Dawno lub niedawno temu w Danii matka lekomanka i alkoholiczka urodziła trzech synów. Dwóch przeżyło, trzeci zmarł zaraz po urodzeniu. Ten trzeci miał najwięcej szczęścia. Jeśli już to stwierdzenie powoduje, że jeży ci się włos, nie czytaj „Submarino”. Jeżeli natomiast masz ochotę zejść w otchłań ludzkiego piekła na ziemi, uważaj. „Submarino” jest jak narkotyk, bo i o narkotykach między innymi traktuje. Nigdy nie wiesz, kiedy uzależnisz się od Bengtssona i jego prozy. A wtedy będzie już za późno, bo po pochłonięciu tej rewelacyjnej powieści, nie przestaniesz myśleć o obrazach, jakie wytworzyła twa wyobraźnia podczas lektury.
Opowieść o braciach, którzy przeżyli rozpoczynają perypetie Nicka. Mężczyzna jest cynikiem, a wyjście z więzienia, dokąd trafił za ciężkie pobicie, czyni z jego życia fatalny ciąg picia alkoholu, uprawiania seksu, deprecjonowania wszystkiego i wszystkich oraz trwania gdzieś na krawędzi snu i jawy. Nick nawiązuje bardzo bliską znajomość z Sofie, współlokatorką w „komunie” niejakiej Tove. Sofie cierpi, bo nie jest jej dane przebywanie z ukochanym synem. Namiastkę spokoju odnajduje w ramionach Nicka. Wszystko zmieni się wówczas, gdy ramiona kochanka zastąpią niezdecydowane ręce Ivana, którego Nick chce uczynić mężczyzną i poddać inicjacji seksualnej…
Brat Nicka wydaje się nie mieć imienia. Jest ono tak samo zbędne, jak zbędny czuje się sam bohater. „Codziennie jestem bliski śmierci. Bliski zrobienia błędnego kroku. Bliski utraty równowagi”. Od szaleństwa odwodzi go jedynie syn, którego wychowuje samotnie. Mały Martin jednak nie zdaje sobie sprawy, że jego ojciec to wytrawny heroinista. Przerażające są opisy scen, kiedy ojciec zamyka się z działką narkotyku w łazience, a syna pozostawia w pokoju przed telewizorem. Koszmarne jest czytanie o szpitalnym dylemacie, gdy mały Martin przypadkowo połyka narkotyk, a ojciec nie jest w stanie wydusić, by podali mu nań antidotum, bo wie, że go straci. O ile Nick żyje w jakimś bliżej nieokreślonym niebycie, o tyle życie jego brata jest piekłem. „Wiem, że piekło nie pojawia się po śmierci, że piekłem wcale nie są inni. Prawdziwe piekło jest wtedy, kiedy się patrzy na pustą torebkę, a mały synek śpi w sąsiednim pokoju”. Kiedy brat Nicka wdaje się w regularny handel narkotykami na ulicach Kopenhagi, łatwo się zorientować, że to równia pochyła i wszystko zmierza ku tragedii…
Tytułowe „submarino” polega na takim torturowaniu człowieka, by pod wodą go utopić. Obaj bracia torturowani są przez życie. Przez wspomnienia o zmarłej już matce, której nadal nienawidzą. Przez życie, które dało im jedynie powody do wściekłości i rozczarowania. Obaj stają się groźni dla innych i dla siebie. Ale przecież – jak twierdzi Nick - „Nikt z nas nie jest niegroźny. Niektórzy po prostu nie mieli szansy na skrzywdzenie innych”. Relacje braci odzwierciedlają to, co działo się przed laty w ich domu. Nie mogą wyjść poza traumę rodzinnych wspomnień i dziwnym trafem wpadają w niemoc, z którą żaden z nich nie potrafi sobie poradzić.
Zwraca się uwagę na to, że autor portretuje mroczną stronę Kopenhagi. Myślę, że akcja książki mogłaby dziać się w każdym dużym mieście. Doświadczamy upokorzeń żebrających o działkę narkomanów, desperacji młodych prostytutek, przyglądamy się światkowi przestępczemu i chcemy się stamtąd jak najszybciej wydostać, ale „Submarino” na to łatwo nie pozwala.
Powieść dojrzała i przemyślana. Intrygujący prolog i epilog. Świetna, dwuczęściowa konstrukcja, która pozostawia pewien niedosyt, choć wydaje się, że ostatnie zdanie i ostatnia kropka w każdej opowieści o braciach są we właściwym miejscu. „Submarino” to historia samotnych ludzi, jakim trudno jest przełamać samotność i szukają zastępczych środków, by jakoś sobie z nimi poradzić. Mocna i wartościowa rzecz. Zdecydowanie warta uwagi!
