Kiedy w ubiegłym roku Wydawnictwo Czarne opublikowało „Strategię antylop”, wstrząsający reportaż o życiu mieszkańców Rwandy po dramatycznych wydarzeniach 1994 roku, wydawało się, iż otrzymujemy niemal kompletny zapis traumy, jakiej doświadczył ten mały afrykański kraj. Francuski korespondent Jean Hatzfeld oddał głos Rwandyjczykom; od nich dowiedzieliśmy się o tym, jak żyć po masakrze ludobójstwa i budować relacje z ludźmi, którzy tak niedawno atakowali maczetami, a teraz są po prostu sąsiadami. Nieopisywalne słowami dramaty ludzi w książce Hatzfelda nabrały znamion wyjątkowego dokumentu, który potrafi znaleźć słowa na to, by przybliżyć koszmar ludobójstwa i niewyobrażalną dla Europejczyka sztukę budowania normalnego życia w świecie spływającym niegdyś krwią. Opowieść Lukasa Bärfussa jest specyficznym uzupełnieniem opowieści bohaterów Hatzfelda, albowiem opisuje makabryczne sto dni rzezi z punktu widzenia szwajcarskiego dyplomaty, uwikłanego w szereg egzystencjalnych rozterek.
Książka Bärfussa zadaje pytania o to, w jaki sposób europejskie społeczeństwa odpowiedzialne są za dramat Rwandy. „Sto dni” stawia wiele niewygodnych tez, jest książką pełną niepokoju i mroku. Dodatkowo to pasjonujące studium człowieka cierpiącego i takiego, który odczuwa cierpienie innych. Zdecydowanie za mało o tej książce napisano (wieloaspektowy tekst Jerzego Franczaka opublikowany w „Tygodniku Powszechnym” to pojedynczy zaangażowany w przekaz tej powieści głos) i chociaż lekturę odwlekałem w czasie, bo doskonale wiedziałem, o czym przeczytam, czuję się w obowiązku nakreślić kilka zasadniczych myśli „Stu dni” i zwrócić uwagę na świat, na który nigdy naprawdę nie zwracano tej uwagi.
David odbywa w Rwandzie specyficzną misję. Jego zadaniem jest pomoc w odbudowie tego kraju, a z czasem bohater ma wrażenie, iż dokłada się w jakiś sposób do jego ruiny. Kiedy pierwsze brutalne ataki Hutu na Tutsi rozpoczynają krwawą rzeź Rwandy, David pozostaje tam i ukrywa się w willi Amsar w Kigali. Ratuje go to, że jest Szwajcarem, a przecież Szwajcar traktowany jest w Rwandzie zupełnie inaczej niż np. Belg. Szwajcara nie zabija się maczetą, jemu jest się wdzięcznym. Za co? Czy David i jego współpracownicy mają powody sądzić, iż afrykańskie państwo biedy, głodu, zacofania i niesprawiedliwości społecznej jest winne jakąkolwiek wdzięczność krajowi tak stabilnemu i cywilizowanemu jak Szwajcaria? Dramat pozostającego w centrum krwawej rzezi Davida nie będzie tylko jednostkowym dramatem dyplomaty, który wątpi w sens swoich dotychczasowych działań i który zdaje się na pomoc szabrownika i ludobójcy. Jego historia będzie symbolicznym przedstawieniem dramatu cywilizowanego świata, jakiemu przez lata nie udało się ucywilizować kraju, w którym dyplomaci i wolontariusze wykonywali mrówczą codzienną pracę.
Bohater Bärfussa pozostaje sam ze sobą, z przerażającą teraźniejszością i dręczącymi go wspomnieniami. Pozostaje w towarzystwie myszołowa, któremu próbuje uratować życie. Jak? To bardzo znaczące, jak David postrzega swe działania wobec opierzonego przyjaciela: „Rąbałem na kawałki psy, które ktoś dla mnie zabijał. Zdrowe, silne psy. Rąbałem je, aby karmić nimi kalekiego ptaka. Najbardziej obłędne było to, że cała moja praca, całe moje życie tutaj funkcjonowało na podobnej zasadzie, a ja nie potrafiłem dostrzec w tym nic niewłaściwego.” Czy misja ludzi pokrewnych Davidowi była misją pokoju, misją niosącą dobro, misją sprawiedliwą? Czy dokonania Europejczyków zmieniających Rwandę mają jakieś znaczenie w momencie, kiedy wszyscy uciekają jedynie od krwi i przemocy? Czy w świecie tak przerażającym jak rzeczywistość stu dni, w której wymordowano ponad 800 tysięcy ludzkich istnień jest miejsce na to, by jasno określić, czym jest dobro, sprawiedliwość i potrzeba pomocy?
W tyglu tragicznych zdarzeń znajdują się także dramatyczne wspomnienia związku Davida z Agathe. Ich bliskość wywołuje w bohaterze niepokój i staje się źródłem tłumionych kompleksów. To bliskość toksyczna, ale tak samo toksyczna wydaje się rzeczywistość pogrążającej się w chaosie Rwandy, a intensywność przeżywanych przez kochanków uczuć jest ogromna, chociaż tak wiele ich dzieli.
