Witajcie w Milestone! Tutaj czas się zatrzymuje, powietrze gęstnieje, a wokół roznosi się jedynie zapach strachu i śmierci. Witajcie w piekle na ziemi; w miejscu zapomnianym przez Boga, gdzie demoniczny wielebny nakazuje swym owieczkom mordować dla pokuty, a ludzie nie czekają już na żadną odmianę, bo dawno przestali w nią wierzyć. „To miasto jest zarezerwowane dla ludzi wyzutych z marzeń, dla zagubionych i tych, którzy nie mają już nadziei”. Miejsce, gdzie pojawiają się widma, ludzie umierają, a potem zmartwychwstają, gdzie płonie bar i gdzie popiół i ogień gaszą łzy oraz skowyt żywych i zmarłych. Trochę strasznie, trochę śmiesznie, ale ogólnie czyta się „Bar dla potępionych” dość dobrze i jeśli przymknąć oko na nieścisłości fabularne, przerysowane (nie groteskowe, a pewnie taka była intencja autora) postacie i za dużo absurdu, można rzecz, iż Kealan Patrick Burke to pisarz mroczny i frapujący, który nie kończy swojej opowieści wraz z ostatnią kropką.
Akcja rozgrywa się początkowo w tytułowym barze, gdzie poznajemy co najmniej ekscentryczne persony. Jest wśród nich Gracie, skazana na stagnację przez przekleństwo ojca, a raczej demonicznej, azjatyckiej macochy. Jest czarnoskóry olbrzym Wintry, dla którego słowa są zbędne, a który walczy z widmem znienawidzonego, krzywdzącego go przed laty ojca. Mamy także Cobba, nudystę-ekscentryka, silącego się na cztery te same dowcipy, którymi zamęcza innych. Jest jeszcze brzemienna Florence, która rzekomo zabiła kiedyś swego męża i Kyle – młody chłopak z pistoletem, którego chce użyć przeciwko swemu ojcu, Tomowi. Tom zaś to zgorzkniały szeryf, który od dawna nie ma już sił, aby dbać o porządek w Milestone. Tak jak inni poddaje się terrorowi wielebnego Hilla, który zastąpił księdza-samobójcę, a teraz sieje postrach w miasteczku, rzekomo ocalając przed piekłem tych, którzy i tak się w nim znajdują. Czytelniejszym i wyraźniejszym pośrednikiem piekielnych zaświatów jest jednak Kadawer – starzec wydzielający specyficzny, dość przyjemny zapach. Czy tak pachnie Zło? Trudno powiedzieć, skoro wszyscy bohaterowie Burke’a są nim przesiąknięci. Wszyscy także spotykają się w upiornym barze, z którego trudno im się wydostać. Jak portretowana jest ta spelunka? „To jest wieczne potępienie, a przynajmniej coś w rodzaju poczekalni, gdzie możemy tylko siedzieć, kisić się i czekać, aż ktoś wywoła nasz numerek”. Bohaterowie siedzą, kiszą się i czekają, dopóki w drzwiach nie pojawi się złodziejaszek Brody i jego umierająca dziewczyna Carla…
Zdarzenia toczą się w zawrotnym tempie i trudno chwilami się nawet zorientować, czy dany bohater jeszcze żyje, czy obserwujemy poczynania jego ducha. Jeżeli do opisanego powyżej towarzystwa dodamy prostytutkę Eris kuszącą wśród świec i manekinów oraz miejskiego doktora Hendriksa, który zabija rzekomo śmiertelnie chorą żonę i popada w obłęd, otrzymamy narrację wyjątkowo przygnębiającą. W „Barze dla potępionych” szerokim echem odbija się hasło pokuty i pragnienia uwolnienia się z cielesnej powłoki, dającej jedynie ból i przynoszącej frustrację. U Burke’a nie ma niczego, co kazałoby spojrzeć na jego postacie inaczej niż na naznaczonych piętnem cierpienia. Nic nie przynosi ukojenia tego cierpienia, a sama książka staje się momentami nieznośnie duszna i nadmiernie przerażająca. Nie przeraża w niej krew, zbrodnia, liczne wulgaryzmy czy wisielcza atmosfera. Chodzi bardziej o to, iż już od samego początku wiemy, że ta powieść musi skończyć się źle, nie ma w niej jakiejś wyraźnej gradacji napięcia, wszystko podane jest na literackiej tacy już od pierwszych słów. Potem pojawiają się mniej lub bardziej prawdopodobne zdarzenia i postaci, ale opinii o powieści wyrobionej już na początku zasadniczo to nie zmienia.
„Bar dla potępionych” to przykład specyficznej literackiej formy rozrywki. Można doszukiwać się w niej poważniejszych pytań o istotę ludzkiego bytu, definicję zła i wzajemnych zależności między niegodnym życiem a potępieniem po śmierci. Można spojrzeć na prozę Burke’a jako na swego rodzaju moralitet. Można równie dobrze przymknąć na wszystko oko i dać się uwieść narracji wiodącej nas do piekła. Tylko czy ta droga przyniesie nam prawdziwą satysfakcję czytelniczą?
