Pages

2014-02-25

"Kiedyś o tym miejscu napiszę" Binyavanga Wainaina

Wydawca: Karakter

Data wydania: 19 lutego 2014

Liczba stron: 368

Tłumacz: Marcin Michalski

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det: 39 zł

Tytuł recenzji: Dojrzewanie do Afryki

Kenneth Binyavanga Wainaina. Oba imiona i nazwisko to znaczące ślady. Punkty, w których łączy się pewna tożsamość. Bo to książka o świadomej afrykańskiej tożsamości. Wspomnienia człowieka, który jest dumny z bycia mieszkańcem Afryki i udowadnia, że można się nim stawać bardzo różnorodnie, fascynująco. Wainaina spisuje wspomnienia, aby przekonać wszystkich, iż prawdziwi Afrykanie to nie ci, dla których grał Band Aid Geldofa. Tacy, co "(...) nie potrafią mówić, nie mają marzeń, dzielą resztki z sępami". Bzdura! Książka ta to błyskotliwe i brawurowe świadectwo dorastania na kontynencie, który iskrzy, dojrzewa, modernizuje się i wciąż staje na nowo. Bo Afryka to nie safari, głodujące dzieci, zacofane kraje i izolacja światowa. To stan duchowy, specyficzna mentalność, trudna miłość i kwitnące wciąż na nowo miejsce, jakiego nikt nie chce odkryć, bo wielu polubiło stereotypy, gdyż z nimi wygodniej. Opowieść Wainainy nie ma być ani wygodna, ani politycznie poprawna, ani stonowana. Jest dynamiczna. Fascynująca. Wieloznaczna i odkrywcza.

Autor jest Kenijczykiem, ale jego matka pochodzi z Ugandy. To kraj gdzieś obok stabilnej przez lata Kenii, który został złamany jak noga pewnej Beatrice i nie może się zrastać, bo blokuje go furia, gniew, niesprawiedliwość i przemoc. Do tej Ugandy, wydającej się w latach dziewięćdziesiątych minionego wieku krajem stabilniejszym niż Kenia  (przez lata ciesząca się opinią wyspy spokoju w oceanie przelewanej u jej sąsiadów krwi), Wainaina przybywa na spotkanie rodzinne. To nie jest wielkomiejska Uganda Kampali. To jej prowincja. Miejsce, w którym stykają się granice z Kongo i Rwandą. Miejsce, w jakim matka dorastała i z jakiego taka, a nie inna wyrosła. Dojrzewający syn bacznie przygląda się spotkaniu rodzinnemu. Wtedy też podejmuje decyzję, że kiedyś o tym miejscu napisze. I napisał. Dynamicznie, świeżo i przekonująco. O Afryce rodzinnej, o tej noszonej w sercu i o afrykańskiej mentalności. O przynależności - do kontynentu, kraju, plemienia. O byciu u siebie i w zgodzie ze sobą. Świetnie napisał i doskonale się to czyta. Bo to Afryka, która wiecznie żywa odkrywa przed nami barwy, o jakich nie mieliśmy pojęcia.

Zapiski rozpoczynają się znaczącym wspomnieniem. "Ja mam lat siedem i wciąż jeszcze nie rozumiem, czego wszyscy najwyraźniej wiedzą, co robią i dlaczego to robią". Wainaina przez całe życie uważnie przygląda się ludziom z najbliższego otoczenia, by potem odnaleźć ich ślad w innych - nie tylko Kenijczykach. Ta książka jest świadectwem głęboko humanistycznej zadumy nad tym, co autor werbalizuje, wspominając 1978 rok, początek świadomego życia i dorastania do wiedzy o tym, kim jest i skąd pochodzi. Kiedy w 1990 roku upada kenijski system edukacji, Wainaina rusza na studia w RPA. Tam poznaje inną, nowoczesną Afrykę. Po uwolnieniu Mandeli i uczynieniu z niego prezydenta kenijski emigrant przygląda się południowoafrykańskiemu smakowaniu kapitalizmu i różnorodności. Pije, słucha buntowniczej muzyki, w "odczerniającym" się pokoleniu, w którym zacznie się walka o równouprawnienie czarnoskórych, Wainaina dojrzewa do świadomego pisania. Bo o pisaniu, jego potrzebie, celowości i konieczności jest także ta książka. Pamiętnik kogoś, kto najpierw zachłannie czyta, a potem sam zbliża się ze słowem na tyle, by opisywać wszelkie zaznawane w Afryce stany, dzięki którym czuje rytm kontynentu, jaki pulsuje wokół niego i w nim samym, pod skórą i w myślach.

Wainaina o pisarstwie mówi następująco: "Czasami chciałbym przestać pisać, bo nie mogę znieść myśli, że kiedyś pisanie mogłoby mnie opuścić. Czasami wydaje mi się, że wolałbym je rzucić, zanim całkiem mną zawładnie. Ale przestać nie mogę". Pisze i odczuwa jak Afrykanin postmodernistyczny - taką definicję wykuwa podczas wizyty w Nigerii, gdzie uświadamia sobie, że jego rolą jako pisarza i Afrykanina świadomego jest dostrzeganie wszelkiej afrykańskiej wielości i widzenie w tym czegoś spójnego. Nie jest łatwo być z Afryki i nie jest łatwo pokochać tę Afrykę ze wszystkim, co utrudniało i utrudnia jej rozwój. Dużo trudniej jest jednak zwracać uwagę na te szczegóły, dzięki którym kontynent ten jawi się jako atrakcyjny, świeży, wciąż na nowo podnoszący się z klęsk i wciąż dzielnie afirmujący swą odrębność, bez proszenia się o łaskę zainteresowania tak zwanego cywilizowanego świata. Wainaina posługuje się językiem bardzo ekspresyjnym i jednocześnie pełnym siły, z jaką o głosie Afryki, o jej wnętrzu i o potrzebie doskonalenia się i rozwoju nikt nie ośmiela się mówić. Jest genialnie autoironiczny. Analizuje, dywaguje, rozmyśla. Bacznie przygląda się różnym obliczom swojego kontynentu, słucha ludzi, obserwuje miejsca. Widzi potencjał w Afryce, o jakiej nie rozmawia się, nie myśli, nie bierze pod uwagę rytmu życia tego kontynentu. Bo o rytmie też jest przecież mowa; nieprzypadkowo muzyka jest wyraźnym tłem wielu rozważań i nie mam tu na myśli częstych odniesień do dokonań Michaela Jacksona, Lionela Richie czy Brendy Fassi. To też książka o umiejętnym stawianiu pytań, nie zawsze z koniecznością odpowiedzi na nie.

Młody Wainaina rozmyśla nad znaczeniem zwrotu "pić się chce". Czy to jakiś imperatyw? Co stoi za tym stwierdzeniem? Jak je rozumieć i czy da się zrozumieć w sposób pełny? Czy te słowa oddają w pełni prawdziwość kontekstu, w jakich są wypowiadane? Oddają prawdę o miejscu, gdzie padają i wyjaśniają zasady działania tego świata? Myślę, że ta opowieść to nie tyle rozprawa ze stereotypami Afryki biednej, pokrzywdzonej i zacofanej, co przede wszystkim próba przedefiniowania kilku pojęć, jakie mają znaczenie dla samych Afrykańczyków. "Kiedyś o tym miejscu napiszę" to opowieść spisana ze swadą, zaangażowaniem i bardzo inteligentna książka dla wszystkich otwartych na znaki zapytania. I na różnorodność. Nie tylko tę afrykańską. 

1 komentarz: