Wydawca: Czarne
Data wydania: 6 maja 2013
Tytuł oryginalny: „метель”
Tłumacz: Agnieszka Lubomira Piotrowska
Liczba stron: 173
Oprawa: miękka
Cena detaliczna: 34,90 zł
Tytuł recenzji: Droga ku sercu Rosji…
Współczesna literacka Rosja
męskością zdaje się wyróżniać. Władimir Sorokin i Wiktor Pielewin – te nazwiska
wyznaczają wyraźne trendy i spektrum zainteresowań młodych rosyjskich pisarzy.
Tyle że ani Sorokin, ani Pielewin młodzi nie są, a w sukurs ich konceptualnym
wizjom osadzonym na granicy snu i jawy, prawdy zmyślenia, ironii i groteski,
idą dwaj młodzi, obaj rocznikowo tacy sami. Rocznik ’75 to Zachar Prilepin i
Siergiej Minajew. Pierwszy znany z dynamicznych historii o młodych,
zaślepionych ideami, które zdradzają i o zgorzkniałych już na wstępie życia.
Drugi sprzedał Rosjanom w dwóch milionach egzemplarzy apoteozę pustki, bo nią
jest przecież bestsellerowa powieść "DuchLess". Sorokin jest nieprzewidywalny w tym, co pisze. Może trzej pozostali dużo
bardziej gorzko patrzą na rosyjską rzeczywistość, a Sorokin przede
wszystkim bawi się formą, koncepcjami… niemniej jednak diagnoza problemów
współczesnej Rosji jest przygnębiająca i przygnębiająca wieloaspektowo. Nowa
powieść Władimira Sorokina rozepnie tę gorzkość i przygnębienie gdzieś między
wiekami. Tak jak rozpięta jest wyraźna granica, którą musi przebyć w śnieżnej
zamieci lekarz wiozący szczepionkę do wsi, gdzie czeka na niego…
„Zamieć” jest rozmiarowo
skromnym dziełem w porównaniu do monumentalnych powieści tego autora, jakimi
raczyło nas swego czasu Wydawnictwo W.A.B. Inna technika, inne proporcje, nowa
jakość i trudna do interpretacji oraz do czytania książka. Dlaczego? Rzecz
dzieje się w bliżej nieokreślonym czasie. Stylizacja językowa nasuwa
skojarzenia z wiekami minionymi. Na to wskazuje też fakt, iż doktor Garin
przegląda na początku fabuły ubiegłoroczny numer „Niwy”, kiedy czeka na dalszy transport u
prowincjonalnego zawiadowcy Michałycza. Mamy jednak potem inną wskazówkę. Oto
wspomnienie zabawkowego słonika, który nuci „Love me tender” Elvisa Presleya. O
ile trudno sobie uzmysłowić, w jakim czasie się znajdziemy, o tyle przestrzeń
jest naszkicowana wyraźną kreską, choć przecież to przestrzeń opowieści
symbolicznej, paraboli ludzkiego, o ile nie narodowego losu. Oto początek drogi
– chutor Dołbieszyno. Metą ma być Dołgie, tam czekają ludzie i wierzą, że
wychodzące spod ziemi żywe trupy przestaną być dla nich zagrożeniem tak, jak
tajemnicza czarnucha, sprowadzona w niewiadomy sposób z dalekiej Boliwii.
Zostajemy wbici w narrację
już od pierwszych słów. Nie ma w „Zamieci” żadnej introdukcji, choć znamienny
jest cytat z Błoka oraz fakt, iż tytułowe zjawisko nie opuszcza wędrowców ani
na chwilę. Dynamiczne wejście ukazuje problem w całej swej złożoności. Płaton
Iljicz Garin jest bezsilny wobec zamieci. Musi znaleźć środek transportu i
wierzy, że szybko znajdzie się w Dołgiem. Ma misję, imperatyw, jest człowiekiem
czynu i osobą oddaną zadaniu, jakie na nim spoczywa. Garin trafia do samotnego
impotenta Koźmy. Poczciwy Koźma zwany Chrząkałą niezbyt chce podjąć się zadania
przewiezienia doktora do wsi, gdzie czekają na niego chorzy. Ostatecznie
oferuje mu samopęd z konikami… wielkości kuropatwy. Koźmie nie są potrzebne
większe zwierzęta. „Im większe zwierzę, tym bardziej bezbronne jest na naszych
przestworzach. A już człowiek to jest bezbronny do niemożliwości…”. O tym
przekona się podczas podróży Garin, któremu niestraszna zamieć, bo poczucie spełnienia
misji góruje nad wszystkim.