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2011
Akcja rozgrywa się początkowo w tytułowym barze, gdzie poznajemy co najmniej ekscentryczne persony. Jest wśród nich Gracie, skazana na stagnację przez przekleństwo ojca, a raczej demonicznej, azjatyckiej macochy. Jest czarnoskóry olbrzym Wintry, dla którego słowa są zbędne, a który walczy z widmem znienawidzonego, krzywdzącego go przed laty ojca. Mamy także Cobba, nudystę-ekscentryka, silącego się na cztery te same dowcipy, którymi zamęcza innych. Jest jeszcze brzemienna Florence, która rzekomo zabiła kiedyś swego męża i Kyle – młody chłopak z pistoletem, którego chce użyć przeciwko swemu ojcu, Tomowi. Tom zaś to zgorzkniały szeryf, który od dawna nie ma już sił, aby dbać o porządek w Milestone. Tak jak inni poddaje się terrorowi wielebnego Hilla, który zastąpił księdza-samobójcę, a teraz sieje postrach w miasteczku, rzekomo ocalając przed piekłem tych, którzy i tak się w nim znajdują. Czytelniejszym i wyraźniejszym pośrednikiem piekielnych zaświatów jest jednak Kadawer – starzec wydzielający specyficzny, dość przyjemny zapach. Czy tak pachnie Zło? Trudno powiedzieć, skoro wszyscy bohaterowie Burke’a są nim przesiąknięci. Wszyscy także spotykają się w upiornym barze, z którego trudno im się wydostać. Jak portretowana jest ta spelunka? „To jest wieczne potępienie, a przynajmniej coś w rodzaju poczekalni, gdzie możemy tylko siedzieć, kisić się i czekać, aż ktoś wywoła nasz numerek”. Bohaterowie siedzą, kiszą się i czekają, dopóki w drzwiach nie pojawi się złodziejaszek Brody i jego umierająca dziewczyna Carla…
Zdarzenia toczą się w zawrotnym tempie i trudno chwilami się nawet zorientować, czy dany bohater jeszcze żyje, czy obserwujemy poczynania jego ducha. Jeżeli do opisanego powyżej towarzystwa dodamy prostytutkę Eris kuszącą wśród świec i manekinów oraz miejskiego doktora Hendriksa, który zabija rzekomo śmiertelnie chorą żonę i popada w obłęd, otrzymamy narrację wyjątkowo przygnębiającą. W „Barze dla potępionych” szerokim echem odbija się hasło pokuty i pragnienia uwolnienia się z cielesnej powłoki, dającej jedynie ból i przynoszącej frustrację. U Burke’a nie ma niczego, co kazałoby spojrzeć na jego postacie inaczej niż na naznaczonych piętnem cierpienia. Nic nie przynosi ukojenia tego cierpienia, a sama książka staje się momentami nieznośnie duszna i nadmiernie przerażająca. Nie przeraża w niej krew, zbrodnia, liczne wulgaryzmy czy wisielcza atmosfera. Chodzi bardziej o to, iż już od samego początku wiemy, że ta powieść musi skończyć się źle, nie ma w niej jakiejś wyraźnej gradacji napięcia, wszystko podane jest na literackiej tacy już od pierwszych słów. Potem pojawiają się mniej lub bardziej prawdopodobne zdarzenia i postaci, ale opinii o powieści wyrobionej już na początku zasadniczo to nie zmienia.
„Bar dla potępionych” to przykład specyficznej literackiej formy rozrywki. Można doszukiwać się w niej poważniejszych pytań o istotę ludzkiego bytu, definicję zła i wzajemnych zależności między niegodnym życiem a potępieniem po śmierci. Można spojrzeć na prozę Burke’a jako na swego rodzaju moralitet. Można równie dobrze przymknąć na wszystko oko i dać się uwieść narracji wiodącej nas do piekła. Tylko czy ta droga przyniesie nam prawdziwą satysfakcję czytelniczą?
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2011
Do tej książki ciągnie mnie okładka i opis, a po twojej recenzji nie jestem pewna czy będzie dobra, czy też nie. :)
OdpowiedzUsuńMimo to chcę ją przeczytać i mam zamiar niedługo ja zakupić.
Serdecznie zapraszam do siebie. Dopiero zaczynam prowadzenie bloga, ale chciałabym zajść jak najdalej i do tego potrzebuję pomocy innych blogowiczów. ;)
Czytając, bawiłem się całkiem nieźle, ale - poza rozrywką - ciężko doszukać się głębszych treści. Książka od początku do końca tchnie nihilizmem, epatuje czarnym humorem i wulgaryzmami, a pojedyncze, skomplikowane historie każdego z bohaterów przywodzą na myśl serialowych "Lostów"; diablo oryginalne portrety. Świetnie napisana. Całość recenzji u mnie na blogu, zapraszam.
OdpowiedzUsuńKadziu, najlepiej przeczytać i samemu ocenić. Nie wystawiłem tutaj jednoznacznej opinii o tej książce :) Między wierszami, zastanawiam się nad tym, czy tę książkę można nazwać rozrywkową. Przyznam, że waham się między uznaniem czarnego humoru, a przeświadczeniem, że niewiele w tej opowieści jakiejkolwiek głębi.
OdpowiedzUsuń