Wydawca: Wielka
Litera
Data wydania: 21 maja 2014
Liczba stron: 312
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det: 36,90 zł
Tytuł recenzji: Kolejna spowiedź Niedźwiedzia
Marek Niedźwiecki nie może
się zdecydować. Z jednej strony podkreśla, że ceni sobie anonimowość i tęskni
za nią, z drugiej jednak - proponuje nam kolejną po "Nie wierzę w życie pozaradiowe" książkę, której wydanie do anonimowości na pewno go nie
zbliży. "Radiota" to opowieść mająca być uzupełnieniem i poszerzeniem
zwierzeń zawartych we wspomnianej wyżej publikacji, którą mieliśmy okazję
poznać przed trzema laty. Tyle tylko, że pomijając obecność kwestii, w jakich
autor się powtarza, niedosyt wzbudza przede wszystkim fakt, iż te osobiste
przecież, spisane uważnie notatki o sobie i otaczającym świecie, są raczej
pobieżnymi relacjami, bo Marek Niedźwiecki nie chce wchodzić głębiej. Dowiemy
się więcej o jego pasjach, o karierze radiowej i o tym, że jest tym szczęściarzem,
dla którego praca równa się życiu, dając spełnienie i satysfakcję. Czy "Radiota" jest jednak próbą
prawdziwego otwarcia się czy też jej obecność na półkach księgarnianych wynika
z faktu, że autor ma dość duże problemy z asertywnością, a po wydaniu pierwszej
książki naciski z prośbami o następną były tak znaczące, że nie sposób było nie
ulec? Pomimo kilku mieszanych odczuć cieszę się, że dane mi było
przeczytać. To mądra i wartościowa książka. Niedźwiecki jest filozofem
radosnego życia w spełnieniu. Warto poczytać, jak ono wygląda.
O radiu jest wiele, bo
przecież życie jest dla Niedźwieckiego radiem. Dowiadujemy się, jak wyglądały
początki przy sitku i poznajemy historię prezentera radia akademickiego,
któremu w dość mrocznym historycznie czasie zaproponowano etat przy
Myśliwieckiej, jaki rozświetlił wszelkie mroki wątpliwości co do tego, czy
Niedźwiecki się nadaje. Był uformowany do radia chyba od urodzenia. Niezwykłe
jest to, że już od dziecięcych lat wiedział, co go fascynuje, czemu się poświęcić
i dodatkowo tak kierował swoim życiem, że może pochwalić się czymś, co jest
naprawdę dość rzadkie. Zawodowe
spełnienie marzeń. Praca absorbująca przez cały czas. Przyjemność z braku
oddzielania grubą kreską czasu zawodowego od tego prywatnego. Niedźwiecki jest
szczęściarzem. Z drugiej strony nazywa się normalniakiem i opisuje
sytuacje, które chciały z niego zrobić medialną gwiazdę. Nie dał się. Teraz,
kiedy skończył sześćdziesiąt lat, może sobie i nam podarować książkę, która
jest biografią wybiórczą o tyle, że sam autor doskonale wie, o czym
opowiedzieć, co zostawić dla siebie i jak zainteresować prostotą oraz
szczerością, a udaje się to bardzo nielicznym bez względu na branżę.
Autor "Radioty"
wspomina o tym, że dzisiaj, w czasach internetu i błyskawicznego przekazu
informacji, na antenie nie mówi się słuchaczom tego wszystkiego, co przed laty
dodatkowo przykuwało ich uwagę. Wszystko jest podane na tacy mediów
informacyjnych w związku z tym dziś w radiu "(...)
