Pages

2019-01-04

„Jestem, tęsknię, mówię” Yūko Tsushima


Wydawca: Państwowy Instytut Wydawniczy

Data wydania: 22 października 2018

Liczba stron: 232

Przekład: T. O. Okazaki-Pindur, B. Słomka, A. Szczechla

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 35 zł

Tytuł recenzji: Wobec utrat

Pochodzące sprzed dwóch dekad opowiadania Yūko Tsushimy tworzą zbiór, z którym trzeba obchodzić się rozważnie i bez pośpiechu. Piętnaście historii opowiada w gruncie rzeczy o tym samym, ale są tak skonstruowane, że „Jestem, tęsknię, mówię” to książka na wiele wieczorów, wymagająca odpowiedniego dystansu i upływu czasu między lekturą poszczególnych tekstów. Całość przeczytana szybko i od razu zniszczy prawdziwą przyjemność lektury. Pojawi się przesyt, bo Tsushima w pewnym stopniu jest monotematyczna; poczucie, że za dużo w tych opowiadaniach odcieni egzystencjalnego lęku i zbyt wiele czytelnych spotkań życia ze śmiercią. Dlatego ważne są rozsądek, rozwaga, umiejętność przyjmowania tych historii do siebie bardzo powoli. Wówczas odkryje się przed nami świat zadziwiających fantazji. Poetyckiej historii o umieraniu, w którym łagodny bunt wobec śmierci będzie szedł w parze z melancholijnym poczuciem, że nic już nie można zrobić i że utrata jest ostateczna.

Wbrew pozorom narracje są bardzo różne. Ich konstrukcje to także świadectwa szukania sposobu, by opowiedzieć o czymś niewyrażalnym, a jednocześnie tak boleśnie doświadczającym każdego. Dlatego są to narracje pewnego eksperymentu i takie, które poszukują. Stawiają pytania i w zasadzie pozostawiają je w pustce. A jednak sygnalizują, że należy dążyć do pewnych odpowiedzi. Najbardziej realistyczna? Chyba „Miejsce matki” relacjonujące ciąg traumatycznych utrat i wydobywania życia zmarłej z zapisanych przez nią słów. Najkrótsze opowiadanie? „Pieśń ze snu” – pełne dostojnej wizyjności i mówiące o tęsknocie. Najpiękniejsze? Myślę, że „Pełnia” będąca niezwykłą fantazją wokół ajnuskiego opowiadania o samotnym chłopcu na księżycu. Najbardziej zapadające w pamięć? „Zdjęty czar” na równi z „Ptasimi łzami” – pięknie opowiadające o tym, czym jest ludzka nieobecność w świadomości kogoś, kto musi żyć dalej. Zdecydowanie najbardziej zaskakujące? „Z Rumoi”, którego zakończenie nie pozwala przez chwilę przejść do kolejnego tekstu, zmusza do zatrzymania się i przeżycia tego, co zostało przeczytane. Jakkolwiek kategoryzować sobie te teksty, wszystkie w podobny sposób ujawniają niegotowość na życie bez bliskiej osoby i uświadamiają, w jaki sposób można ją przywołać w pamięci, by oszukać nieco mroczną rzeczywistość, odnaleźć jeszcze ten rodzaj porozumienia tak cenny za życia, tak istotny dla definiowania siebie.

„Jestem, tęsknię, mówię” to zbiór autobiograficznych opowieści, w których autorka rozlicza się z mnogimi odejściami swoich bliskich. Musiała pożegnać ojca, niepełnosprawnego brata, także syna i matkę. Każde z tych odejść było wstrząsające i każde w inny sposób zostawiło ślad w pamięci i wrażliwości Tsushimy. Ale mimo natężenia tych traum jej opowiadania mają w sobie pewną lekkość i są tak poetyckie, że najtrudniejsza konfrontacja w życiu jest w niektórych z nich emocjonalną przygodą, możliwością rozpoznania swoich potrzeb i oczekiwań w innym, zaskakującym wymiarze. Istotny jest także zaimek „ja”, który – wedle tego, czego dowiadujemy się we wstępie książki – w języku japońskim się nie odmienia, w przekładzie natomiast ma swoje czytelne, wyszczególnione miejsce. To bardzo ciekawa gra literacka w momencie, w którym autorka wprowadza zaskakującą wielogłosowość do opowiadań. Część z nich sytuuje swoje napięcie między monologiem a odpowiedzią. W kilku dwa głosy uzupełniają ogląd smutnej rzeczywistości po utracie. Ale są też teksty, w których poszczególne opowieści wydobywają się z kolejnych. Struktura narracyjna wydaje się nieuporządkowana, ale te niezwykłe wycieczki w różne miejsca są wielkim atutem pisarstwa Tsushimy.

Istotne są zależności w postrzeganiu otoczenia – przed śmiercią bliskiej osoby i po tym, gdy ona ostatecznie odchodzi. Dlatego w tym zbiorze ważne będą miejsca nabierające innego znaczenia. Odkrywane na nowo dopiero po odejściu kogoś, kto stworzył dane miejsce w takim, a nie innym kształcie. Te opowiadania to również rozpaczliwe próby zatrzymania w realnym świecie śladów po ludziach, którzy nigdy już nie będą blisko. Yūko Tsushima jest kronikarką żałoby świadomej i głębokiej. Niepozbawionej także nadziei, bo pojawiają się w tekstach odniesienia do wierzeń w reinkarnację, ale także plastyczne opisy głębi relacji, której nic nie mogło zniszczyć, nawet ostateczne odejście drugiej osoby.

Niektóre historie – jak „Moc wody” – odnoszą się do wielkiego lęku przed końcem egzystencji i w opozycji do tego lęku kształtują pamięć narratorów i narratorek. Pamiętać u Tsushimy to przełamywać strach przed końcem. Konfrontacja z nim odbywa się czasem latami, wydaje się nie mieć kresu. Śmierć traktowana jest jako doświadczenie destrukcyjne, ale wydobywające też szereg potrzeb oraz pragnień określanych w formie wspomnianego zaimka. Jestem, tęsknię, mówię” to propozycja miniatur literackich dotyczących szacunku wobec nieżyjących. Opowiadających o nich w bardzo specyficzny sposób, taki z jednej strony przejmujący, z drugiej jednak naznaczony melancholijnym dystansem. Pojawiają się różne skojarzenia związane z bliskością, jakiej już nie ma. Jej status wyznaczają symboliczne wizje, ale także przejmująco silna potrzeba odnalezienia kontaktu w pustce. To japoński sposób na godzenie się ze śmiercią, ale i opowieść o niemożliwości prawdziwego pożegnania się. Te teksty odnoszą się także do tego, czym jest utrata w szerokim znaczeniu, wydobywającym się poza sferę intymnych przeżyć narratorów. Tsushima snuje także fantazje o czymś alternatywnym: o możliwości nawiązywania kontaktu z bliską osobą mimo jej odejścia. Dlatego jest w tej prozie wiele dojmującego smutku, ale także niebywała inwencja wyobraźni oraz wrażliwość – dzięki nim przenosimy się z obecnością śmierci tam, gdzie jej doświadczenie może być przeżyciem estetycznym, dawać satysfakcję i pewien rodzaj siły. Piękne, przykuwające uwagę historie. Skrywające w sobie osobiste dramaty, ale rozpisujące je na bardzo kameralne opowieści o doświadczaniu cierpienia i pustki. Nie zniszczmy ich czaru, poznając wszystkie od razu. To jedna z tych książek, które powinny być czytane fragmentami, bez czytelniczej zachłanności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz