Pages

2013-05-26

"Punkhead" Piotr Sender


Wydawca: Replika

Data wydania: 21 maja 2013

Liczba stron: 344

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det: 34,90 zł



Tytuł recenzji: Tożsamość w subkulturze?...


Bóg w pierwszej powieści Piotra Sendera nosi dres. W najnowszej – gdyby w ogóle był i w jakikolwiek sposób wpływał na życie młodych bohaterów – założyłby ciężkie glany i przykopał temu i owemu. Byłby zły i bezsilny. Bo o złości i bezsilności, o problemach z tożsamością i o smutku istnienia w świecie, wobec którego trzeba się buntować, traktuje „Punkhead” – powieść młodego autora o niemłodych przecież, wciąż aktualnych problemach. Sam tytuł jest już czymś na kształt melanżu niemożliwości. To historia zagubionych w sobie – dwudziestotrzyletniego skinheada oraz piętnastoletniej punkówy. Ileż takich historii już napisano, prawda? W jednej scenie, przy napaści, nastoletniej Marcie przychodzi do głowy, iż jest za dużo słów, a za mało treści. Można odnieść takie wrażenie, jeżeli przeczyta się najnowszą książkę Sendera z nastawieniem, że zniewoleni ideologią młodzi ludzie będą cierpieć i szukać wartości podstawowych, jakie zanegowali. Przewidywalne. „Punkhead” to jednak opowieść żywa, pełna dramatyzmu; nie jest wolna co prawda od dłużyzn i banalnych rozwiązań fabularnych, ale przekonuje i myślę, że skierowana jest po pierwsze do młodych, którzy się gubią, a po drugie do starszych, którzy już się zagubili, lecz myślą, iż są pokoleniem mądrzejszym i dojrzalszym.

Michał Rusiński wywodzi się z katolickiej rodziny, gdzie wyraźnie nie po katolicku dominuje złość, upór, brak tolerancji i przede wszystkim obcość względem siebie nijak nieprzystająca do nakazu, by miłować bliźniego swego i tak dalej. W rodzinie Michała – agresywnego skina na co dzień grającego na kościelnych organach – nikt nikogo nie miłuje, a nawet o szacunku mowy być nie może. Małżeństwo rodziców to stagnacja i przypieczętowanie wiele lat temu bezpiecznego status quo milczeniem i obojętnością, w które wdzierają się żywsze, złe uczucia, gdy pojawia się widmo teściowej, którą synek wielbi, a synowa nienawidzi. Michał nienawidzi ich wszystkich po kolei łącznie z młodszą siostrą. Albo sprawia takie wrażenie, bo jego dom rodzinny to przestrzeń opresji i napięcia, jakie rozładowują od czasu do czasu ostre wymiany zdań i gdzie nie ma śladu na empatię (wyznania rozgoryczonej matki Michał przyjmuje z obojętnością). Bohater mieszka w wydzielonej dla niego piwnicy i pielęgnuje złość oraz agresję, dzięki którym – paradoksalnie – staje się niezłym klawiszowcem w grupie „Pomruk 88”. Można się tej postaci przerazić. Bezceremonialnie rozkwasi nos drugiemu człowiekowi od razu na wstępie. Lubi faszystowski porządek, nienawidząc czarnych, Antify oraz emo. Chce, żeby życie było głośne, szybkie i intensywne. Ideologia skinhead, której się poddaje, daleka jest jednak od założeń brytyjskiej organizacji z lat sześćdziesiątych minionego stulecia. Michał chce czuć się częścią ideologii, systemu, a staje się… członkiem bezdusznej armii,  w której obok przemocy pojawia się także mord.

Dramat bohatera obrazuje jego myśl z początku powieści: „Są rzeczy, których się całkowicie nie zostawia i nie wybiera. Jest ojczyzna i jest rodzina”. Okaże się, że ani jedno, ani drugie nie jest tym, z czym Michał poczuje więź. Podczas pochodu wolnościowego w dniu 11 listopada wraz z jemu podobnymi ma wykrzyczeć, że to czas narodu, jego odrodzenia i walki o siłę polskości. O ile już od początku widzimy, że toksyczna rodzina jest dla Michała źródłem cierpienia, o tyle ciekawszy jest obraz ojczyzny, jaki w sobie nosi. Chce odradzać Polskę czy odrodzić siebie? Naprawdę wierzy w siłę, jaką manifestuje w swojej subkulturze? Czy rzeczywiście jest silny? Jak to jest – zostawić jednak ojczyznę i rodzinę? I kim jest naprawdę?

