Pages

2019-02-22

„Przed końcem zimy” Bernard MacLaverty


Wydawca: Agora

Data wydania: 27 lutego 2019

Liczba stron: 280

Przekład: Jarek Westermark

Oprawa: twarda

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: W obliczu kryzysu

Kameralna i przejmująca opowieść o tym, co naprawdę znaczy wzięcie odpowiedzialności za siebie na całe życie. O związku w rozpadzie, ale także o silnym przekonaniu, że jest się dla siebie stworzonym, sobie potrzebnym i przynależnym do siebie ze względu na bagaż doświadczeń, ale także okoliczności i czas, w jakich relacja się zacieśniała. Bernard MacLaverty opowiada o ludziach niosących tajemnice cierpienia i prywatne nieszczęścia, które zamykają się w granicach uporządkowanego życia codziennego. Zobrazuje ludzi w podróży, bo wówczas wyostrza się perspektywa patrzenia na to, co jest na co dzień. Ale ta powieść to także gorzkie rozliczenie z północnoirlandzką przemocą, bo autor pokazuje, jak dramat polityczny staje się dramatem prywatnym, głęboko egzystencjalnym i niemożliwym do pożegnania. To również narracja tworząca studium alkoholizmu bez dosadności i bez przejaskrawień. Odnosi się wrażenie, że MacLaverty potrafi opowiedzieć o każdej trudności i traumie w sposób wyważony, subtelny i ze specyficznym rodzajem goryczy. Ale opowiada przede wszystkim o tęsknotach. O tym, że z czymś się nie zdążyło, coś wydarzyło się za wcześnie, czas i zbiegi okoliczności wymuszały nieprzemyślane decyzje, a w tym wszystkim jednak pozostaje pewien porządek, niezwykła harmonia. Tak pięknie napisanej książki o cierpieniu już dawno nie czytałem.

Piękna jest scena otwarcia, której niemym bohaterem jest noc. Ona boryka się z bezsennością, on wymusza formę sennego zapomnienia o świecie, wypijając kolejnego drinka. Tej pierwszej powieściowej nocy małżonkowie są wyjątkowo bezbronni i szalenie od siebie oddaleni. A jednak widzimy, że związek ich ciał ma się dobrze, że fizycznie są dla siebie stworzeni i że problemem są narastające bariery mentalne. Zimowy urlop w stolicy Holandii ma coś zmienić. Ma pozwolić na inne spojrzenie i na poszukiwania własnej wartości. Na określenie tego, kim się jest w związku, czy warto o niego walczyć i czy wspólne życie może zaoferować coś więcej niż tylko gorzki rachunek strat.

Gerry czuje się architektem ich związku. Stella wyczuwa jego fasadowość. Nic nie jest do końca jasne i określone, a w relacji tych dwojga widzimy zarówno ironiczność, jak i czułość. Są sarkastyczni i jednocześnie ciepli dla siebie w taki bezpośredni sposób. To wyjątkowa bliskość i wyjątkowa też trudność rozpoznania, komu czego zaczyna brakować. MacLaverty opowiada o wspólnej życiowej drodze, którą naznaczyły nieszczęścia urodzenia się w określonym czasie i określonym kraju. To trochę tak, jakby tożsamość Irlandczyka została w tej powieści poddana wyjątkowo drobiazgowej wiwisekcji – jak związek, za którym idzie gorycz. Ale także poczucie bezpieczeństwa, które być może inaczej rozumie Gerry, a inaczej Stella.

Bohaterowie darzą się wyjątkowym szacunkiem, ale ten szacunek paradoksalnie oddala ich od siebie. Nie są w stanie zaakceptować tego, że sens ich wspólnego życia może zakwestionować każde nowe doznanie, którego doświadczają na amsterdamskiej ulicy. Przed końcem zimy” to poszukiwanie odpowiedzi na pytania o bliskość w obcych przestrzeniach, które symbolicznie podkreślają pewną nostalgię turystów. Stella jest gotowa na podjęcie ważnych życiowych decyzji, ale przyjazd do Amsterdamu to dla niej też pewien rodzaj rozczarowania. Taki, którego zaznała dużo wcześniej, zanim zdecydowała się na rozmyślaniu o końcu swego związku. Gerry wydaje się bardziej skryty, nie jest tak dostępny dla czytelnika, a jednocześnie widzimy jego bezbronność wobec wszystkiego, co go przerasta. I tę rozpaczliwą chęć ucieczki od świata, bliskości z żoną, szczerych rozmów na temat tego, kim byli i kim się dzisiaj stali.

