Anna. Od zawsze żyjąca w lęku, od zawsze pragnąca spokoju w rodzinie, w której niespokojni byli wszyscy jej członkowie, nie umiejąc egzystować ze sobą i dla siebie. Nie może zacząć żyć naprawdę, bo nie nauczyła się żyć dla siebie. Wspominając młodość w domu, w którym ojciec bił brata, a matka była niemym świadkiem dystrofii więzów rodzinnych, który coraz bardziej oddalał się od wszystkich, zwierza się: „To ja muszę zadbać o to, żeby cienie dnia wyblakły i żebyśmy wszyscy żyli długo i szczęśliwie”. Będąc wiecznie odpowiedzialna za tych, którzy nieświadomie zrzucali na nią odpowiedzialność za siebie, nigdy tak naprawdę nie pomyślała o tym, aby zacząć żyć na własny rachunek. Okaleczona emocjonalnie przez dom rodzinny, w którym kumulowane codziennie napięcie wybuchało podczas kolejnych bójek, nie jest w stanie odciąć się od przeszłości i zapomnieć o tym, że kiedyś tak bardzo się bała. Chociaż spotyka na swej drodze mężczyznę, który obdarzy ją uczuciem, sama nie jest pewna, czy potrafi je odwzajemnić. Bo czymże jest dla Anny miłość? „Nigdy nie umiałam jej sobie wyobrazić. Miłości, która jest tak niepodważalna, że mogę być zapłakana i rozbita, a mimo to pewna, że ktoś będzie mnie trzymał i chciał, bym następnego dnia obudziła się przy nim”. Wiążąc się z Ianem, podejmuje się tak naprawdę opieki nad nim. Skoro przez większość życia była opiekunką brata, ojca i wspierała matkę, jakże teraz może być z kimś i nie oferować mu tylko tego, w czym wprawiła się przez lata?
Jonasz. Nieprzystosowany do świata, neurotyczny nihilista, którego jedynym pragnieniem jest bycie szczęśliwym i akceptowanym. Ucieka ciągle w głąb samego siebie. Im więcej ciosów zbiera od swojego ojca, tym głębiej zakopuje swoje lęki. W końcu jedynym miejscem, w jakim może trwać nadal, jest szpital psychiatryczny. Byt to jednak niepewny i iluzoryczny. Jedynym pragnieniem Jonasza staje się akceptacja przez siostrę, w której dopatruje się ratunku dla swojej obolałej duszy. Zmaltretowany psychicznie w tyglu własnych, kłębiących się i zabijających go emocji, nie jest w stanie wybrać już niczego, poza samobójstwem…
Ian. Ucieka do mroźnej Finlandii przed traumatyczną przeszłością i sobą samym takim, jakim jest obecnie. Po zamachach terrorystycznych, które wstrząsnęły nie tylko jego ojczyzną, ale i całym światem, może już tylko rozpaczliwie poszukiwać swojego miejsca na ziemi z dala od przygnębiającego widma umierającego w domu opieki ojca i matki, której substytutem szczęścia i wolności staje się marihuana i buntowniczy, hippisowski styl życia. Nadwrażliwe i szykanowane przez rówieśników dziecko, którego ucieczką od rzeczywistości zawsze był świat literackich fikcji, jako dorosły mężczyzna musi zmierzyć się z prozą życia, która nie jest już tak barwna jak książki, do których uciekał. Kiedy poznaje Annę i próbuje zrozumieć jej bolesną przeszłość, sam jednocześnie mierzy się z tym, co minęło, a co obecnie nie daje mu możliwości ku temu, aby żyć naprawdę.
Bohaterowie Hirvonen są tym bardziej obolali, im silniej zanurzają się w wartki nurt przeszłości, wciąż żywej w ich pamięci, wciąż duszącej, wciąż odbierającej szansę na to, by stanąć z życiem twarzą w twarz. Ich wzajemne zależności podszyte obawą, że wszystko, co jest teraz może się rozpaść pod wpływem tego, co było powodują, iż żyją dla siebie, ale jednocześnie obok siebie. Nie pozwalają zabliźnić się ranom z przeszłości, chociaż zdają sobie sprawę z tego, iż tylko ich zaleczenie pozwoli im normalnie żyć.
I co może być tak niezwykłego w historii o domach jako miejscach opresji i ludziach, którzy z tej opresji nie są w stanie nadal wyjść? Mistrzowskie portrety psychologiczne i prawda tak bolesna, że podczas lektury jest się w stałym napięciu wynikającym z jej odkrywania. „Przypomnij sobie” jest także swoistym terapeutycznym seansem, w którym możliwość katharsis każdy z bohaterów otrzyma dopiero wówczas, gdy naprawdę przypomni sobie to, co przez lata wypierał z pamięci.
To książka, która w piękny sposób opowie o tym, w jak silnym związku żyją w każdym z nas przeszłość i teraźniejszość. To opowieść o bólu przypominania sobie i uldze, jaką może przynieść rozświetlenie wspomnienia. Przypomnij sobie czytelniku o tym, kim byłeś wcześniej, aby zrozumieć wraz z Hirvonen, kim jesteś teraz.
Witam:)
OdpowiedzUsuń"Przypomnij sobie" przeczytałam niedawno. Jest to tak gęsta proza, tak ciemna i mroczna i tak prawdziwie przerażająca, że zdrowiej by było ją sobie dawkować. Czytać ją małymi łyczkami nie tylko dlatego, że jest to proza mocno przygnębiająca ale i dlatego, że jest to proza, którą dobrze jest smakować zdanie po zdaniu powolutku, tak żeby nie przegapić żadnego, bowiem każde zdanie jest tam na kartach książki po coś. Ja niestety tak się wciągnęłam w czytanie, że ją dosłownie pochłonęłam w jeden wieczór. Połykałam ją wielkimi kęsami i czasem stawała mi w gardle:)Polecam z całego serca, dobra rzecz. Kto wie czy nie jedna z lepszych książek przeczytanych w roku 2010. Pozdrawiam:)
Po tę książkę sięgnęłam dzięki Twojej recenzji i nie zawiodłam się. Lektura była realistyczna, bolesna i smutna tak jak lubię. Dodatkową zaletą była krótka forma (180 stron).
OdpowiedzUsuń