Wydawnictwo Czarne, 2011
Opowieść o braciach, którzy przeżyli rozpoczynają perypetie Nicka. Mężczyzna jest cynikiem, a wyjście z więzienia, dokąd trafił za ciężkie pobicie, czyni z jego życia fatalny ciąg picia alkoholu, uprawiania seksu, deprecjonowania wszystkiego i wszystkich oraz trwania gdzieś na krawędzi snu i jawy. Nick nawiązuje bardzo bliską znajomość z Sofie, współlokatorką w „komunie” niejakiej Tove. Sofie cierpi, bo nie jest jej dane przebywanie z ukochanym synem. Namiastkę spokoju odnajduje w ramionach Nicka. Wszystko zmieni się wówczas, gdy ramiona kochanka zastąpią niezdecydowane ręce Ivana, którego Nick chce uczynić mężczyzną i poddać inicjacji seksualnej…
Brat Nicka wydaje się nie mieć imienia. Jest ono tak samo zbędne, jak zbędny czuje się sam bohater. „Codziennie jestem bliski śmierci. Bliski zrobienia błędnego kroku. Bliski utraty równowagi”. Od szaleństwa odwodzi go jedynie syn, którego wychowuje samotnie. Mały Martin jednak nie zdaje sobie sprawy, że jego ojciec to wytrawny heroinista. Przerażające są opisy scen, kiedy ojciec zamyka się z działką narkotyku w łazience, a syna pozostawia w pokoju przed telewizorem. Koszmarne jest czytanie o szpitalnym dylemacie, gdy mały Martin przypadkowo połyka narkotyk, a ojciec nie jest w stanie wydusić, by podali mu nań antidotum, bo wie, że go straci. O ile Nick żyje w jakimś bliżej nieokreślonym niebycie, o tyle życie jego brata jest piekłem. „Wiem, że piekło nie pojawia się po śmierci, że piekłem wcale nie są inni. Prawdziwe piekło jest wtedy, kiedy się patrzy na pustą torebkę, a mały synek śpi w sąsiednim pokoju”. Kiedy brat Nicka wdaje się w regularny handel narkotykami na ulicach Kopenhagi, łatwo się zorientować, że to równia pochyła i wszystko zmierza ku tragedii…
Tytułowe „submarino” polega na takim torturowaniu człowieka, by pod wodą go utopić. Obaj bracia torturowani są przez życie. Przez wspomnienia o zmarłej już matce, której nadal nienawidzą. Przez życie, które dało im jedynie powody do wściekłości i rozczarowania. Obaj stają się groźni dla innych i dla siebie. Ale przecież – jak twierdzi Nick - „Nikt z nas nie jest niegroźny. Niektórzy po prostu nie mieli szansy na skrzywdzenie innych”. Relacje braci odzwierciedlają to, co działo się przed laty w ich domu. Nie mogą wyjść poza traumę rodzinnych wspomnień i dziwnym trafem wpadają w niemoc, z którą żaden z nich nie potrafi sobie poradzić.
Zwraca się uwagę na to, że autor portretuje mroczną stronę Kopenhagi. Myślę, że akcja książki mogłaby dziać się w każdym dużym mieście. Doświadczamy upokorzeń żebrających o działkę narkomanów, desperacji młodych prostytutek, przyglądamy się światkowi przestępczemu i chcemy się stamtąd jak najszybciej wydostać, ale „Submarino” na to łatwo nie pozwala.
Powieść dojrzała i przemyślana. Intrygujący prolog i epilog. Świetna, dwuczęściowa konstrukcja, która pozostawia pewien niedosyt, choć wydaje się, że ostatnie zdanie i ostatnia kropka w każdej opowieści o braciach są we właściwym miejscu. „Submarino” to historia samotnych ludzi, jakim trudno jest przełamać samotność i szukają zastępczych środków, by jakoś sobie z nimi poradzić. Mocna i wartościowa rzecz. Zdecydowanie warta uwagi!
Wydawnictwo Czarne, 2011
"Submarino" jest na mojej wakacyjnej liście i czeka na swoja kolejkę. A Twoja recenzja jest świetna :)
OdpowiedzUsuńAle mnie zaintrygowałeś ta recenzję. Moje klimaty książkowe :)
OdpowiedzUsuńSubmarino poki co mam na polce, ale mam nadzieje, ze niedlugo zaczne czytac. Uwielbiam takie ksiazki! Musze tylko miec spokojna glowe do tej ksiazki by w pelni docenic ja:>
OdpowiedzUsuńJestem świeżo po lekturze - rewelacyjna książka.
OdpowiedzUsuńOto I mnie zaciekawiles !
OdpowiedzUsuńWeronika