I rozpoczyna się
fantasmagoryczna podróż przez zaspy czterdziestodwuletniego mężczyzny
wspominającego swą niemiecką żonę i okraszającego wypowiedzi niemieckimi
wstawkami u boku poczciwego rudowłosego chlebowoza, który stara się jak może,
by dowieźć doktora na miejsce. Tyle tylko, że w podróży dziać się będą rzeczy
co najmniej dziwne. Najpierw wóz ulegnie uszkodzeniu w zderzeniu z kryształową
piramidą. Potem przyjdzie wędrowcom nocować w chacie obcesowego karła – młynarza.
Zdarzy im się zatrzymać w szatrze na odludziu, gdzie fioletowe dogi i zebrani
witaminderzy wzbudzą zdziwienie lekkie tylko, chwilowe. Czemu się bowiem
dziwić? Przecież to Rosja cała wokół Garina i Chrząkały. Pijany martwy olbrzym
na drodze? Dzikie zaspokojenie chuci z żoną młynarza? Alkohol wszędzie i w
sporych ilościach? Aura niespokojna, biel prowokacyjna? Toż przecież Rosja cała
i nie jest chyba istotne, w którym wieku się znajdujemy. Ważne jest to, by
śledzić, jak Garin realizuje swój imperatyw i w jaki sposób rosyjska
rzeczywistość z pogranicza baśni i futurystycznej groteski wpływa na jego
sposób myślenia o świecie.
Bo Garin poglądy ma wyraźne
i sprecyzowane. „Nie ma złych ludzi. Człowiek jest dobry z natury, został
bowiem stworzony na obraz i podobieństwo Boże. Zło to pomyłka ludzka”.
Doświadczenie zła ma na kartach „Zamieci” znaczenie kluczowe, albowiem Zło jako
kategoria, dzięki której można opisywać świat, objawi nam rzeczywistość martwą
za życia, zasypaną śniegiem, zawianą wiatrem, zapomnianą przez wszystkich. Sama
droga także domaga się swego miejsca w interpretacji. Jest nieoznakowana, a
Chrząkała wydaje się intuicyjnie czuć, dokąd podążają. Biała zanikająca droga,
mnożące się na niej problemy, irytujące chwilami zdarzenia mające funkcję retardacyjną
- przecież nie cel jest w tej podróży istotny, lecz doświadczanie drogi i
wędrowanie przez czas i przestrzeń, w jakiej odmalować się ma Rosja ze
wszystkimi jej przywarami.
Bo może to być przecież
droga samej Rosji, wiecznie zmarzniętej, ze wszystkim przejawami bylejakości
życia, od której można uciekać w samogon albo surrealistyczne wizje. Sorokin
trzyma nas w szachu do ostatniej strony tej książki. I chociaż opublikowano już
omówienie, w którym zostajemy bezlitośnie smagnięci, poznając zakończenie, być
może jednak uda się tę książkę czytać z zapartym tchem i ciekawością celu.
Finał jest przewrotny tak samo jak przewrotny może być koncept – wykorzystany
już przecież, nienowy – historii podróżowania w głąb samych siebie i w głąb
tego, co narodowe, rosyjskie, bolące i mimo śniegu żarzące się okrutnym żarem.
Rosja w zamieci, Rosja w drodze. Rosja, o jakiej już powiedziano. Rosja
Sorokina, który drwi, załamuje ręce i pokazuje, że jest jednym z najmniej
przewidywalnych twórców współczesnej literatury rosyjskiej.
zapowiada się świetna lektura. ;) Dzięki za rzeczową recenzję.
OdpowiedzUsuńCzytam i zachwycam się. Tłumaczka jest genialna, stała się właśnie moją idolką.
OdpowiedzUsuńDziękuję za polecenie świetnej książki.
Pozdrawiam,
Lucyna