Zupełnie nie rozumiem fenomenu twórczości japońskiego prozaika. Pośród wielu westchnień i słów zachwytu pojawiają się kolejne jego książki, które rzekomo objawiają prawdy uniwersalne i które ujmują specyficznym połączeniem pisarskiej prostoty oraz rozbudowanej metaforyki. Najnowsze piękne wydanie jego prozy to zbiór opowiadań. Napiszę zatem o tym, jak autor radzi sobie z krótszymi formami wypowiedzi i jak zupełnie nieprzekonujący jest w tych tekstach.
Antologia „Ślepa wierzba i śpiąca kobieta” zawiera różnorodne opowiadania wydawane od lat osiemdziesiątych do 2005 roku. Jest w niej także jedno, które nie zostało opublikowane w ojczyźnie autora. To, co od razu da się zauważyć to zmiana sposobu pisania w ciągu dwudziestu lat. Starsze teksty (w odróżnieniu od tych nowych, nadmiernie rozbudowanych) są miniaturami, obrazkami z życia, wręcz fotograficznymi kadrami, w których wszystko, co najważniejsze pojawia się w czytelniczej wyobraźni dopiero po skończeniu lektury. Są wśród nich dwa ciekawe opowiadania – „Perkozek” o iście kafkowskim klimacie oraz wstrząsające „Lustro”, gdzie dochodzi do przerażającej w wymowie konfrontacji bohatera z samym sobą, z pokładem ukrytych i nienazwanych emocji. To jednak nieliczne wyjątki w objętościowo dużym zbiorze. To także nieliczne pozytywnie przeze mnie odebrane teksty.
Niewątpliwie w odniesieniu do twórczości Murakamiego możemy mówić o wieloaspektowym realizmie magicznym. W codzienne, prozaiczne czynności i pozornie proste rozmowy wkrada się niczym cień niebezpieczny świat symboli i wizji. Bohaterowie akceptują tę ingerencję, a co więcej – jest ona dla nich czymś normalnym. Nie można zatem dziwić się temu, że smakoszami pieczonych rożków są ślepe kruki, że można nosić na plecach fantasmagoryczną ubogą krewną, że kobieta poślubia lodowatego mężczyznę, że nóż myśliwski staje się kluczem do zrozumienia pewnej sentymentalnej opowieści znad morza i że w Tokio pojawia się mówiąca małpa, która kradnie ludziom ich nazwiska. Tylko co powodują te pozornie nielogiczne elementy?
W moim odczuciu większość opowiadań posługuje się nadmiernie rozbudowaną i przede wszystkim pustą symboliką. Murakami w taki sposób panuje nad światem przedstawionym w krótkich formach, że w trakcie czytania odnosi się wrażenie, iż fabuła może się rozwijać w każdą, najbardziej nawet niedorzeczną stronę. Potem odkłada się książkę i próbuje myśleć nad tym, co autor miał na myśli. Słowna ekwilibrystyka i przeplatanie fantazji z rzeczywistością przypominają mi odrobinę filmy Lyncha. Podczas ich oglądania wielu widzów analizuje scenę po scenie, wypowiedź po wypowiedzi. Prawdopodobnie Lynch to filmowy kuglarz, który stroi sobie żarty i nakazuje zastanawiać się nad czymś, co stworzone zostało przypadkiem. O ile zabawa z szyframi Lyncha jest dla mnie przyjemną rozrywką, o tyle myślenie po każdym tekście Murakamiego o ukrytych w nich znaczeniach jest stosunkowo męczące.
Bohaterowie opowiadań to w gruncie rzeczy egoiści, zatopieni w swym narcyzmie samotnicy, ludzie próbujący żyć przede wszystkim dla siebie i bez prawdziwego kontaktu z innymi. Naczelne – i obowiązkowe u pisarza – motywy to samobójstwo, śmierć, odchodzenie, niespełniona miłość i poszukiwanie szczęścia. Eksploatowane do znudzenia w powieściach, w opowiadaniach pojawiają się jak drogowskazy w interpretacji. Czasami autor porywa się na ciekawe balansowanie między komizmem i tragizmem, aby podkreślić znaczenie tego drugiego. Zawsze wychodzi od banalnej myśli, skojarzenia, rozmowy lub wydarzenia. Potem wydaje się już nie panować nad swoją wyobraźnią twórczą i dając jej pełną wolność, płodzi teksty, które są niczym gorzka pigułka pięknie opakowana i kusząca, by ją połknąć.