O rzeczach podstawowych, konkretnych nie ma sensu gadać". Myślę, że ta książka jest w dużej mierze stworzona
z rzeczy podstawowych. Z rzeczy pierwszych, gdyby przywołać termin z twórczości
Huberta Klimko-Dobrzanieckiego. Niedźwiecki opowiada o miłości do Beatlesów
i poezji Poświatowskiej, ale także o silnym związku emocjonalnym z daleką
Australią oraz rodzinnym Szadkiem, do którego wciąż wraca. Fotografie z
Antypodów dołączone do tekstu zdradzają specyficzną wrażliwość, bo choć - jak
wspomniałem - zwierzenia Niedźwieckiego nie są zbyt dogłębne, widać w nich tę
odmienność w postrzeganiu świata, przy którym autor potrafi się zwyczajnie i po
ludzku zatrzymać. "Radiota" to też opowieść o rzeczach trudnych. O
odejściu z "Trójki" i powrocie tam. O ekscentrycznych fanach i o
takich, którzy mocno mogą utrudnić życie. O rzeczach ważnych niebywale, czyli o
przywiązaniu do Polski i o tym, że można lubić swój kraj. Ta opowieść nie
zawiera żadnego pikantnego szczegółu, żadnej ekscentrycznej nowiny; wszystko
jest w niej podporządkowane prozie normalnego życia, z którego Niedźwiecki po
prostu się cieszy. Tak się opowiada o tym, co naprawdę ważne i co można dzielić
z innymi, trzymając jednak pewien dystans.
Ta publikacja nie jest
żadnym poradnikiem, choć zawiera wiele wskazówek, jak żyć w zgodzie z własnym
sumieniem. "Radiota" jest
opowieścią, która wciąż iskrzy, chociaż opowiada o zwyczajnym życiu, tylko
przez kilka przypadków wyniesionym na piedestał medialnej sławy. Myślę, że
to nie jest zamknięta książka. Że może jeszcze coś zachce się autorowi dopisać.
Osobiście nie mam nic przeciwko, bo wiem, że żadne ze słów nie kłamie i chyba
żadne nie zostało napisane pod jakimkolwiek przymusem.
A co podoba mi się
szczególnie? Dowiadujemy się, że Niedźwiedź - jak nazywają go bliscy - pracuje
zawsze na 100%. Po żadnej audycji nie wychodzi na 100% zdrowy. Pasja i
zaangażowanie składają się na markę, jaką swoim nazwiskiem wyrobił przez wiele
lat pracy. Zadowolony z siebie perfekcjonista - to też rzadkie połączenie.
Sporo jest w Niedźwieckim cech, o jakich wielu z nas marzy i takich, które
mamy, ale nie potrafimy docenić. "Radiota"
to nie tylko historia o zdrowym uzależnieniu od pracy. To przede wszystkim
książka o normalności, dzięki której konsekwentnie osiąga się kolejne cele,
nigdy nie zaniedbując tych pomniejszych i nigdy nie idąc po trupach, zawsze w
zgodzie z sumieniem. Przyjemna lektura. Prawdziwa. Szczera i jednocześnie
zdystansowana. Dla każdego, komu brakuje życiowej harmonii oraz nie może
określić swoich rzeczy podstawowych. I choć warto byłoby zamiast wstępu poznać
najpierw "Nie wierzę w życie pozaradiowe", ta publikacja jest
oczywiście pewną zamkniętą całością. Czy ostatnim opublikowanym głosem autora?
Kto wie, może zechce bardziej się odsłonić w przyszłości, choć na pewno robi to
na radiowej antenie i stali słuchacze doskonale o tym wiedzą.
Dziękuję za tę recenzję. Byłam ciekawa właśnie tej książki i bałam się, że może okazać się kiepska i "na siłę". Widać, że nie i cieszę się, że poznałam Pana zdanie i śmiało po nią teraz sięgnę.
OdpowiedzUsuńMarek Niedźwiecki - klasa sama w sobie.
W wywiadzie u Wojewódzkiego bodajże, mówił, że chciał bardzo napisać książkę o tej jego Australii - coś a a la podróżnicza, z fotkami itp.. ale jak zaczął pisać i przeplatać to swoimi osobistymi przemyśleniami czy uwagami to wydawca powiedział "słuchaj, o Australii napiszesz póżniej, teraz pisz o sobie, to ci lepiej wychodzi" - i tak właśnie poszło.. Właściwie to nie wiem po co, bo skoro chce zachować prywatność .. ale z drugiej strony jeśli lubi.. :)
OdpowiedzUsuń