Pages

2015-02-07

"Pierwsza na liście" Magdalena Witkiewicz

Wydawca: FILIA

Data wydania: 14 stycznia 2015

Liczba stron: 345

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 36,90 zł

Tytuł recenzji: Dobro jest najważniejsze

Lubię pisanie Magdaleny Witkiewicz, choć zdaję sobie sprawę z tego, że nie pisze dla mnie. Śledzę co którąś tam z kolei jej powieść, bo nie nadążam za tempem, w jakim autorka wydaje następne. Ta jest jedenasta. Prosta historia o tym, że ważne jest w życiu, by czynić dobro, i o kobiecej przyjaźni, która zwalczy wszelkie przeciwności losu, niestraszny jej będzie upływ czasu i uda jej się udowodnić, że każde pęknięcie ludzkiej duszy można cudownie wyleczyć. "Pierwsza na liście" nieco mnie rozczarowała. Narracje Witkiewicz, które poznałem, wyróżniały się w zalewie tak zwanej literatury kobiecej naprawdę przemyślanymi konstrukcjami i dość kontrowersyjnymi tezami. W tej książce jest po prostu za słodko, mimo że opowiada o bardzo dramatycznych wydarzeniach, a jej bohaterki na różnych poziomach i w różnych okresach życia muszą mierzyć się ze śmiercią kogoś z najbliższego otoczenia. Powieść dla ludzi czyniących dobro prowadzi nas przez szereg komplikacji, by dość lekko, a na pewno nazbyt łatwo złożyć te skomplikowane życiowe puzzle, które rozsypuje przed nami autorka, pisząc rzecz o niezwykłej determinacji w walce o szczęście.

Ina to kobieta sukcesu. Świadoma swojej wartości i wykorzystująca własne atuty, które pozwalają jej usidlić każdego upatrzonego mężczyznę. Jako dziennikarka tkwi w czymś na kształt zawodowego rozdwojenia jaźni, bo w brukowcu zarabia, a w ambitnym piśmie szlifuje warsztat. Ina prezentuje dość infantylne podejście do życia, albowiem jest przekonana o tym, że skoro los latami był dla niej mało łaskawy, nie ma żadnego powodu, by ułatwiać egzystencję innym. Na złość życiu odmraża sobie... duszę. Kiedy pewnego wieczoru w jej drzwiach staje mokra od deszczu Karola, Ina nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wiele zmieni w niej opowieść dziewczyny i jak błyskawicznie przełączy ją w tryb skorej do pomocy i oddanej innym.

Karola ma swoją historię i swój ból. Nastolatka z problemami dorosłego człowieka. Dojrzała zdecydowanie przedwcześnie i świadoma strat, jakie być może za chwilę nadejdą. Zdeterminowana, by walczyć w kilku możliwych znaczeniach. Karola wie, czego pragnie, i zdaje sobie sprawę, co może zmienić, a z czym ma się pogodzić. To ona uświadamia Inę, że są sprawy, za zaniedbanie których można płacić całe życie. Ona też pokieruje nową znajomą tak, by odzyskała sporo z tego, co zabrała jej mroczna przeszłość.

Grażyna mierzy się ze śmiercią męża i wciąż nie może pogodzić się z bezsensowną utratą. Róża jest już pogodzona, ale wcześniej utrata rodziców była dla niej traumą. Obie zbliża hospicjum oraz pokora wobec śmierci. Takiej, której nie sposób zapobiec, ale którą można oswoić. Obie zbliży nie tylko świadomość nieodwracalnej utraty, lecz także coś innego. Wszystkie wymienione kobiety spotkają się przy ognisku, a to spotkanie stanie się prologiem, wyraźnie sygnalizującym dobre zakończenie powieści. Bo przecież książka o czynieniu dobra nie może się kończyć źle, prawda?

Jeśli uznać, że Magdalena Witkiewicz w każdej kolejnej powieści kreuje zupełnie inny świat przedstawiony całkiem świadomie i że są to książki bez związku z pozostałymi, można zrozumieć zastosowany w "Pierwszej na liście" zabieg dramatyzowania fabuły poprzez męską zdradę, kilkukrotną zresztą; napiętnowaną tym mocniej, że zdradzający to jednoznacznie sportretowany niebieski ptak i wolno mu zabrać głos tylko w liście, w fabule nie ma dla niego fizycznie miejsca. Jeżeli natomiast patrzeć na bogatą twórczość autorki jako odzwierciedlenie jej poglądów i uzupełnianie wyrażanej filozofii życia, coś mi tu we wspomnianym zabiegu nie pasuje. "Opowieść niewiernej" nie tyle sankcjonowała zdradę, ile przede wszystkim dorabiała do niej dość interesującą filozofię. Zdradzająca dawała sobie prawo do romansu. Co więcej - utwierdzała sama siebie w przekonaniu, iż jest to słuszna droga, że takie poszukiwania mają sens i są wartościowe. Ten, który zdradza w "Pierwszej na liście", potraktowany został przez Witkiewicz dość okrutnie. Mężczyzna pozwalający sobie na skoki w bok nie znajduje u autorki takiego zrozumienia. Właściwie żadnego zrozumienia. I to nie jedyny dowód na to, że w powieści o sile kobiet siła ta dość czytelnie potrafi zmiażdżyć drugą płeć. By nie było to czytelne, mamy także poczciwca - kierowcę, rycerskiego wobec Karoli, usłużnego i szanującego, dość szybko stapiającego się z tłem, bo podzielającego wszelkie poglądy oburzonej życiem młodej znajomej, a potem partnerki.

Ale to nie o płciach i ich rolach jest ta książka. "Pierwsza na liście" ma być w dużej mierze o wybaczaniu. O uwalnianiu w sobie pozytywnej energii mimo nagromadzenia dramatów i o tym, że trudno być dobrym przede wszystkim dla samego siebie. Pomimo, że ta narracja każe nam mierzyć się z problemami przerastającymi wielu, niemiłosiernie szybko przeradza się w coś na kształt współczesnej bajki, w której zacierają się kontury tego, co rzeczywiste na rzecz szybkiego udowodnienia tezy, że dobro jest czymś nadrzędnym i warto o nie walczyć.

Magdalena Witkiewicz niebezpiecznie szybko przechodzi od dramatyzowania do sielanki. Zaskakująco prosto ukazuje dość skomplikowane przemiany wewnętrzne oraz upraszcza motywacje bohaterek, czyniąc niektóre z nich postaciami raczej papierowymi. Czyta się to oczywiście szybko i bez większego obciążenia, jednak po raz kolejny odnoszę wrażenie, iż pewien typ książek kreuje iluzję dla tej grupy docelowej, która tą iluzją chce być oszukiwana. To jedna z nich. Bolą truizmy stanowiące o przesłaniu tej pozycji, jak przekonanie o tym, iż nigdy nie można bać się marzeń oraz że należy wierzyć, iż szczęście i miłość to wartości zdecydowanie dominujące w życiu. W nowej powieści Witkiewicz zabrakło mi dwuznaczności, wyrazistości i zwyczajnego pazura, które tak bardzo zapadały w pamięć przy jej poprzednich książkach.

3 komentarze:

  1. Ta recenzja jest pierwszą, z jaką się spotkałam, która nie jest po prostu zachwytem nad nową książką pani Witkiewicz. Przez to wydaje mi się prawdziwsza, rzetelniejsza. Książkę i tak chciałabym przeczytać, a potem zobaczyć, czy moje oko byłoby równie krytyczne...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję! Biorę jak zawsze do siebie!:) I bardzo się cieszę, że znalazłeś chwilę by ją przeczytać:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rzeczywiście, trochę zaskoczenie, że przeczytałeś tę książkę, zaliczaną do literatury typowo "kobiecej". Ja też miałam podobne wrażenia: że to taka bajka.

    OdpowiedzUsuń