Wydawca: Czarne
Data wydania: 25 sierpnia 2014
Liczba stron: 208
Oprawa: twarda lakierowana
Cena det: 39,90 zł
Tytuł recenzji: U wrót Europy
Iza Klementowska w swoim
świetnym reportażu zabiera nas do kraju, który leży bardzo daleko albo też
bardzo blisko. Jego położenie jest problematyczne o tyle, że nie jesteśmy pewni
- tak jak Portugalczycy - u jakich wrót
Europy się tam znajdujemy. W książce pojawiają się dwa ważne pytania. "Bo kimże my jesteśmy - wejściem do
Europy czy jej ujściem? Czy stoimy plecami do Europy, a twarzą do reszty
świata, czy odwrotnie?". Ano właśnie. Portugalia Klementowskiej to
kraj, w którym wiecznie zadaje się pytania. Miejsce z jednej strony stabilne i
pełne ciepła (nie tylko w znaczeniu temperatury), do którego z przyjemnością
przybywają turyści z całego świata. Z drugiej jednak - zagubione nieco po
szaleństwach kolonializmu, w cieniu wielkiej Hiszpanii obok, dość biedne i
warunkowo przystosowane do unijnej egzystencji.
To
kraj, w którym wciąż się rozmawia, bo rozmowa stanowi podstawę stosunków
międzyludzkich opartych na otwartości, na jaką wreszcie można sobie pozwolić po
latach dyktatury António de Oliveira Salazara. Autorka wykorzystała tę portugalską właściwość i
porozmawiała z ludźmi, którzy opowiedzieli jej swoje losy oraz podzielili się
często smutnymi historiami z mało radosnym finałem. Piękno Portugalii u
Klementowskiej rozpina się gdzieś między wiekami, ustrojami i między ludzką
różnorodnością. Plaże i klasyczne zabytki autorka raczej omija. Woli swymi
sandałami wejść w brud i śmieci. W Portugalię współczesną, tę wyśnioną i tę
okrutnie okaleczoną przez reżim oraz wojny kolonialne. Piękną, ale też
niepokojącą. Z wędrującymi zmarłymi, historią w kamiennych pomnikach, z
objawieniami oraz językiem pełnym subtelnych wieloznaczności. Wędrujemy przez
lata portugalskich kompleksów i zniewolenia, ale także przez czas, w którym
tożsamość oraz wiara w swoje możliwości wzrastała w tempie wprost
proporcjonalnym do liczby odwiedzających kraj turystów.
Gonçalo
M. Tavares, znany portugalski pisarz, jest jednym z ważniejszych rozmówców
Klementowskiej. Ma się wrażenie, że powiedziałby jej dużo więcej niż możemy
przeczytać, ale nie dał się podejść. Tavares opowiada o tym, jak wiele
Portugalczykom brakuje do szczęścia oraz o ich kondycji obserwatora wszelkich
zmian, który mości sobie miejsce w bezpiecznej odległości i po prostu się
przygląda. Tak wygląda ogląd świata w Portugalii - jej mieszkańcy to
empatyczni obserwatorzy, którzy w przeciwieństwie do wielu nacji potrafią
wyciągać konstruktywne wnioski z tego, że uważnie przyglądają się
różnorodności.
Ta
jest obecna w Portugalii na każdym kroku. Pewnie częściowo wynika z przeszłości
kolonizatorów, ale Portugalczycy wyraźnie zaznaczają, iż w przeciwieństwie do
innych oni kolonizowali ziemie najmniej okrutnie i agresywnie. Tavares wspomina
o kolonizatorskim kompleksie, a z ust kogoś innego padnie sugestia dotycząca genezy
podbojów. Obok wielka Hiszpania, która przez wielu traktowana jest z dystansem.
