Co ja takiego wiem o Indiach? Zmusiłem się, by obejrzeć kilka bollywoodzkich produkcji filmowych, które są jedynie projekcją marzeń i pragnień Hindusów, a nie odzwierciedleniem ich prawdziwego życia. Wysłuchałem płomiennych relacji przyjaciółki, która po subkontynencie indyjskim wędrowała już wielokrotnie i jest nim zafascynowana. Co jeszcze? Kilka fabułek beletrystycznych: Kiran Desai, Aravind Adiga czy – wspominana przez Skawińskiego w jego reportażu – Arundhati Roy. Informacje z mediów. Ot, wszystko.
Książka „Gdy nie nadejdzie jutro” zabrała mnie w podróż do miejsca, o którym – ku mojemu zdumieniu – naprawdę niewiele wiedziałem. Pragnąc podziękować Pawłowi Skawińskiemu, chcę jednocześnie zaznaczyć, iż jego reportaż to rzecz dość nierówna. Autor nie jest Kapuścińskim czy Tochmanem. Chwilami miałem wrażenie braku spójności, przypadkowości wędrówek i rozmów przeprowadzanych przez Skawińskiego. Zbyt rzadko także oddaje on głos bezpośrednio tym, którzy opowiadają o prawdziwych Indiach czy Nepalu. „Gdy nadejdzie jutro” idzie chwilami w stronę rozprawy socjologicznej z elementami analizy ekonomicznej, ale to naprawdę ciekawa proza, bo autor jest wiarygodny, a przecież to jest w reportażu najważniejsze.
Na stronie serwisu „Lektury reportera”, który patronuje medialnie tej publikacji, Sławiński wypowiada się następująco: „Zachód już dawno się zorientował, że Azja wstaje z kolan, że warto uczyć się Wschodu, bo idee, które tam powstają w przyszłości wyznaczą reguły gry na świecie”. Autor przybliża zatem świat, który wciąż niby jest daleko od nas, ludzi Zachodu. Tak naprawdę Azja dopiero teraz odciska jakieś piętno kulturowe i cywilizacyjne w świecie, który dotychczas Azji nie znał, bo nie musiał. Indie i Nepal w reportażu Skawińskiego to kraje, w których dzieją się rzeczy, jakie z pewnością staną się z czasem punktem zainteresowania Europejczyka. Autor jednocześnie czyni dość wyraźną i chyba prawdziwą uwagę, pisząc „Człowiek ku swojemu przerażeniu odkrywa w sobie rasistę, osobę noszącą grube okulary przydymione europocentryzmem, przez które patrzy na Indie z zachodniej perspektywy”. Czy można zatem prawdziwie odkrywać kulturę Indii? Czy muszą nas ograniczać nasze europejskie okulary? Myślę, że zdejmujemy je, czytając Skawińskiego i nawet jeśli za chwilę znowu założymy, nic już nie będzie takie, jak przedtem.
Słów parę o treści reportażu. Treścią tą mają być prawdziwe Indie. Prawdziwe, czyli jakie? „Ale właśnie te biedne Indie, których wstydzi się, którymi gardzi tamtejsza klasa średnia, to Indie prawdziwe. A ile jest w nich entuzjazmu! Niewyczerpanych pokładów przedsiębiorczości i woli walki, żeby odmienić swój los”. Autor nie słodzi w bollywoodzkim stylu, pokazuje Indie od strony dość brutalnej i przejmującej, stara się być lojalny wobec swoich rozmówców i dzięki nim ukazuje specyficzny paradoks niesamowicie biednego, ale i niezmiernie przedsiębiorczego narodu. Wędrówkę ze Skawińskim zaczynamy od bombajskiej dzielnicy Kamathipura, gdzie poznamy losy prostytutek; ledwie kilku, bo w samym Bombaju jest ich blisko 200 tysięcy! Kończymy ją w Nepalu, tak hermetycznie zamkniętym na Europejczyków i jednocześnie tak bardzo Europejczyka fascynującym. Co pomiędzy? Wiele wiarygodnych i fascynujących opowieści. Dużo tematów trudnych i kontrowersyjnych. Sporo wnikliwości oraz liczne punkty widzenia na wiele spraw. Frapujący obraz państw niezwykłych i wciąż mało znanych.
Odwiedzimy slumsy w Pune oraz Ladakh zwany Małym Tybetem. Znajdziemy się w Kaszmirze, będącym przekleństwem Indii. W Kaszmirze, w którym każdy jest naznaczony przez konflikt z Pakistanem. Dotrzemy do trudno dostępnego Katmandu. Poznamy miejsca i ludzi, o jakich się nie zapomina.
Sławiński interesująco przedstawia Hindusów, którzy z jednej strony są bardzo serdecznymi ludźmi, z drugiej zaś potrafią się zamieniać w groźny i wściekły tłum domagający się linczu. To ludzie żyjący w lingwistycznym tyglu, w którym dominuje angielski i hindi, jednak bariery językowe bywają czasem nie do przełamania. To w końcu ludzie, którzy żyją praktycznie bez państwowej służby zdrowia, w chaosie i nieporządku. Ludzie okrutnie podzieleni między tych, co posiadają mnóstwo, a tych, którzy żyją w nędzy. Ważne jest, że autor podkreśla kontrastowość Indii, bo dzięki temu – o czym już wspomniałem – jego tekst nabiera wiarygodności.