Z podobnym pytaniem boryka się Marta. Ma piętnaście lat, skażoną nijakością rodzinę, sama wydaje się być nijaka. Upija się, pali, wymiotuje za łóżko, za nic ma autorytety, kwestionuje wszystko i samą siebie przede wszystkim. Wyciszona i nieśmiała w domu, gdzie stała się już dawno niewidzialna, rozpaczliwie poszukuje miejsc i ludzi, gdzie wreszcie ktoś ją zauważy. Kiedy poznaje Arka, wierzy w to, iż jest na dobrej drodze życia, na jakiejkolwiek drodze. Marta w gruncie rzeczy uosabia zagubienie totalne. Jej młody wiek i dramatyczne wyczyny każą pomyśleć nad tą postacią w kategoriach „za moich czasów młodzi tacy nie byli”. Tak się składa, że widzę, jacy są młodzi dzisiejszych czasów i Marta – postać mało wyrazista, nad którą autor nie popracował zbyt solidnie – uosabia wszelkie lęki, frustrację i gniew bezsilności, które pchają niedojrzałych emocjonalnie ludzi w ramiona ugrupowań będących złudą.

Wydawać by się mogło, że „Punkhead” to taki smutny hołd złożony młodości, ale natychmiast nasuwa się pytanie o to, czym jest ta młodość. Inicjacje bohaterów tak różnych światopoglądowo i wiekowo wydają się w gruncie rzeczy podobne i podobnie Piotr Sender pisze o wyobcowaniu, przedstawiając agresywnego skina i zalęknioną punkówę. Oboje o czymś zdecydowali. Oboje zastanawiają się nad sensem tej decyzji. Oboje w gruncie rzeczy pragną tego samego, ale pragnienia zaspokoić się nie da, jeżeli nie widzi się sensu, a autorytety stwarzają mgliste ideologie budujące armie młodych i gniewnych. Myślę, że tegoroczni maturzyści dużo więcej i ciekawiej wypadliby w swych pracach pod klucz, gdyby o autorytetach pisali, analizując fragment „Punkhead”, a nie – z całym szacunkiem dla Żeromskiego – archaicznego dla nich obecnie „Przedwiośnia”. Myślę też, że ta książka pokazuje, iż Piotr Sender ma potencjał, ale nie zawsze sprawnie wykorzystuje możliwości, jakie daje język, choć wprowadzenie aż trzech typów narracji jest dużym plusem dynamizującym opowieść.

Można światu i ludziom pokazać fucka. Można ogolić głowę. Można na niej zrobić czuba. Równie dobrze można założyć glany oraz skopać tego, który nie może się bronić. Możliwe jest nawet zabicie kogoś i wiara, że wszystko ma jakiś cel. Trudno tylko znaleźć w subkulturze tożsamość. O dramacie jej poszukiwania i o trudach życia w opresyjnym świecie własnych lęków opowiada książka może tematycznie wtórna, ale na pewno napisana z pazurem, wyraźna i stawiająca pytania, które już padły, niemniej jednak formułująca je inaczej. Tak że trudniej odpowiedzieć. Trudniej wybrać. Michałowi, Marcie i nam, czytelnikom. Sender napisał tę książkę tak, że do końca nie można się opowiedzieć po żadnej stronie i do końca nie da się zrozumieć żadnego z bohaterów. A to znamionuje literaturę wyraźną. To wyraźna książka, choć kontury świata, w jakim żyją opisani młodzi gniewni i starzy zblazowani, zacierają się z każdą kolejną stroną, gdzie coraz trudniej… czytać nam, a żyć tym, co stworzeni w tej historii. Ku przestrodze i przemyśleniu!

PATRONAT MEDIALNY

2 komentarze:

  1. Zastanawiające to, że o książce tak słabej pisze się tak pochlebnie. Smutne, że w ogóle o niej się pisze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Interesująca książka. www.ajszoon.blogspot.pl - liczę się z pańską opinią na temat tego, co piszę. :)

    OdpowiedzUsuń