Antologia opowiadań kryminalnych, jaką proponuje Wydawnictwo Czarna Owca, to bardzo dobra lektura wakacyjna. Książka doskonała do tramwaju, do poczytania na plaży, nad jeziorem czy w pociągu. Dziewięć zgrabnych historyjek, w których trup może nie ściele się tak gęsto, jak można byłoby przypuszczać, ale gdzie poznajemy różne rodzaje zbrodni i różne motywacje do tego, by pozbywać się bohaterów tych tekstów. Jak to w przypadku zbioru opowiadań różnych autorów, całość jest dość nierówna i bynajmniej nie przekonuje do końca. W moim odczuciu cztery teksty są nieszczególnie ciekawe, cztery teksty dobre i jeden bardzo dobry, wyróżniający się i pozwalający stwierdzić, że „Opowiadania kryminalne” to ogólnie rzecz biorąc całkiem niezła publikacja.
Zacznę od tego, co mi się nie podobało. „W małym dworku” Bohdana Sławińskiego umieszczam w tej grupie nie dlatego, że jego tekst jest zły, ale przede wszystkim dlatego, iż nijak nie wpisuje się w kryminalną konwencję zbiorku. Intryga rozmywa się bowiem w morzu egzystencjalnych rozmyślań znanych z „Królowej Tiramisu” i ubarwionych licznymi aluzjami i nawiązaniami literackimi. Mający problem z własną tożsamością i płciowością bohater bynajmniej nie wpisuje się w kryminalny leitmotiv tej książki. To zatem tekst ciekawy, ale… nie do tego zbioru. Kolejnym opowiadaniem, które do mnie nie przemówiło, jest „Kilka dni z życia gospodyni domowej” Hanny Samson. Tytułowa gospodyni to osamotniona kobieta, która spędza na obczyźnie czas u boku zapracowanego męża. Okaże się, że nie przypadnie jej do gustu kot sąsiadów, a także ich synek, a potem… Mogłoby być interesująco, a nie jest. Pani Samson zatem podziękuję, podobnie jak Zycie Rudzkiej, która w „Doskonałej przynęcie” oprowadza nas po Żoliborzu z pewną tajemniczą panią Rejko i Pięknym Elvisem. Finał tych wędrówek jest nie tyle dwuznaczny, co mało dynamiczny. Dynamiki u Rudzkiej nie ma, a kryminalna antologia aż się o nią prosi. Prosić można także Bogdana Loebla o nieco mniej przewidywalne i stereotypowe zakończenia, bo jego „Połowa jabłka” zapowiada się smakowicie, ale końcówka sprawia, iż ten literacki owoc nie jest zbyt apetyczny.
Zostawmy na boku potknięcia i marudzenia niewprawnego czytelnika prozy kryminalnej, jakim zapewne jestem. Zwróćmy uwagę na jaśniejsze strony tego zbiorku. A jest się czym zachwycać już od pierwszych stron. Rozpoczynająca książkę „Zbrodnia doskonała” Jarosława Klejnockiego to pełen ironii obrazek z życia, którego przewrotność zaskoczyć może każdego. Klejnocki wyjaśni, w jaki sposób bezproblemowo pozbyć się gburowatego kioskarza, który burzy idyllę życia w drogim, zamkniętym przed światem osiedlu podmiejskim. Autor drwi z głównego bohatera, ale i bezlitośnie obnaża absurdy myślenia o bezpiecznym i spokojnym życiu. Ta miniaturka wzbudza emocje, chociaż operuje minimalnymi środkami wyrazu. Takich tekstów chciałoby się przeczytać więcej. Dobrze czyta się Krzysztofa Beśkę i jego „Chorobę legionistów”. W tym sprawnie toczącym się opowiadaniu odkryjemy zagadkę morderstw kolejnych uczestników powstania warszawskiego i dowiemy się, jaki związek z zabójstwami starszych panów ma choroba wywołana przez działającą klimatyzację. Dowcipnie i ujmująco motyw przewodni antologii wykorzystał Dawid Kornaga. Jego „Mleczaki” opowiadają historię zabójstw, których dokonuje… dziecko za pomocą swych mlecznych zębów. Kornaga pozostał zapewne w kręgu tematycznym swej ostatniej powieści „Znieczulenie miejscowe”, bo poczynania tajemniczego brzdąca przypominają jako żywo (sic!) działania jakiegoś upiornego wampira. Tyle tylko, że w zagadkę śmiertelnych ukąszeń mlecznych zębów wplątany zostanie także nazbyt wysoki policjant, dziennikarka z ambicjami i pewien krytyk literacki. Dosłowność Kornagi jest takim samym atutem jak symbolika opowiadania „Wiedeń” Izabeli Szolc, w którym poznamy mordercę i motywy jego postępowania, sięgając do przeszłości bohatera. Krótko, zwięźle, frapująco. Tekst Szolc to kolejny atut tej antologii.
