Wydawca: MG
Data wydania: 25 września 2014
Liczba stron: 592
Tłumacz: Maja Lavergne
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det: 49,90 zł
Tytuł recenzji: Los samotnie zapisany
Listy Virginii Woolf zebrane
w tym tomie to świadectwo istnienia rozpiętego gdzieś między kompulsywnym
pragnieniem bycia wewnątrz życia a tego życia negowaniem. Między bliskością z
ludźmi a oddaleniem od nich w czasie, gdy angielska pisarka oddalała się sama
od siebie. Listy świadczą o życiu przepełnionym nieustanną troską o to, jak w
pisaniu dotknąć prawdziwych emocji oraz jak je wyrazić. Są także świadectwem
czasu, w którym pisanie było "jak
przenoszenie cegieł przez mur", a bezbronność wobec słów była także
bezbronnością kobiety cierpiącej w dwójnasób, bo w swej wielkiej empatii
przejmującej troski ludzi z najbliższego otoczenia. Virginia Woolf pisze do
siostry w 1909 roku: "Doszłam do
wniosku, że listy ożywają, jeśli interesujemy się innymi ludźmi". Teksty zebrane w książce "Pokrewne
dusze" są świadectwem mocnego zakotwiczenia w losach innych, ale stanowią
przede wszystkim zapis tragicznego losu rozpiętego gdzieś między makabrycznym
widokiem staruszka pod kołami pociągu, o jakim wspomina mała dziewczynka a
czasem, gdy nad głową latały samoloty, w niej zaś czaił się coraz większy lęk.
Bezradność. Ból, którego ślady korespondencja Virginii Woolf stara się
zacierać. Uważna lektura uświadomi, jakie naprawdę było jej życie.
"Pokrewne dusze"
to solidnie uporządkowany zbiór korespondencji Woolf, którą pisarka prowadziła
przez całe swoje życie. Listy są różne - nie tylko w zależności od tego, do
kogo je adresowano. Dostrzegamy widoczne okresy jej życia, w których potrafiła
tworzyć afektowane i barokowo zdobione metaforami epistoły oraz ten czas, w
jakim wypowiadała się lakonicznie, niechętnie jakby, wciąż pełna empatii dla
innych, tracąca zainteresowanie samą sobą. Dominują
teksty ekspresyjne, choć pisane w skrajnie różnych od siebie tonacjach. W tych
zapisach zawiera się czułość siostry, rozczarowanie żony, klęski i triumfy rozwijającej
się pisarki, dynamizm publicystki i hardość osoby publicznej dyskutującej z
redaktorami znanych pism na temat kondycji oraz pozycji kobiet u progu XX
wieku. Otrzymujemy też komentarze dotyczące znanych książek. Czytamy o tym,
jaka burza emocji kryła się w "Orlando", kiedy pisarka przeżywała
bardzo silnie romans z Vitą Sackville-West u boku coraz bardziej bezradnego
wobec jej częstych schorzeń i napadów nostalgii męża. Do niego pisze w sposób
bardzo rzeczowy, relacjonuje i dystansuje się do siebie. Pod koniec życia
przekonuje, iż jest dla Leonarda udręką. Leonarda będącego przecież Żydem, obok
kobiety maskującej swój antysemityzm.
Niełatwe były relacje
Virginii Woolf z bliskimi, bo przez cały okres jej życia była w tych relacjach
pewna ambiwalencja. Widać to wyraźnie, gdy pisarkę pochłaniają całkowicie nowe
znajomości, zbyt szybko stające się bliskimi, rekompensujące ten niedosyt pozostawiany
chyba przez samą pisarkę, bo względem innych wciąż nieustannie bała się bycia
za blisko i jednocześnie uwielbiała te chwile intymne, dla których gotowa była
czasem poświęcić wszystko. Ale
"Pokrewne dusze" to przede wszystkim świadectwo tego, w jaki sposób
Woolf dojrzewała do roli pisarki świadomej; to nie jest tylko kwestia wsparcia
oraz coraz to większego uznania po kolejnej publikowanej książce. Lata
twórczej pracy Virginii Woolf jawią się nam w jej listach jako czas, w którym
borykała się nie tylko z nazbyt wieloma rolami, w jakich znalazła się czasem
zupełnie nieopatrznie. Woolf analizuje swoją kobiecość. Niezwykła jest czułość
wyrażana względem kobiet, zaskakująco konsekwentny dystans budowany w relacjach z ważnymi dla niej
mężczyznami. Jest jednocześnie ogromny optymizm, siła i wsparcie oferowane
innym. Tyle że tuż obok skryty demon, który pewnego dnia zmusi Virginię Woolf
do włożenia kamieni do kieszeni płaszcza i udania się nad rzekę...