Myślę, że jedyną naprawdę istotną wartością tych opowieści jest ich malarskość. Obrazowanie jest tak dosadne i tak różnorodne, iż prawie wszystkie teksty można by pokazać na płótnie. Koloryt tej prozy staje jednak w opozycji do jej nad wyraz rozmytej semantyczności. Wieloznaczność desygnatów w tych tekstach czyni je zawoalowanymi pułapkami, w które wpada się bez ostrzeżenia. Można się nimi zachwycać, ale nie można ich pojąć. Można tej prozy dotykać, ale nie wyczuwa się jakichś konkretnych kształtów. Moim zdaniem „Ślepa wierzba i śpiąca kobieta” to zbiór tekstów niemych, w których rozgrywają się dramaty półprawd i niejednoznaczności.
I jeszcze jeden zarzut – Murakami jest po prostu nieprawdziwy w tym, o czym pisze. Potrafi wciągnąć w swój pisarski labirynt, ale nie daje już możliwości odnalezienia drogi powrotnej. A może ja wkroczyłem nie do tego labiryntu, do którego powinienem wkroczyć?...
Wydawnictwo MUZA, 2008
Antologia „Ślepa wierzba i śpiąca kobieta” zawiera różnorodne opowiadania wydawane od lat osiemdziesiątych do 2005 roku. Jest w niej także jedno, które nie zostało opublikowane w ojczyźnie autora. To, co od razu da się zauważyć to zmiana sposobu pisania w ciągu dwudziestu lat. Starsze teksty (w odróżnieniu od tych nowych, nadmiernie rozbudowanych) są miniaturami, obrazkami z życia, wręcz fotograficznymi kadrami, w których wszystko, co najważniejsze pojawia się w czytelniczej wyobraźni dopiero po skończeniu lektury. Są wśród nich dwa ciekawe opowiadania – „Perkozek” o iście kafkowskim klimacie oraz wstrząsające „Lustro”, gdzie dochodzi do przerażającej w wymowie konfrontacji bohatera z samym sobą, z pokładem ukrytych i nienazwanych emocji. To jednak nieliczne wyjątki w objętościowo dużym zbiorze. To także nieliczne pozytywnie przeze mnie odebrane teksty.
Niewątpliwie w odniesieniu do twórczości Murakamiego możemy mówić o wieloaspektowym realizmie magicznym. W codzienne, prozaiczne czynności i pozornie proste rozmowy wkrada się niczym cień niebezpieczny świat symboli i wizji. Bohaterowie akceptują tę ingerencję, a co więcej – jest ona dla nich czymś normalnym. Nie można zatem dziwić się temu, że smakoszami pieczonych rożków są ślepe kruki, że można nosić na plecach fantasmagoryczną ubogą krewną, że kobieta poślubia lodowatego mężczyznę, że nóż myśliwski staje się kluczem do zrozumienia pewnej sentymentalnej opowieści znad morza i że w Tokio pojawia się mówiąca małpa, która kradnie ludziom ich nazwiska. Tylko co powodują te pozornie nielogiczne elementy?
W moim odczuciu większość opowiadań posługuje się nadmiernie rozbudowaną i przede wszystkim pustą symboliką. Murakami w taki sposób panuje nad światem przedstawionym w krótkich formach, że w trakcie czytania odnosi się wrażenie, iż fabuła może się rozwijać w każdą, najbardziej nawet niedorzeczną stronę. Potem odkłada się książkę i próbuje myśleć nad tym, co autor miał na myśli. Słowna ekwilibrystyka i przeplatanie fantazji z rzeczywistością przypominają mi odrobinę filmy Lyncha. Podczas ich oglądania wielu widzów analizuje scenę po scenie, wypowiedź po wypowiedzi. Prawdopodobnie Lynch to filmowy kuglarz, który stroi sobie żarty i nakazuje zastanawiać się nad czymś, co stworzone zostało przypadkiem. O ile zabawa z szyframi Lyncha jest dla mnie przyjemną rozrywką, o tyle myślenie po każdym tekście Murakamiego o ukrytych w nich znaczeniach jest stosunkowo męczące.