Najlepiej broni jej jednak Antonina Turnau ze swoim tekstem „Wszyscy mamy tajemnice, moje dziecko…”. To tekst najlepszy, doskonale trzymający w napięciu, zaskakujący pointą, „soczysty” i frapujący. Turnau zabierze nas do sennego górskiego uzdrowiska niczym z powieści Tomasza Manna, gdzie zagadkę morderstwa rozwiąże pewien autor poczytnych kryminałów. Mamy w tym tekście wszystko to, czego można by oczekiwać od dobrej kryminalnej historii. Klaustrofobiczną atmosferę zagrożenia, podejrzanych bohaterów i szereg motywów, które prowadzą donikąd, by w finale zaskoczyć czytelnika.
Myślę, że lektura opowiadań kryminalnych będzie naprawdę pasjonująca i choć pewnie autorzy wykonali pracę na zamówienie, dobrze można się przyjrzeć temu, jak odnajdują się w kryminalnych intrygach. Smakowity czytelniczy kąsek z dreszczykiem. Mimo rozczarowań, o jakich wspomniałem, polecam z czystym sumieniem – nie tylko fanom kryminałów.
Wydawnictwo Czarna Owca, 2009
Zacznę od tego, co mi się nie podobało. „W małym dworku” Bohdana Sławińskiego umieszczam w tej grupie nie dlatego, że jego tekst jest zły, ale przede wszystkim dlatego, iż nijak nie wpisuje się w kryminalną konwencję zbiorku. Intryga rozmywa się bowiem w morzu egzystencjalnych rozmyślań znanych z „Królowej Tiramisu” i ubarwionych licznymi aluzjami i nawiązaniami literackimi. Mający problem z własną tożsamością i płciowością bohater bynajmniej nie wpisuje się w kryminalny leitmotiv tej książki. To zatem tekst ciekawy, ale… nie do tego zbioru. Kolejnym opowiadaniem, które do mnie nie przemówiło, jest „Kilka dni z życia gospodyni domowej” Hanny Samson. Tytułowa gospodyni to osamotniona kobieta, która spędza na obczyźnie czas u boku zapracowanego męża. Okaże się, że nie przypadnie jej do gustu kot sąsiadów, a także ich synek, a potem… Mogłoby być interesująco, a nie jest. Pani Samson zatem podziękuję, podobnie jak Zycie Rudzkiej, która w „Doskonałej przynęcie” oprowadza nas po Żoliborzu z pewną tajemniczą panią Rejko i Pięknym Elvisem. Finał tych wędrówek jest nie tyle dwuznaczny, co mało dynamiczny. Dynamiki u Rudzkiej nie ma, a kryminalna antologia aż się o nią prosi. Prosić można także Bogdana Loebla o nieco mniej przewidywalne i stereotypowe zakończenia, bo jego „Połowa jabłka” zapowiada się smakowicie, ale końcówka sprawia, iż ten literacki owoc nie jest zbyt apetyczny.