"Nigdy
nie myślałam poważnie o tym, żeby sobie odmówić przyjemności pisania,
jakkolwiek by to szkodziło publicznej moralności" -
te słowa padają w liście do Madge Vaughan z 1904 roku i mogłyby być swoistym
mottem do całego zbioru listu. To pisanie było dla Woolf najważniejsze i nie
chodzi jedynie o literaturę. Były przecież dzienniki - ważne i wyraźne. Obok
drukowana w niniejszej książce korespondencja. Pisała, bo tylko w ten sposób
była w stanie nawiązać pełny kontakt nie tyle z adresatami listów, co z samą
sobą. Twórczość Woolf stawia wiele pytań, a jej listy mnożą je dodatkowo, będąc
chyba bardziej wieloznacznymi niż dzienniki. I to nie jest tak, że
"Pokrewne dusze" opowiedzą nam o Virginii Woolf to, co byłoby dla nas
nowe i fascynujące. Fascynacja jej
listami może brać się stąd, iż każdy z nich jest intymną spowiedzią z tego, co
zamknęły w sobie książki, ale co na inny sposób akcentowane jest ponownie, bo
wciąż nie jest należycie wyartykułowane. Listy to uzupełnienie twórczości,
ale przede wszystkim świadectwo trudnej drogi życiowej, w której to, co nowe,
witane było przez pisarkę z nadzieją. W tym, co awangardowe i wyprzedzające
czas, Woolf widziała samą siebie i ludzi, z którymi weszła w intymne relacje.
Widzimy ją szczęśliwą, zrozpaczoną, przygnębioną do granic i euforycznie
wielbiącą czas spędzany z bliskimi. Widzimy Woolf w podróżach po Europie, ale
przede wszystkim w podróży do własnego wnętrza - z tym nie udało jej się rozmówić na kartach
publikowanych powieści. "Pokrewne dusze" ukazują dodatkowo, jak wielu
życzliwych ludzi ją otaczało i jak równie wielu bezbronnych było wobec ucieczek
od świata pisarki - kochającej życie i kryjącej się przed nim.
Pamiętajmy także, że
część zapisów była specyficzną grą pisarki. Już jako dziewczynka stwarzała
alternatywne byty i kryła siebie lub innych pod skórą na przykład
wyimaginowanych zwierząt. Znajdziemy listy, w których Woolf skrywa bardzo dużo
i w bardzo różnorodny sposób. Czasami są bardzo długie, ale w pewnym stopniu
asekuracyjne, skryte w niedopowiedzeniach. "Pokrewne dusze" to
najbardziej intymne z wyznań Virginii Woolf. Równie bolesne i niejednoznaczne.
Lektura dostarczająca zadumy i niezliczonych wzruszeń. Zdecydowanie warta
poznania.
PATRONAT MEDIALNY
Wciąż zastanawiam się nad kupnem tej pozycji. Od jakiegoś czasu próbuję wziąć się za „Chwile wolności” Woolf, ale wciąż odstrasza mnie ilość stron. Czytałam jedynie fragmentami. Nie wątpię, że jej listy są ważna pozycją, ale czy jednak można znaleźć przyjemność w ich lekturze?
OdpowiedzUsuńEstetyczną przyjemność - na pewno. Natomiast to, w jaki sposób odbierać się będzie fale (sic!) jej nastrojów i to, w jaki sposób wchodzi w relacje z otoczeniem - sprawa indywidualna.
OdpowiedzUsuń