Pasjonującą historię o poczuciu winy i prawdziwej winie, o bezradności i przerażającej pustce wobec zbrodni ludobójstwa, o miłości w czasach pogromu i o upadku w nicość opowiada powieść barwna, niepokojąca, bezkompromisowa i odważna. Bärfuss i Hatzfeld to autorzy, których przekłady znać należy po to, by nie odwracać oczu od Rwandy, od której odwrócono się w 1994 i do dziś nikt nie śmie naprawdę spojrzeć na problemy tego kraju.
Korporacja Ha!art, 2010
Książka Bärfussa zadaje pytania o to, w jaki sposób europejskie społeczeństwa odpowiedzialne są za dramat Rwandy. „Sto dni” stawia wiele niewygodnych tez, jest książką pełną niepokoju i mroku. Dodatkowo to pasjonujące studium człowieka cierpiącego i takiego, który odczuwa cierpienie innych. Zdecydowanie za mało o tej książce napisano (wieloaspektowy tekst Jerzego Franczaka opublikowany w „Tygodniku Powszechnym” to pojedynczy zaangażowany w przekaz tej powieści głos) i chociaż lekturę odwlekałem w czasie, bo doskonale wiedziałem, o czym przeczytam, czuję się w obowiązku nakreślić kilka zasadniczych myśli „Stu dni” i zwrócić uwagę na świat, na który nigdy naprawdę nie zwracano tej uwagi.
David odbywa w Rwandzie specyficzną misję. Jego zadaniem jest pomoc w odbudowie tego kraju, a z czasem bohater ma wrażenie, iż dokłada się w jakiś sposób do jego ruiny. Kiedy pierwsze brutalne ataki Hutu na Tutsi rozpoczynają krwawą rzeź Rwandy, David pozostaje tam i ukrywa się w willi Amsar w Kigali. Ratuje go to, że jest Szwajcarem, a przecież Szwajcar traktowany jest w Rwandzie zupełnie inaczej niż np. Belg. Szwajcara nie zabija się maczetą, jemu jest się wdzięcznym. Za co? Czy David i jego współpracownicy mają powody sądzić, iż afrykańskie państwo biedy, głodu, zacofania i niesprawiedliwości społecznej jest winne jakąkolwiek wdzięczność krajowi tak stabilnemu i cywilizowanemu jak Szwajcaria? Dramat pozostającego w centrum krwawej rzezi Davida nie będzie tylko jednostkowym dramatem dyplomaty, który wątpi w sens swoich dotychczasowych działań i który zdaje się na pomoc szabrownika i ludobójcy. Jego historia będzie symbolicznym przedstawieniem dramatu cywilizowanego świata, jakiemu przez lata nie udało się ucywilizować kraju, w którym dyplomaci i wolontariusze wykonywali mrówczą codzienną pracę.
Bohater Bärfussa pozostaje sam ze sobą, z przerażającą teraźniejszością i dręczącymi go wspomnieniami. Pozostaje w towarzystwie myszołowa, któremu próbuje uratować życie. Jak? To bardzo znaczące, jak David postrzega swe działania wobec opierzonego przyjaciela: „Rąbałem na kawałki psy, które ktoś dla mnie zabijał. Zdrowe, silne psy. Rąbałem je, aby karmić nimi kalekiego ptaka. Najbardziej obłędne było to, że cała moja praca, całe moje życie tutaj funkcjonowało na podobnej zasadzie, a ja nie potrafiłem dostrzec w tym nic niewłaściwego.” Czy misja ludzi pokrewnych Davidowi była misją pokoju, misją niosącą dobro, misją sprawiedliwą? Czy dokonania Europejczyków zmieniających Rwandę mają jakieś znaczenie w momencie, kiedy wszyscy uciekają jedynie od krwi i przemocy? Czy w świecie tak przerażającym jak rzeczywistość stu dni, w której wymordowano ponad 800 tysięcy ludzkich istnień jest miejsce na to, by jasno określić, czym jest dobro, sprawiedliwość i potrzeba pomocy?
W tyglu tragicznych zdarzeń znajdują się także dramatyczne wspomnienia związku Davida z Agathe. Ich bliskość wywołuje w bohaterze niepokój i staje się źródłem tłumionych kompleksów. To bliskość toksyczna, ale tak samo toksyczna wydaje się rzeczywistość pogrążającej się w chaosie Rwandy, a intensywność przeżywanych przez kochanków uczuć jest ogromna, chociaż tak wiele ich dzieli.
Pasjonującą historię o poczuciu winy i prawdziwej winie, o bezradności i przerażającej pustce wobec zbrodni ludobójstwa, o miłości w czasach pogromu i o upadku w nicość opowiada powieść barwna, niepokojąca, bezkompromisowa i odważna. Bärfuss i Hatzfeld to autorzy, których przekłady znać należy po to, by nie odwracać oczu od Rwandy, od której odwrócono się w 1994 i do dziś nikt nie śmie naprawdę spojrzeć na problemy tego kraju.
Korporacja Ha!art, 2010
Bardzo ciekawy blog zapraszamy do nas Uroda portal.
OdpowiedzUsuń