Irak to kraj przemocy i
rozlewu krwi. Miejsce, w którym ciągle walczyło się z jakimś wrogiem i nadal
walczy, choć coraz mniej wyraźnie Irakijczycy widzą tego wroga. Walki
wewnętrzne, wojna z Iranem i Kuwejtem, rozsadzająca od środka kraj partia Baas,
ingerencja Stanów Zjednoczonych, w końcu stracenie Saddama Husseina… Czy kraj w
dorzeczu Tygrysu i Eufratu wiecznie już będzie się borykał z konfliktami,
niesprawiedliwością, wiecznym stanem wojennego pobudzenia i z ludzkimi
dramatami? Hasan Blasim podejmuje się sztuki bardzo trudnej – w swych
opowiadaniach oddaje całą grozę, cierpienie i ból umierania w imię różnych idei
przy zastosowaniu techniki naturalizmu i minimalizmu, łącząc to jednak z
subtelną, liryczną nutą snucia opowieści wyrastających z prozy życia, a
przecież tak od tego życia oddalonych, choćby dzięki zabiegom nadawania snom i
wizjom naczelnej roli w wielu tekstach.
„Szaleniec z Placu Wolności”
to druzgoczący w swej wymowie, niewymownie smutny, nostalgiczny i dramatyczny
zbiór piętnastu opowieści. Takiej Szeherezady, której odebrano umiejętność
mówienia o sprawach magicznych i pięknych. Blasim – wciąż żyjący iracką
przeszłością, o jakiej nie może zapomnieć, mieszkając w Finlandii – usiłuje
nadać okrucieństwu, jakie penetruje, znamion symbolicznych. Stara się krew,
gwałt, morderstwa i grabieże opisać językiem stającym w swej doniosłości i
pięknie w opozycji to okrucieństwa świata, jaki opisuje. Z historii ludzkich
upokorzeń stwarza przypowieści o doświadczaniu losu i odradzaniu się na nowo tam,
gdzie można się odrodzić po tym, co zabrało wszystko, a przede wszystkim sens
człowieczeństwa. Jego teksty wyrastają z przerażenia i wieloaspektowo opisują
strach, ale ich narratorzy ów strach przekuwają na inne, bardziej możliwe do
wyrażenia emocje. Wtedy widzimy w całej doniosłości straszny świat, o którym
mimo wszystko pięknie można napisać.
Wyjdźmy od techniki. Hasan
Blasim zdaje sobie sprawę, że to, co ma do powiedzenia, może oddziaływać przede
wszystkim na emocje. Emocje Zachodu, który kojarzy Irak z doniesieniami
agencyjnymi; który Iraku się boi i nie jest w stanie zrozumieć, co tak naprawdę
dzieje się między ludźmi, jacy stworzyli tam sobie piekło na ziemi. Proza
Blasima stara się uciekać od emocjonalności, chociaż jest to dość trudne. Jak
wspomina autor: „Wierzę, że pisanie nie
powinno utykać pod ciężarem banalnych emocji, które jak zapach potu biją z
brudnych koszul i są identyczne jak rząd pisuarów w publicznej toalecie”.
Prezentowane wizje – te realistyczne i oniryczne, na granicy groteski i czarnego
humoru – tworzą specyficzną całość. Od uciętych palców, które zostały zjedzone
i uduszonych wśród ekskrementów uchodźców do sennych koszmarów wywołujących
śmierć na jawie czy szaleństwa pewnego kompozytora pieśni narodowych – między
rozpaczą i trupami jest poetycka zaduma nad istotą cierpienia, które przychodzi
znikąd i równie niezrozumiale naznacza ludzkie losy.