„Gdy nie nadejdzie jutro” to ważna literatura faktu i dość dobry reportaż o miejscach, które wciąż nam, ludziom Zachodu, są zupełnie nieznane.
Wydawnictwo Dobra Literatura, 2011
Książka „Gdy nie nadejdzie jutro” zabrała mnie w podróż do miejsca, o którym – ku mojemu zdumieniu – naprawdę niewiele wiedziałem. Pragnąc podziękować Pawłowi Skawińskiemu, chcę jednocześnie zaznaczyć, iż jego reportaż to rzecz dość nierówna. Autor nie jest Kapuścińskim czy Tochmanem. Chwilami miałem wrażenie braku spójności, przypadkowości wędrówek i rozmów przeprowadzanych przez Skawińskiego. Zbyt rzadko także oddaje on głos bezpośrednio tym, którzy opowiadają o prawdziwych Indiach czy Nepalu. „Gdy nadejdzie jutro” idzie chwilami w stronę rozprawy socjologicznej z elementami analizy ekonomicznej, ale to naprawdę ciekawa proza, bo autor jest wiarygodny, a przecież to jest w reportażu najważniejsze.
Na stronie serwisu „Lektury reportera”, który patronuje medialnie tej publikacji, Sławiński wypowiada się następująco: „Zachód już dawno się zorientował, że Azja wstaje z kolan, że warto uczyć się Wschodu, bo idee, które tam powstają w przyszłości wyznaczą reguły gry na świecie”. Autor przybliża zatem świat, który wciąż niby jest daleko od nas, ludzi Zachodu. Tak naprawdę Azja dopiero teraz odciska jakieś piętno kulturowe i cywilizacyjne w świecie, który dotychczas Azji nie znał, bo nie musiał. Indie i Nepal w reportażu Skawińskiego to kraje, w których dzieją się rzeczy, jakie z pewnością staną się z czasem punktem zainteresowania Europejczyka. Autor jednocześnie czyni dość wyraźną i chyba prawdziwą uwagę, pisząc „Człowiek ku swojemu przerażeniu odkrywa w sobie rasistę, osobę noszącą grube okulary przydymione europocentryzmem, przez które patrzy na Indie z zachodniej perspektywy”. Czy można zatem prawdziwie odkrywać kulturę Indii? Czy muszą nas ograniczać nasze europejskie okulary? Myślę, że zdejmujemy je, czytając Skawińskiego i nawet jeśli za chwilę znowu założymy, nic już nie będzie takie, jak przedtem.
Słów parę o treści reportażu. Treścią tą mają być prawdziwe Indie. Prawdziwe, czyli jakie? „Ale właśnie te biedne Indie, których wstydzi się, którymi gardzi tamtejsza klasa średnia, to Indie prawdziwe. A ile jest w nich entuzjazmu! Niewyczerpanych pokładów przedsiębiorczości i woli walki, żeby odmienić swój los”. Autor nie słodzi w bollywoodzkim stylu, pokazuje Indie od strony dość brutalnej i przejmującej, stara się być lojalny wobec swoich rozmówców i dzięki nim ukazuje specyficzny paradoks niesamowicie biednego, ale i niezmiernie przedsiębiorczego narodu. Wędrówkę ze Skawińskim zaczynamy od bombajskiej dzielnicy Kamathipura, gdzie poznamy losy prostytutek; ledwie kilku, bo w samym Bombaju jest ich blisko 200 tysięcy! Kończymy ją w Nepalu, tak hermetycznie zamkniętym na Europejczyków i jednocześnie tak bardzo Europejczyka fascynującym. Co pomiędzy? Wiele wiarygodnych i fascynujących opowieści. Dużo tematów trudnych i kontrowersyjnych. Sporo wnikliwości oraz liczne punkty widzenia na wiele spraw. Frapujący obraz państw niezwykłych i wciąż mało znanych.
Odwiedzimy slumsy w Pune oraz Ladakh zwany Małym Tybetem. Znajdziemy się w Kaszmirze, będącym przekleństwem Indii. W Kaszmirze, w którym każdy jest naznaczony przez konflikt z Pakistanem. Dotrzemy do trudno dostępnego Katmandu. Poznamy miejsca i ludzi, o jakich się nie zapomina.
Sławiński interesująco przedstawia Hindusów, którzy z jednej strony są bardzo serdecznymi ludźmi, z drugiej zaś potrafią się zamieniać w groźny i wściekły tłum domagający się linczu. To ludzie żyjący w lingwistycznym tyglu, w którym dominuje angielski i hindi, jednak bariery językowe bywają czasem nie do przełamania. To w końcu ludzie, którzy żyją praktycznie bez państwowej służby zdrowia, w chaosie i nieporządku. Ludzie okrutnie podzieleni między tych, co posiadają mnóstwo, a tych, którzy żyją w nędzy. Ważne jest, że autor podkreśla kontrastowość Indii, bo dzięki temu – o czym już wspomniałem – jego tekst nabiera wiarygodności.
„Gdy nie nadejdzie jutro” to ważna literatura faktu i dość dobry reportaż o miejscach, które wciąż nam, ludziom Zachodu, są zupełnie nieznane.
Wydawnictwo Dobra Literatura, 2011
Chętnie poznam Indie od tej prawdziwej strony :).
OdpowiedzUsuńP.S. W recenzji raz jest napisane Sławiński, a raz Skawiński ;).
Mayu, dzięki za zwrócenie uwagi i serdecznie polecam tę lekturę :-)
OdpowiedzUsuń