Zostawmy na boku potknięcia i marudzenia niewprawnego czytelnika prozy kryminalnej, jakim zapewne jestem. Zwróćmy uwagę na jaśniejsze strony tego zbiorku. A jest się czym zachwycać już od pierwszych stron. Rozpoczynająca książkę „Zbrodnia doskonała” Jarosława Klejnockiego to pełen ironii obrazek z życia, którego przewrotność zaskoczyć może każdego. Klejnocki wyjaśni, w jaki sposób bezproblemowo pozbyć się gburowatego kioskarza, który burzy idyllę życia w drogim, zamkniętym przed światem osiedlu podmiejskim. Autor drwi z głównego bohatera, ale i bezlitośnie obnaża absurdy myślenia o bezpiecznym i spokojnym życiu. Ta miniaturka wzbudza emocje, chociaż operuje minimalnymi środkami wyrazu. Takich tekstów chciałoby się przeczytać więcej. Dobrze czyta się Krzysztofa Beśkę i jego „Chorobę legionistów”. W tym sprawnie toczącym się opowiadaniu odkryjemy zagadkę morderstw kolejnych uczestników powstania warszawskiego i dowiemy się, jaki związek z zabójstwami starszych panów ma choroba wywołana przez działającą klimatyzację. Dowcipnie i ujmująco motyw przewodni antologii wykorzystał Dawid Kornaga. Jego „Mleczaki” opowiadają historię zabójstw, których dokonuje… dziecko za pomocą swych mlecznych zębów. Kornaga pozostał zapewne w kręgu tematycznym swej ostatniej powieści „Znieczulenie miejscowe”, bo poczynania tajemniczego brzdąca przypominają jako żywo (sic!) działania jakiegoś upiornego wampira. Tyle tylko, że w zagadkę śmiertelnych ukąszeń mlecznych zębów wplątany zostanie także nazbyt wysoki policjant, dziennikarka z ambicjami i pewien krytyk literacki. Dosłowność Kornagi jest takim samym atutem jak symbolika opowiadania „Wiedeń” Izabeli Szolc, w którym poznamy mordercę i motywy jego postępowania, sięgając do przeszłości bohatera. Krótko, zwięźle, frapująco. Tekst Szolc to kolejny atut tej antologii.
Najlepiej broni jej jednak Antonina Turnau ze swoim tekstem „Wszyscy mamy tajemnice, moje dziecko…”. To tekst najlepszy, doskonale trzymający w napięciu, zaskakujący pointą, „soczysty” i frapujący. Turnau zabierze nas do sennego górskiego uzdrowiska niczym z powieści Tomasza Manna, gdzie zagadkę morderstwa rozwiąże pewien autor poczytnych kryminałów. Mamy w tym tekście wszystko to, czego można by oczekiwać od dobrej kryminalnej historii. Klaustrofobiczną atmosferę zagrożenia, podejrzanych bohaterów i szereg motywów, które prowadzą donikąd, by w finale zaskoczyć czytelnika.
Myślę, że lektura opowiadań kryminalnych będzie naprawdę pasjonująca i choć pewnie autorzy wykonali pracę na zamówienie, dobrze można się przyjrzeć temu, jak odnajdują się w kryminalnych intrygach. Smakowity czytelniczy kąsek z dreszczykiem. Mimo rozczarowań, o jakich wspomniałem, polecam z czystym sumieniem – nie tylko fanom kryminałów.
Wydawnictwo Czarna Owca, 2009
Z reguły nie lubię zbioru opowiadań, choć nie znaczy, że nigdy nie trafiłam na ciekawe porównawcze teksty. Większe uprzedzenia mam do opowiadań jednego autora w zbiorze niż kilku.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko mam awersję do takich antologii.
OdpowiedzUsuń