Dlaczego Portugalczycy ruszyli w świat? "Bo gdy sąsiad od dawna spycha cię do morza, to szukasz dla siebie
nowego domu, prawda?". Klementowska rozmawia także z imigrantami,
ludźmi z Angoli czy Mozambiku. Opisuje trud ich współistnienia z rdzennymi
mieszkańcami kraju u wrót Europy o dwuznacznym znaczeniu. Rasizm i podziały na
jego tle nie omijają kraju, który z różnorodnością mierzył się na kilku
kontynentach przez lata. Dostrzec można,
za co i czego wstydzą się Portugalczycy, ale poznajemy przede wszystkim powody
do dumy oraz zadowolenia z życia, jakie nigdy nie niosło w sobie tyle swobody i
otwartości co dzisiaj.
António
de Oliveira Salazar to mroczna postać, której nieprzypadkowo Klementowska
poświęca wiele miejsca. Salazar w opowieściach to dziwak i ekscentryk,
jednocześnie polityk surowy, zdeterminowany. Trudno było oddychać w Portugalii,
kiedy rządził twardą ręką przekonany o słuszności każdego z poglądów czy
posunięć. Mroczna karta Historii odcisnęła swoje piętno na tym, co jest
dzisiaj. Gonçalo M. Tavares zaznacza jednak, że istnieje teraz inne
niebezpieczeństwo. Ludzie mogą odsuwać się od polityki i nader często to robią,
skupieni na własnych problemach i poczuciu wiecznego braku. A polityka
przesiąka korupcją. Zło rządzących pozostaje nie tylko w pamięci, ale w pewien
sposób też odciska piętno na mentalności Portugalczyków, którzy starają się być
przede wszystkim zachowawczy, co powiększa dystans patrzenia na inność, o jakim
wspomniałem w niniejszym omówieniu.
Poznajemy Portugalię przez
jej przysłowia i język. Iza Klementowska wciąż zestawia przeszłość z dniem
obecnym. We wstępie znajdujemy się na
targu, gdzie wystawia się na sprzedaż stare fotografie. Dynamiczne i barwne
"teraz" ściera się z sepią czasu minionego i dramatów, które skrywają
się pod pozornymi uśmiechami uwiecznionych na zdjęciach ludzi. Ten reportaż to
przewodnik po Portugalii alternatywnej dla masowego turysty. Tutaj możesz
dosiąść się do kogoś siedzącego na ławce... i zyskać przyszywanego ojca. Tu
dowiesz się o Rewolucji Goździków i staniesz z boku tych, którzy niczemu już
się nie dziwią. Klementowska przedstawia różne punkty widzenia na te same
kwestie, ale stara się przede wszystkim sięgać do przeszłości. Tylko dzięki
temu można poznać Portugalię naprawdę. Kraj, o którego historii uczy nas
inwalida-bibliofil. Miejsce, gdzie więzienie odbierało na zawsze
człowieczeństwo. Gdzie na promie o poranku wszyscy są sobie równi, by wieczorem
tworzyć zwarte i osobne względem siebie grupy, które tolerują się z coraz
większym trudem.
Tytuł odnosi się do historii portugalskiego imigranta, który w Brazylii
zakochuje się w cmentarzach. Ta opowieść o przykrym wyobcowaniu pozostaje w
myślach, bo wkraczamy do świata ludzi, którzy doświadczeni przez los z trudem
pozbywają się wewnętrznych cierpień, samotności pośród innych i smutku, którego
ślady znajdziemy w fado. Słodko-gorzki ten reportaż, ale na pewno solidny i
wieloznaczny. Tak się powinno pisać o miejscu, które chce się zrozumieć.
Tak powinno się rozmawiać z ludźmi, jacy pragną rozmów i w nich otwierają się
bardziej niż sami by chcieli.
Zdecydowanie muszę przeczytać. Zaciekawiłeś mnie tym, co Portugalczycy mówią o koloniach - to chyba jednak nie ma przełożenia na rzeczywistość, wystarczy wspomnieć choćby Angolę.
OdpowiedzUsuń