Bohaterowie opowiadań to w gruncie rzeczy egoiści, zatopieni w swym narcyzmie samotnicy, ludzie próbujący żyć przede wszystkim dla siebie i bez prawdziwego kontaktu z innymi. Naczelne – i obowiązkowe u pisarza – motywy to samobójstwo, śmierć, odchodzenie, niespełniona miłość i poszukiwanie szczęścia. Eksploatowane do znudzenia w powieściach, w opowiadaniach pojawiają się jak drogowskazy w interpretacji. Czasami autor porywa się na ciekawe balansowanie między komizmem i tragizmem, aby podkreślić znaczenie tego drugiego. Zawsze wychodzi od banalnej myśli, skojarzenia, rozmowy lub wydarzenia. Potem wydaje się już nie panować nad swoją wyobraźnią twórczą i dając jej pełną wolność, płodzi teksty, które są niczym gorzka pigułka pięknie opakowana i kusząca, by ją połknąć.
Myślę, że jedyną naprawdę istotną wartością tych opowieści jest ich malarskość. Obrazowanie jest tak dosadne i tak różnorodne, iż prawie wszystkie teksty można by pokazać na płótnie. Koloryt tej prozy staje jednak w opozycji do jej nad wyraz rozmytej semantyczności. Wieloznaczność desygnatów w tych tekstach czyni je zawoalowanymi pułapkami, w które wpada się bez ostrzeżenia. Można się nimi zachwycać, ale nie można ich pojąć. Można tej prozy dotykać, ale nie wyczuwa się jakichś konkretnych kształtów. Moim zdaniem „Ślepa wierzba i śpiąca kobieta” to zbiór tekstów niemych, w których rozgrywają się dramaty półprawd i niejednoznaczności.
I jeszcze jeden zarzut – Murakami jest po prostu nieprawdziwy w tym, o czym pisze. Potrafi wciągnąć w swój pisarski labirynt, ale nie daje już możliwości odnalezienia drogi powrotnej. A może ja wkroczyłem nie do tego labiryntu, do którego powinienem wkroczyć?...
Wydawnictwo MUZA, 2008
Jako miłośniczka Murakamiego muszę z przykrością stwierdzić,że zbiór tych opowiadań to najsłabsza rzecz którą czytałam.Oprócz wspomnianego "Lustra" i kilku innych opowiadań nic mnie szczególnie nie zachwyciło.Na pewno nie należy zaczynać przygody z Murakamim od tego zbioru!!! :)
OdpowiedzUsuńZ każdą kolejna lekturą jest tylko lepiej ;)
z każdą kolejnę lekturą jest tak samo, chyba raczej. murakami jest w dużym stopniu grafomanem, coehlo dalekiego wschodu.
OdpowiedzUsuńZanim jakąś książkę zrecenzujesz polecam zagłębienie się w kulturę i estetykę Japonii. Twórczość Murakamiego to przykład niezywkle ciekawego dialogu kulurowego, tylko trzeba mieć pojęcie o kulturze europejskiej i azjatyckiej.
OdpowiedzUsuńWOW, WOW, WOW!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńkicha totalna, jestem dość zagłębiony w estetykę Japonii i miałem również przyjemność mieszkać z sympatycznymi ludzmi z tego egzotycznego kraju....jednakowoż nie pałam entuzjazmem do twórczości Murakamiego, która jest wtórna, beznadziejna, miałka i jałowa...
tylko dla niewybrednych amatorów czytadeł...(:
dostrzegam wszystkie wady Murakamiego. ale opowiadanie o pieczonych rożkach było świetne moim zdaniem. wpychanie go do jednego worka z coelho jest troszkę niesprawieliwe. bardziej niz jego nieudolnosc drazni mnie jego megalomania.
OdpowiedzUsuń