Ciekawe retrospekcje odsłaniają istotę tego małżeństwa i kreślą trudny status związku, w którym pojawiło się już poczucie, że być może nie jest on egzemplifikacją wiary w to, iż można być dla siebie kimś wyjątkowym. Konstrukcyjnie ta powieść jest bardzo prosta, porządkuje także wiedzę o bohaterach w sposób, który można określić jako przewidywalny. Ale i tak z dużym napięciem czeka się na to, do czego irlandzki pisarz nas doprowadzi, do jakiej formy konfrontacji ze sobą zmusi swoich bohaterów. Wcześniej ważne jest nakreślenie ich poczucia estetyki, zwrócenie uwagi na konteksty ważnych wyborów i doprowadzenie do tego, że nie są dla nas starszym małżeństwem w kryzysie, bo to duże uproszczenie dla tej pełnej wielu subtelności powieści.

MacLaverty pokazuje dwa krańcowo różne sposoby ratowania się od opresji poczucia bezsensu. Może to być religijność, może to być nałóg. To, czym są dla Stelli wiara i modlitwa, stanowi taki mroczny rewers w kompulsywnych staraniach Gerry’ego, by porzucić świadomy i trzeźwy ogląd rzeczywistości. Ścierają się tu nie tylko światopoglądy i metody radzenia sobie z oswajaniem pustki. Dochodzi tu także do werbalizacji tego, jak potrzebna, wręcz konieczna jest próba uporządkowania życiowego sensu. Że te próby odbywają się przez całe życie i że nie ma żadnej gwarancji stałości, ciepła, szacunku i miłości, bo ludzkiej bliskości nie wzmacniają lata wspólnego życia, lecz inne formy zbliżenia. Być może w Amsterdamie dojdzie do niej po raz pierwszy w życiu tych zagubionych i pełnych nostalgii bohaterów.

„Przed końcem zimy” to także opowieść o tym, czym jest przemoc i jak bardzo destrukcyjna może się stać, jeśli z przemocy ideologicznej stanie się przemocą nieprzewidywalną, żywiołową, groźną, zawłaszczającą wszystko. Z drugiej strony pisarz kreśli obraz relacji będącej stale buntem wobec tego, co przemocowe. Gerry nie tylko wydobył Stellę z biedy i deficytów. Stella nie tylko nauczyła go szanować wspólną przestrzeń i walczyć o jej niezależność. Okazuje się, że konfrontacja ze sobą w warunkach dalekich od rutyny niewymagającej wysiłku podejmowania się odpowiedzialności za cokolwiek jest u MacLaverty’ego przedstawiona jako czas specyficznej próby. Nieprzypadkowo bezradność i bezbronność Gerry’ego ujawniają się wyjątkowo silnie i widzimy, jak bardzo zagubiony w swym przywiązaniu do żony jest ten bohater. Równocześnie obserwujemy kobietę we wzmożonym stanie opresji – za dużo w niej bólu, wątpliwości i chwilowego przerażenia, by mogła być pewna, u czyjego boku odkrywa piękno Amsterdamu. Ta powieść opowie o tym, jak bardzo potrafimy być wyobcowani, gdy pojawia się strach przed utratą porządku i przewidywalności. To też historia dwojga ludzi, którzy z goryczą dostrzegają, że zrytualizowali sobie pustkę codzienności. Że właśnie teraz muszą zaryzykować i przełamać przyzwyczajenia. Że troszczyć się o związek trzeba zawsze, ale najważniejsze to rozumienie sensu dalszego bycia razem. Pouczające i mądre.

4 komentarze:

  1. Zastanawiałam się nad tą książką, gdy zobaczyłam ją na profilu wydawnictwa, ale po twojej recenzji jestem już całkowicie przekonana, że warto po nią siegnąć!

    OdpowiedzUsuń
  2. ja też nie wiedziałam, czy kupic czy nie. szczerze mówiąc - okładka mnie trochę zniechęciła. Ale kiedy dostałam do przeczytania fragmenty- MÓJ BOŻE, musiałam mieć tę książkę! Wspaniała, pełna ciepła, humoru i opisów boskiej architektury. No i temat jest z tych rzadko podejmowanych. A dotknie każdego i każda z nas ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja też nie wiedziałam, czy kupic czy nie. szczerze mówiąc - okładka mnie trochę zniechęciła. Ale kiedy dostałam do przeczytania fragmenty- MÓJ BOŻE, musiałam mieć tę książkę! Wspaniała, pełna ciepła, humoru i opisów boskiej architektury. No i temat jest z tych rzadko podejmowanych. A dotknie każdego i każda z nas ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Stella jest dla mnie uosobieniem cierpliwości, wyczucia i taktu. Możemy się od niej uczyć bycia żoną i partnerką. Piękna powieść o dojrzałej i trudnej miłości.

    OdpowiedzUsuń