Opowiadanie tytułowe daje
dodatkowe tropy interpretacyjne całości książki. To przypowieść snuta przez
wiekowego Irakijczyka o tym, że pewnego dnia do Dzielnicy Ciemności trafili
niezwykli Jasnowłosi; anioły pokoju i dobroci. Dokonali cudownych zmian na
lepsze. Każdy był szczęśliwy, że trafili akurat do tego miejsca, zapomnianego
przez czas, sprawiedliwość i Boga. Tymczasem przewrotny los dopomina się o
swoje i ciężkie czołgi niszczą wypracowaną harmonię. To historia o wolności i
jej utracie. Myślę, że każdy z tekstów Blasima w mniejszym lub większym stopniu
o tym mówi. Czas spokoju kontrastowany jest z wojenną niepewnością. Konflikty
wybuchające praktycznie wszędzie to ciosy zadawane raz po raz Irakijczykom,
którzy mogą już tylko modlić się o pokój. Co z tego, skoro religia też ma
charakter opresyjny, a ludzie Blasima – jak zaznacza inny Szaleniec, dyrektor
pogotowia z opowiadania „Prawda i rejestr” – to jedyne istoty na tym świecie,
które potrafią zabijać w imię wiary…
Niektórzy opowiadający
cierpią z powodu swego serca, które z czasem zamieniło się w kamień. A przecież
tak subtelnie, z taką delikatnością potrafią snuć swoje narracje! Skarga na
kamienne serce ma miejsce w „Walizce Alego” i w „Żukach gnojarzach”. To także
dwa z najbardziej wyrazistych tekstów w zbiorze. W pierwszym iracki uchodźca z
pietyzmem traktuje swą walizkę podróżną, bo w niej dźwiga kości wygrzebanej z
irackiej ziemi matki, którą chce pochować tam, gdzie naprawdę spocznie w
pokoju. Drugi tekst – mocno oniryczny – mówi o losach zarodków z łajna, o
ruinach we wspomnieniach życia i ruinie snów, które nie dają spokoju.
Sen jest przekleństwem i dla
bohatera „Koszmarów Carlosa Fuentesa”, i dla uwięzionego we własnej łazience
(jaźni) narratora tekstu o prowokacyjnym tytule „Zwyczaj rozbierania się do
naga jest zły”. Podobnie ma się rzecz ze wspomnieniami. Ostatnie teksty ukazują
trudną sytuację emigranta, który pozostawił za sobą kraj rozpaczy i niepokoju,
ale niezwykle trudno odnaleźć mu w zimnej Finlandii spokój, do jakiego różnymi
sposobami dąży. Poza tym poznajemy historie nieżyjącego redaktora działu
kulturalnego pewnej gazety, przetrzymywanego i zmuszanego do fałszywych deklaracji
więźnia, pisarza Chalida al – Hamraniego, który przez całe życie inspiracji do
tworzenia szukał w okolicznym targu czy też uchodźcy niezwykłego, bo będącego
nim we własnym domu po tym, jak doprowadził do utonięcia brata w szambie…
Świat, jaki przedstawiony
jest w tych piętnastu bolesnych narracjach, Hasan Blasim określa za pomocą
kilku przymiotników – kluczy. To świat okrutny, nieludzki i kruchy. Wyobraźnia
twórcza pisarza – emigranta chce ocalić od zapomnienia czasy i zdarzenia,
jakich zapomnieć się po prostu nie da. Blasima czyta się z przerażeniem,
współczuciem i wzruszeniem. Sam autor na kilka sprytnych sposób stara się
pokazać - jak Tadeusz Borowski – że w
każdej, najbardziej nawet ekstremalnej sytuacji można ocalić swoje
człowieczeństwo. A przynajmniej tę jego część, która bez lęku kiedyś zmierzy
się ze wspomnieniami. Wspomnienia Hasana Blasima są nie tyle gorzkie i bolesne,
co przede wszystkim trudne do wyrażenia w słowach, bo o prawdziwym cierpieniu
niezwykle trudno napisać. „Szaleniec z Placu Wolności” to z jednej strony jakby
wyciszony i intymny dziennik porażającego „praesens historicum”, z drugiej
dosadne i dramatyczne świadectwo cierpień milionów Irakijczyków, którym
należała się ta książka i te historie.
tłum. Agnieszka Piotrowska
Biuro Literackie, 2013
O! I to jest książka, po którą zdecydowanie sięgnę. Nie ma to jak książki, które przerażają, ale i przyciągają. A do tego otwierają oczy...
OdpowiedzUsuń