Truizmem jest to, co napiszę na wstępie, ale takie optymistyczne książki jak „My, naród” są dzisiaj potrzebne Polsce i Polakom. Chociaż nie mogę się zgodzić ze wszystkimi tezami, zawartymi w tej publikacji, z pełną odpowiedzialnością mogę ją polecić jako odtrutkę na codzienny polski marazm, smutek, poczucie rozczarowania i bylejakości. Tomasz Lis w swej kolejnej książce stawia sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Oto bowiem już sam tytuł świadczy o tym, że autor próbuje swe racje wyrażać w imieniu całego narodu, że umieszcza siebie w roli ideologicznego przewodnika i że jego rozważania są rozważaniami całej zbiorowości, która… nie zawsze jest w stanie dostrzec tego jak wielka siła w niej tkwi. Jest w pisaniu Lisa wiele pasji i czuje się to już od pierwszych słów. Myślę, że istotę tej książki autor zdradza już na samym początku, pisząc: „(…) Stratą czasu jest pytanie, co politycy powinni zrobić dla nas. Wolę zapytać, co my sami powinniśmy zrobić dla siebie”. „My, naród” to pełen wewnętrznego napięcia i nieskrywanych emocji zapis odczuć, jakie towarzyszą Lisowi podczas wieloletnich, uważnych obserwacji tego, co dzieje się z Polską i polskością. Nie mogę napisać, że jest to książka w jakiś sposób odkrywcza. Stanowi jednak dowód zaangażowanego patriotyzmu i dalekowzrocznego myślenia, napisany ze swadą i polotem. Bezlitośnie rozprawiający się z narodowymi kompleksami, przywarami, złymi przyzwyczajeniami i nawykami. Książka, wobec której nie można pozostać obojętnym. Mądra książka.
Lis wieloaspektowo rozpatruje cechy naszego charakteru narodowego. Jeden z rozdziałów poświęcony jest wadzie, która jak żadna chyba inna prowadzi w prostej drodze do atrofii społeczeństwa obywatelskiego. To polska zawiść i idąca za nią zazdrość. One w znacznym stopniu blokują nas w działaniach dla dobra kraju. Lis dołącza do nich jeszcze rozważania na temat nieporadności i gloryfikacji przeciętniactwa w Polsce. Wszystko puentuje analizą przyczyn atomizacji Polaków i ich niechęci do osiągania sukcesu. Do tego dochodzi jeszcze kilka gorzkich wniosków dotyczących polskiej edukacji oraz deficytu dumy, której w Polakach jest coraz mniej. Jak na dziennikarza przystało, rozmyślania uzupełniają przykre wnioski dotyczącego wybiórczości mediów polskich, ich prowincjonalizacji i niezgodności z etyką dziennikarską.
„My, naród” nie jest bynajmniej zbiorem kąśliwych uwag o polskości. Każdy z opisanych problemów staje się punktem wyjścia do rozważań o tym, jak sobie z nimi poradzić. Zbyt wiele tu może naiwnej wiary w to, że drobne czyny i słowa są w stanie zmienić społeczeństwo od wieków przekonane o tym, iż drobnostki nie budują dobrze działającej całości, niemniej przekaz tej książki jest jasny i oczywisty – nie sposób zmienić czegokolwiek w Polakach, nie zaczynając od kilku prozaicznych poczynań, jak codzienny uśmiech na twarzy czy życzliwość względem nieznajomych. Można się zastanawiać, czy zalecenia Lisa w swej prostocie nie są jedynie kolejnymi górnolotnymi ideami, jakich wygłasza się przecież w kraju nad Wisłą bardzo wiele. Myślę, że przekonujący jest żar jego pisania i zaraźliwa prawdziwość padających w publikacji słów. Bez względu na to, czy ze wszystkimi zawartymi tam tezami mogę się zgodzić.
Jest w słowach autora duża moc, a chwilami jest i szaleństwo porywania się na coś, co nie może stać się wykonalne. Wszystkie te słowa wynikają jednak z prawdziwej troski o istotę polskości, o przyszłość naszego kraju w globalnym wyścigu, z którego nie możemy przecież zrezygnować. Kiedy patrzy się na tę codzienną, małą i żałosną polskość, warto po lekturze książki Lisa przyjrzeć się jej raz jeszcze i pomyśleć, co zrobić, by nadal była codzienna, ale nie mała i nie żałosna.
Chciałbym podziękować autorowi za książkę, w której nie ma malkontenctwa, nie ma wytykania palcami winnych zaniedbań i pomówień, nie ma wszystkiego tego złego i polskiego, z czym na co dzień musimy się mierzyć. Jeżeli istota polskości ukryta jest przede wszystkim w drzemiących w nas możliwościach i o tych możliwościach można w tak bezpretensjonalny sposób napisać, należałoby sobie życzyć, aby nie tylko takich książek, ale i ludzi z takimi poglądami było w naszym kraju jak najwięcej.
Wydawnictwo Świat Książki, 2008
Lis wieloaspektowo rozpatruje cechy naszego charakteru narodowego. Jeden z rozdziałów poświęcony jest wadzie, która jak żadna chyba inna prowadzi w prostej drodze do atrofii społeczeństwa obywatelskiego. To polska zawiść i idąca za nią zazdrość. One w znacznym stopniu blokują nas w działaniach dla dobra kraju. Lis dołącza do nich jeszcze rozważania na temat nieporadności i gloryfikacji przeciętniactwa w Polsce. Wszystko puentuje analizą przyczyn atomizacji Polaków i ich niechęci do osiągania sukcesu. Do tego dochodzi jeszcze kilka gorzkich wniosków dotyczących polskiej edukacji oraz deficytu dumy, której w Polakach jest coraz mniej. Jak na dziennikarza przystało, rozmyślania uzupełniają przykre wnioski dotyczącego wybiórczości mediów polskich, ich prowincjonalizacji i niezgodności z etyką dziennikarską.
