykłej historii, w której obok śmierci pojawiają się bardzo żywotne uczucia. Niszczące i atakujące społeczność od wewnątrz. Coś się wydarzy, coś gorszego niż ostatnie pożegnanie. Konrad Oprzędek buduje napięcie, kreując dodatkowo pełne mrocznych fantazji o stygmatyzowaniu sny mieszkańców wsi.

Sporo w tej powieści o ludzkiej cielesności, nie tylko tej w stanie rozpadu. Specyficzny naturalizm autora idzie w parze z konwencją, jak już wspomniałem, wyjątkowo mrocznej baśni, w której nic nie będzie takie, jakie być powinno. Struktura pewności wsi, którą zbudowano przez pokolenia, boleśnie zatrzęsie się w posadach. Do świata, w którym funkcjonowało się wedle niepisanych, lecz czytelnych zasad, wedrze się chaos niepokojącego zewnętrza. Oprzędek intrygująco opowiada o tej konfrontacji, ale stawia także na konfrontację między formą a treścią tej książki. Łaskoci” to będzie historia naszych emocjonalnych upiorów, traum i uprzedzeń. Opowiedziana z dużą delikatnością i poetycką empatią. Naprawdę zapadająca w pamięć. Myślę, że te kameralne dramaty obrazują dyskomfort bycia osobnym w grupie, który towarzyszyć może każdemu i wszędzie. Konrad Oprzędek jest niejednoznaczny, czuły i jednocześnie bardzo stanowczy.

2 komentarze: