Wydawca: Czarne
Data wydania: 4 lutego 2015
Liczba stron: 280
Tłumacz: Dobromiła Jankowska
Oprawa: twarda lakierowana
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Walka, odkrywanie i brak konturów
W omówieniach tej książki
skupia się uwagę na Lenie Dunham, ponieważ o samej publikacji nie da się
napisać zbyt wiele. Moja jednorazowa przygoda z tą ekscentryczną postacią
polegała na tym, że przed kilku laty z dużym zainteresowaniem oglądałem offowe "Mebelki", zastanawiając się nad tym, ile złego w tej historii
neurotycznej dziewczyny oferuje jej nieprzyjazny świat, a ile złego czyni ona
sama światu. Film to intrygująca historia nieprzystawalności na własne życzenie
warunkowana licznymi niefortunnymi zbiegami okoliczności. Rolę Aury Lena Dunham
zagrała koncertowo. Sama napisała scenariusz i wyreżyserowała film. Kiedy
czytam jej książkę, zastanawiam się nad tym, ile z tamtej niemożliwie biernej
abnegatki kryje się w ekspresyjnej opowieści pozbawionej przede wszystkim celu
i właściwości. Bo "Nie taka dziewczyna" ma być dowodem na to, że
zawsze trzeba walczyć o uwagę, umiejętnie opowiadając własną historię. Swoją
opowieść Dunham buduje w bardzo uporządkowany sposób. Oto bowiem wkraczamy we
wszystkie święte sfery kobiecości, które sensownie podzielone są na rozdziały o
miłości, seksie, przyjaźni i pracy. Czytamy
rzecz, w której dygresyjność prowadzi donikąd. To taka złośliwość innego
oblicza Aury z "Mebelków", efekt nadmiernej pewności siebie i ogromna
wybiórczość tematyczna do pary z nieznośnie wylewną narracją.
Chciałoby się znaleźć w tej
książce kilka złotych myśli, wartościowych sformułowań i oryginalnych opinii.
Skoro rzecz sprzedała się i nadal sprzedaje w tak dużych nakładach, musi być o
czymś. O czymś ważnym. Może wypunktowanym. Dunham punktuje co innego. Choroby,
których się boi. Rady ojca. Powody, dla których jest przywiązana do Nowego
Jorku, bo tę wielkomiejskość w sobie ustawicznie podkreśla. Poszukując
wartościowych fraz, natrafia się głównie na jedną, która dość wyraźnie nakreśla
charakter "Nie takiej dziewczyny". Lena Dunham stwierdza bowiem: "Żyję
w świecie, który jest wręcz obsesyjnie wolny od tajemnic". Taka jest
też ta książka. Autorka odziera się z prywatności. Sfera intymnych doznań i
przeżyć zdaje się dla niej nie istnieć. Opowiada o tym, co ma pod bluzką, co w
torebce, kiedy spóźnia się miesiączka i dlaczego dopada ją chroniczny ból
pochwy. Snuje opowieści o komplikacjach i oczekiwaniach związanych z własną
seksualnością oraz o najbardziej skrytych lękach, którym psychoterapeuci wychodzą
naprzeciw już w czasie, gdy Dunham jest nastolatką. Czy to wszystko ma
udowadniać, iż rzeczywiście jej historia warta jest opowiedzenia? Nie, jeżeli
spojrzeć na tę książkę tylko przez pryzmat często chaotycznych opowieści o
nieznośnych stanach zanurzonych w intymności. Trudno jednak szukać czegoś
innego w narracji mocno przegadanej i niestety dość płytkiej, gdyż umieszczanie
czegokolwiek w jakimś kontekście jest dla Leny Dunham czynnością niemożliwą, a
to być może ratowałoby tę książkę.
To
jednak mimo wszystko narracja kobiety odważnej i zdecydowanej podążać naprzód
mimo przeszkód, z jakimi musi się mierzyć, bo przecież nie jest doskonała, na pewno
umrze, nie może dojść do porozumienia ze swoim ciałem i myśli też niekoniecznie
są jej podległe. Nie chce się oddać tej lektury, zdecydowanie
się od niej odwrócić, tylko wykpić i wytknąć absurdalność wielu zwierzeń. Lena
Dunham dość inteligentnie prowokuje do dyskusji o tym, co w dzisiejszych
czasach warunkuje szczęście. Opowiada o takiej kobiecie, dla której
poszukiwania kolejnych granic, jakie można przekroczyć, to nie tyle priorytet,
ile dość skomplikowana konieczność. Dunham z jednej strony wciąż walczy ze
zmieniającymi się nastrojami i uporczywie zmaga z wątpliwościami różnej natury.
Z drugiej jednak - zdobywa się na odwagę bezpardonowej walki i przekazuje swą
energię wszystkim tym czytelniczkom, którym ta książka może być niezwykle
potrzebna. Takie opowieści mają swoją moc. Zmieniają nie tylko opowiadających,
ale przede wszystkim niezdolnych do samodzielnej batalii o siebie odbiorców. "Nie taka dziewczyna" nosi
znamiona poradnika, ale z pewnością nie udziela żadnych konkretnych odpowiedzi
na pytania o to, jak żyć. Chodzi tu bardziej o fakt ustawicznej walki i o
zwycięstwa - te małe i te kolosalne, dostrzegane przez innych, nagradzane
akceptacją i oklaskiwane, bo zmiany widać gołym okiem, a wewnętrzna batalia
umyka uwadze otoczenia.
Świat otaczający Lenę Dunham
to rzeczywistość niewyraźnych konturów. Nowojorskie zagubienie skutkuje dość
wczesnym poczuciem tego, że nie jest się wartościowym. Wartość samej siebie Dunham wciąż kwestionują zmienne relacje z innymi
ludźmi. Ale inni są jakby tłem, bo przecież autorka rozprawia się z samą sobą. Ze
swoim ciałem na przykład. Jego historię zapisuje w krótkich rozdziałach,
tak jak opowiada o relacjach z płcią przeciwną - jest w nich wieczna chęć
rekompensowania różnych braków, są oszustwa emocjonalne, flirt i walka oraz
bardzo dużo energii, którą pochłania poszukiwanie siebie w innych. Rozważania o
seksie kierują na drogę rozmyślań o własnej tożsamości. Dunham rozpaczliwie
próbuje nazwać swoje wątpliwości, ale też w wątpliwy sposób używać siebie i
życia tylko po to, by udowodnić, iż każde kolejne wyzwanie niesie w sobie
stratę i żal.
Autorka
nie będzie wypatrywać białego żagla na mglistym widnokręgu, jak czyniła to pani
Bovary, wtapiając się w szarość egzystencji i nie walcząc o siebie. Lena Dunham
chce mieć właściwie wszystko oraz wszystkiego doświadczyć. Nie można się jednak
zdecydować, co ma być zasadniczym atutem "Nie takiej dziewczyny". Są
w niej bowiem bardzo obszerne fragmenty naprawdę o niczym. Jedna z najbardziej
mglistych części - by nawiązać do Balzakowskiej symboliki mgły - to rozważania
o przyjaźni, które nie są czytelne i nie obiecują nam niczego poza refleksjami
o tym, iż mamy tu do czynienia z czymś na kształt alternatywy dla seksualności.
Przyznam, że chęć
zapoznania się z tą książką szła u mnie w parze z prostym oczekiwaniem.
Chciałem poznać spójną wizję siebie, jaką stworzy Dunham. Mogłem tego
oczekiwać. Tak, zauważyłem cudzysłów w opisie na okładce. Wiedziałem, że to nie
będzie poradnik o tym, czego życie naprawdę nauczyło. Mimo wszystko
rozczarowanie jest spore. Odnalazłem fragmentami inspirujące, ale w dużej
mierze jałowe koncentrowanie się na fizjologii, atawizmach i na działaniach, za
którymi rzadko stoi refleksja i - o czym
wspomniałem - jakikolwiek wyraźny kontekst. "Nie taka dziewczyna" to
z pewnością rzecz energetyczna oraz nietuzinkowa, ale tymi dwoma określeniami
można określić tę książkę tylko dlatego, że bez względu na wszelkie łzawe
rozczulenia i wyznania mamy do czynienia z autorem dosyć wyraźnym. Problem tej osobowości
tkwi w braku konkretyzowania oczekiwań i działań ku spełnieniu celów. Powstaje
zatem książka rozmyta. Przynosząca rozczarowanie.
Spodziewałam się, że ta opowieść będzie przegadana i ekshibicjonistyczna na swój sposób.
OdpowiedzUsuńTa książka należy do pokolenia millenialsów.
Twoja recenzja jest szczególnie interesująca, bo do tej pory czytałam tylko takie, które napisały kobiety. W każdym razie nie spodziewałam się, że to będzie dobra rzecz, tylko właśnie byle jaka, rozmyta. Nie oglądałam "Mebelków", tylko serial Dunham - jeden sezon, kolejne odcinki były już tak miałkie, że nie miałam siły na to patrzeć. Podejrzewam, że książka jest podobna.
OdpowiedzUsuńslubnaherbata.blogspot.com