„My, naród” nie jest bynajmniej zbiorem kąśliwych uwag o polskości. Każdy z opisanych problemów staje się punktem wyjścia do rozważań o tym, jak sobie z nimi poradzić. Zbyt wiele tu może naiwnej wiary w to, że drobne czyny i słowa są w stanie zmienić społeczeństwo od wieków przekonane o tym, iż drobnostki nie budują dobrze działającej całości, niemniej przekaz tej książki jest jasny i oczywisty – nie sposób zmienić czegokolwiek w Polakach, nie zaczynając od kilku prozaicznych poczynań, jak codzienny uśmiech na twarzy czy życzliwość względem nieznajomych. Można się zastanawiać, czy zalecenia Lisa w swej prostocie nie są jedynie kolejnymi górnolotnymi ideami, jakich wygłasza się przecież w kraju nad Wisłą bardzo wiele. Myślę, że przekonujący jest żar jego pisania i zaraźliwa prawdziwość padających w publikacji słów. Bez względu na to, czy ze wszystkimi zawartymi tam tezami mogę się zgodzić.
Jest w słowach autora duża moc, a chwilami jest i szaleństwo porywania się na coś, co nie może stać się wykonalne. Wszystkie te słowa wynikają jednak z prawdziwej troski o istotę polskości, o przyszłość naszego kraju w globalnym wyścigu, z którego nie możemy przecież zrezygnować. Kiedy patrzy się na tę codzienną, małą i żałosną polskość, warto po lekturze książki Lisa przyjrzeć się jej raz jeszcze i pomyśleć, co zrobić, by nadal była codzienna, ale nie mała i nie żałosna.
Chciałbym podziękować autorowi za książkę, w której nie ma malkontenctwa, nie ma wytykania palcami winnych zaniedbań i pomówień, nie ma wszystkiego tego złego i polskiego, z czym na co dzień musimy się mierzyć. Jeżeli istota polskości ukryta jest przede wszystkim w drzemiących w nas możliwościach i o tych możliwościach można w tak bezpretensjonalny sposób napisać, należałoby sobie życzyć, aby nie tylko takich książek, ale i ludzi z takimi poglądami było w naszym kraju jak najwięcej.
Wydawnictwo Świat Książki, 2008
Miałem przyjemność przeczytać fragment książki i powiem szczerze, że jest bardzo podobna do poprzedniej. Dla mnie osobiście myśl przewodnia niestety wpisuje się w tak krytykowanego ducha polskości. Nie lubię kiedy mówi się, że Polacy są tacy i tacy, bo to się właśnie nazywa "polactwo", które w moim przekonaniu nie występuje (jest ograniczone) w społeczeństwie. Jest bardziej domeną tzw. elit (nie tylko politycznych).
OdpowiedzUsuńMam tylko nadzieję, że pan Lis którego ceniłem zdąży się jeszcze rozprawić w swojej książce z czwarta władzą, a sądzę, że miałby dużo do powiedzenia w tym temacie.
Mnie też nie podoba się wychodzenie od przypiętych łatek i stereotypów, ale wydaje mi się, iż najpierw trzeba coś ogólnie nazwać, żeby potem proponować sposób rozwiązania nakreślonych problemów.
OdpowiedzUsuńNie wiem, jak to było w poprzedniej książce (nie czytałem), ale w tej Lis nie generalizuje i za każdym razem, gdy pisze, iż Polacy są tacy lub owacy, zaznacza że oczywiście nie wszyscy.
A co do czwartej władzy... za mało o niej pisze w tej książce. Tutaj poczułem pewien niedosyt.
Maciej Rybiński napisał o tej książce, że jest "bardzo salonowa, a nawet kabotyńska".
OdpowiedzUsuńNie czytałem jej jeszcze, ale jeśli Lis krytycznie prawi tam o dziennikarskiej wybiórczości, to są to wówczas Himalaje hipokryzji.
Pozdrawiam.
Dlatego hipokryzji? Lis wyraźnie zaznacza, że sam jest także winny temu, co się w mediach dzieje.
OdpowiedzUsuńKabotynizm? Właśnie czytam pasjonujący zbiór tekstów Konwickiego "Wiatr i pył". I czytam tam między innymi, że bez kabotynizmu w Polsce ani rusz, że jest wszędzie w mniejszym lub większym natężeniu :-)
do KrzysztofaUW ...to o czym pisze lis jest bardziej dominą elit ? Wiele z opisanych przypadłości jest domeną WIELU ludzi w Polsce - a to pana ze sklepu,a to policjanta,a to nauczyciela,a to lekarza,a to żula z bramy,a to listonosza itp itd. Problem zawiści,braku kultury,narzekania doczyty większości z tego społeczeństwa.
OdpowiedzUsuńAneta W. Książka początkowo wydawała mi się naiwna i nie wnosząca nic nowego. Wręcz wtórna. Po co pisać o czymś, co w zasadzie każdy wie. Jednakże po kilku rozdziałach stwierdziłam, że być może warto to przeczytać, przypomnieć sobie jak wiele sami możemy zmienić w swoim życiu - nie oglądać się za siebie, robić swoje i dążyć do celu. Uświadomienie sobie prawdy, że czym większy sukces człowiek odnosi, tym więcej ma wrogów, pozwala mentalnie przygotować się na to i przejść nad tym do porządku dziennego. Ważniejsze jest to co my sami o tym myślimy i czy damy się złamać.
OdpowiedzUsuńTrzeba walczyć o siebie, żeby nie ugrzęznąć w bylejakości.