Pages

2014-02-12

"Miami blues" Charles Willeford

Wydawca: Mundin

Data wydania: 24 grudnia 2013

Liczba stron: 222

Tłumacz: Robert Sudół

Oprawa: twarda

Cena det: 49 zł

Tytuł recenzji: Zbrodnie miasta w słońcu

Trzydzieści lat dzieli nas od chwili, kiedy pierwsi amerykańscy czytelnicy pochłaniali z wypiekami na twarzy "Miami blues" - dziś kultowe dzieło Charlesa Willeforda o sławie pewnie zbliżonej do "Dziennika rumowego" i być może też będące inspiracją dla twórców serialu "Miami Vice", który wystartował zaraz po amerykańskiej premierze książki. Willeford oprowadza nas po kryminalnym Miami. Mieście, w którym żyje mnóstwo nierozgarniętych imigrantów. Gdzie wystrzały z pistoletu mogą spowodować, że rodzina rozpada się w mgnieniu oka. Gdzie 20 procent kierowców nie jest w stanie zdać prawa jazdy, więc jeździ bez tego dokumentu, co nie znaczy, iż ci posiadający go są mistrzami szos. Miasto, w którym przed policją można uciekać tylko z południa na północ albo odwrotnie i miejsce, gdzie doświadczana jest tymczasowość - wśród wspomnianych już imigrantów, ale także w życiorysach ściganych i ścigających, których sylwetki Willeford nakreślił z charakterystycznym czarnym humorem, który przykuwa do "Miami blues" równie silnie jak galopujące zdarzenia przepełnione dynamizmem i świeżością.

Miami trzydzieści lat po wydaniu historii o Fredericu J. Frengerze Juniorze (w tej roli Alec Baldwin w filmowej ekranizacji książki z 1990 roku) jest już miastem innym, choć nakreślone przez Willeforda charakterystyczne rysy są nimi na stałe; stąd też miejsce jest niezwykłe i opowieść o nim także. Zanurzona w atmosferze mroku, pośród naznaczonych fatalizmem bohaterów, w dusznym powietrzu, żarze lejącym się z nieba i przy niesamowitych potrawach, których opis i przyrządzanie to dodatkowy smaczek (sic!) tej powieści - kryminalna opowieść Charlesa Willeforda wciąż jest żywa i wciąż porusza wyobraźnię. W tym wydaniu pomagają tejże wyobraźni rysunki Oli Niepsuj, która prostą kreską - na kształt układu ulic w Miami - zarysowała kilka sytuacji i uczyniła z tej publikacji książkę oryginalną i dodatkowo frapującą. Jeśli dodać fakt, że otrzymamy do niej mapę Miami, połączenie tekstu, rysunków i wspomnianego dodatku powoduje, iż mamy do czynienia z czymś, co chce się mieć na własność, bo jest inne i ma charakter.

Charakteru nie można odmówić Fredericowi. Poznajemy go na pokładzie samolotu lecącego z Kalifornii, w którym przegląda zawartość trzech portfeli, jakie zdobył na ulicy zaraz po wyjściu z więzienia w San Quentin,  gdzie spędził trzy poprzednie lata. Junior zaczął w życiu dodatkowo zbierać za to, że był altruistą, stał się zatem egoistą i uważa, iż nie ma na świecie czegoś takiego jak porządek. Miami wita go na lotnisku nieprzyjemnym zdarzeniem. Zaczepiający Juniora krisznowiec cierpi z powodu złamania mu palca, a zaraz potem umiera w szoku; nieświadomy tego Frederic poznaje tymczasem w hotelu siostrę zmarłego, Susan vel Papryczkę, uznając ją za dobry materiał za wspólniczkę na chwilę, by osadzić się jakoś w Miami, zdobył łatwo szmal i zastanowić się, co dalej ze swoim życiem. Susan zostaje ściągnięta do identyfikacji zwłok, niemniej ciało Martina nie robi na niej dużego wrażenia. Inaczej ma się rzecz z Frederickiem - dziewczyna naiwnie wierzy, że u jego boku zbuduje sobie normalne, codzienne życie. Takie, które wiodłaby w prowincjonalnym Okeechobee, gdyby nie musiała stamtąd wyjechać, kryjąc w sobie mroczną tajemnicę jej rodziny.

Czterdziestodwuletni Hoke Moseley jest sierżantem oczyszczającym Miami z zabójców. Mętna historia Susan - hotelowej prostytutki - mało go obchodzi. Bardziej interesujący wydaje się jej partner. Moseley szybko zorientuje się, iż to były więzień. Kiedy do Miami przybędzie ojciec Martina i Susan ze swoją historią, nasz policjant zmieni punkt widzenia na pozornie niewinną parkę, zaś napad na niego i rabunek broni wraz z odznaką przesądzą o motywacjach policjanta, jaki za wszelką cenę będzie chciał zapuszkować Juniora za grzechy z Miami, których jest niemało.

Willeford pisze bezpretensjonalnie i nazbyt lekko o sprawach brutalnych oraz mrocznych. Jego opowieść mnoży coraz to groźniejsze zdarzenia, pośród których motywacje przestępcy i policjanta stają się coraz bardziej czytelne. Fredericowi zależy na pieniądzach i lekkim życiu. Nie cofnie się przez żadną zbrodnią, by osiągnąć swój cel. Hoke Moseley - zgorzkniały wdowiec dumny ze swej sztucznej szczęki - musi znaleźć sposób, aby zgodnie z zasadami załatwić kogoś zupełnie zasad nieuznającego. Nie będzie to łatwe, a nasza sympatia lokować się może w zupełnie nieoczekiwanych miejscach; kryminalne intrygi Miami nie są bowiem jednoznaczne i nikt nie jest w tej książce naprawdę wybielony, bo przecież życie to nie czarno-białe schematy.

Humor i dynamizm to zasadnicze zalety "Miami blues". Książka przykuwa uwagę na chwilę, ale zaskakująco skutecznie. Intryga kryminalna jest tu połączona ze specyficznym wręcz podręcznikiem kulinarnym - jak wspomniałem, dowiadujemy się co i jak zjeść w Miami oraz w jaki sposób z codziennych posiłków czynić uczty dla podniebienia. Co poza tym? Ciekawy wykład o haiku. Demoniczna kosmata bułeczka, która komuś spędza sen z powiek. Rozboje, kradzieże, spektakularne sceny przemocy. Zbiegi okoliczności i niezwykłe przypadki, jakie łączą przypadkowych ludzi. Dowcip głównie sytuacyjny. No i miasto - wiecznie rozgrzane, wiecznie żywe, skupisko ludzi żyjących chwilą i miejsce, w którym kolory skóry, języki i mentalności dodatkowo ubarwiają fabułę książki o walce dobra ze złem, o psychopacie i zdeterminowanym glinie, o mieście słońca i mieście rozpusty oraz przemocy. Mocne i wyraziste mimo upływu lat!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz