Wydawca: Czarne
Data wydania: 4 marca 2015
Liczba stron: 296
Tłumacz: Iga Noszczyk
Oprawa: twarda
Cena det.: 44,90 zł
Tytuł recenzji: Miasto i tożsamość
To dość specyficzny
reportaż. Obnaża wszelkie pęknięcia w zniszczonym mieście, które stało się dla
Amerykanów smutną wizytówką pełnego upadku, ale także te we własnym sumieniu i
we własnej duszy jego twórcy. Charlie
LeDuff pisze nie tylko o upadku Detroit, ale przede wszystkim o swoim związku z
tym miastem. Ta książka to dowód na to, że autor postanowił po latach odrobić
reporterskie lekcje o mieście, z którego kiedyś wyjechał jak tysiące innych.
Wracając, mierzy się ze wspomnieniami oraz rodzinnymi tajemnicami. Wprost
pisze o rodzinnych patologiach, zerwanych więziach, bezpośrednio przyznaje się
do odwrócenia się od czegoś, co stanowi część jego tożsamości. To siła miłości
w rodzinie, która cierpiała na deficyt dobrych chwil i teraz, jak większość
mieszkańców upadłego Miasta Silników, znika gdzieś pośród klęsk i niepowodzeń.
LeDuff wraca do miasta, w
którym tragiczne losy bliskich łączą się z okrutną codziennością biedy,
korupcji i przemocy. Wraca, by naprawdę poznać historię swojego miasta oraz
swojej rodziny. Zmierzyć się z traumą śmierci siostry czy rozliczyć z tego, że
odtrącił siostrzenicę. Opowieść o
Detroit będzie zatem intymną historią irracjonalnego przywiązania do czegoś, do
czego pozornie nie powinno się przywiązywać. Napisana szorstkim językiem
traktuje o sprawach trudnych nie tylko z lokalnego punktu widzenia, ale także o
trudnościach samych Amerykanów ze swym upadłym miastem w stanie Michigan.
Bo przecież teza rozpoczynająca reportaż jest bardzo niewygodna dla każdego
rodaka LeDuffa. On sam zaznacza bowiem, że "to
książka o przyszłości Ameryki i naszych desperackich staraniach, by się przed
nią uchronić".
Dzisiejsze Detroit to
amerykański wyrzut sumienia, z którym trudno sobie poradzić. Radzić muszą sobie
za to ci, którzy z różnych powodów nie opuścili miasta tak boleśnie
doświadczonego i tak przepełnionego wszechobecnym poczuciem klęski. Czytając,
można zadawać sobie pytanie o to, co przywiązało ludzi do tego cmentarzyska
nadziei i co w tym mieście robi reporter, dla którego powrót oznacza zasadniczą
trudność. Pojawiają się w nim bowiem różnego rodzaju rozczarowania i niechęć, a
także maniakalne wręcz pragnienie opisania machiny autodestrukcji, która
zamieniła Detroit w miejsce niepotrzebnych śmierci, bezsensownej agresji,
licznych omyłek, ciągłych niedoborów i przede wszystkim w miejsce, w którym jak
nigdzie indziej w Ameryce widoczna jest ta skomplikowana demografia beznadziei
powodująca stagnację i obojętność wobec coraz większych absurdów.
Charlie
LeDuff rozmawia z tymi, którzy starają się mimo wszystko nie poddać. Przecież w
Detroit nie brakuje dobrych ludzi, ale siła destrukcyjna tych złych panuje nad
wszystkim. To codzienność, w której strażacy nie nadążają za
gaszeniem pożarów, a policjanci nie są w stanie wykrywać morderstw.
Obserwowanie jednego i drugiego jest dla mieszkańców miasta dużo tańszą
rozrywką niż udanie się do kina. Rozmowy
z mieszkańcami Detroit obrazują wszelkie możliwe problemy, z jakimi może
borykać się produkcja przemysłowa Ameryki, oraz dramaty amerykańskiej klasy
robotniczej pozbawionej dotychczasowego statusu i jakiegokolwiek oparcia.
Pośród przestępców i luzerów kwitnie każda możliwa forma przemocy, a przykład
idzie od zarządzających miastem, bo polityka prowadzenia Detroit od lat była
przecież kontrowersyjna. Kameralne dramaty, ronione gdzieś ukradkiem łzy,
rozmowy o braku perspektyw na przyszłość i życiu w nieustannym lęku łączą się spójnie
z kilkoma ważnymi tezami dotyczącymi przyszłości podobnych miast w USA, które
dzisiaj jeszcze dumne są ze swej wielkości, ale rdza na ich metalowych
pancerzach zaczęła już swą destrukcyjną robotę.
Obrazując problemy Detroit,
LeDuff stale wskazuje na problem segregacji rasowej. Opowiada bowiem o mieście,
w którym "rasa to sposób życia".
Poza skomplikowanym stanem, w jakim
znajduje się Detroit dzisiaj, animozje podsyca kolor skóry i status, jaki z
niego wynika. Bankructwo idzie w parze z agonią idei, a te, które pozostają,
bardzo mocno podsycają okrutne stereotypy i wydzielają przestrzeń wolności
białych oraz czarnych. LeDuff zaś stale walczy z tym, by jego czarnoskórzy
rozmówcy nie zwracali się do niego w sposób sugerujący uległość i poddanie.
Historii miasta biedy i
bezrobocia jest dokładnie tyle, ilu jego mieszkańców. To miejsce, w którym nie
ma środków, by chować zmarłych, i gdzie niezbyt długo się po nich rozpacza. Życie staje się czymś tak bardzo nie do
zniesienia, że wszelkie deklaracje o amerykańskich rodzajach wolności w Detroit
brzmią po prostu tragikomicznie. LeDuff w specyficznym rodzaju komizmu znajduje
ratunek i sam jednak nie popada w apatię oraz rezygnację. Opisuje tak wiele
historii niesprawiedliwości, że przez moment gubi się w tym, co jest
sprawiedliwe i właściwe. Wahania reporterskie splątane są z różnymi rodzajami
odczuć, kiedy po latach pewne historie rodzinne widzi w innym świetle i kiedy
pojawiają się wyznania obrazujące coś, o czym wcześniej nie miał pojęcia.
Bardzo trudno jest zachować obiektywizm w mieście, które atakuje z każdej
strony. Bo przecież powrót do Detroit to ponowne oswajanie miasta, czasem
przepełnione zwątpieniem i lękami. A jednocześnie trzeba przecież walczyć z
głupotą, niesprawiedliwością i przemocą, by ocalić cokolwiek, nie spisać miasta
na straty.
Reportaż rozpoczyna scena
odnalezienia w lodzie ciała zamarzniętego mężczyzny. Losy tego ciała będą
znamienne - ukazują absurdy i bolesne pęknięcia w mieście, które jakikolwiek
porządek utworzyło z resztek tego całego chaosu, jaki doprowadził do
wyemigrowania części mieszkańców i pogrążył mnóstwo innych w apatii po utracie pracy
oraz perspektyw. Symbolika lodu oraz ognia wykorzystana jest do rozważań natury
ogólnej, ale najciekawsza wydaje się trzecia część reportażu - intymne i uważne
przyglądanie się prywatnym historiom, konstruowanie obrazu miasta z szeregu
różnych smutnych perspektyw.
"Detroit. Sekcja zwłok Ameryki" to
gorzka książka o miejscu, które stało się ruiną, bo nie potrafiło o siebie
zadbać. O ludziach toczących wojny z wiatrakami, by za wszelką cenę zachować w
nim pozory normalności. To opowieść o trudnym lokalnym patriotyzmie i o
reporterskiej misji, która zagrozić może wszystkiemu, nawet rodzinnemu ładowi życia
autora. Wszystko opisane ciętym językiem, czytelnymi metaforami i dosłownością,
która chwilami osłabia, bo każe z całą siłą konfrontować się ze złem ukrytym w
drugim człowieku. Ta książka to historia i anatomia bankructwa w jednym.
Jednocześnie opowieść o tym, że rodzina może ulec równie dramatycznemu
rozpadowi co miasto, a skoro o nią da się powalczyć, więc i miasta - mimo
wszystko - nie można spisać na straty. LeDuff mnoży też scenariusze, jakie mogą
stać się udziałem innych amerykańskich metropolii, jeśli nie będą uczyć się na
błędach Detroit - miasta, którym nikt dzisiaj nie chce się zająć i które na
pewno nie zajmie się samym sobą.
chyba każda książka z tej serii jest warta uwagi :)
OdpowiedzUsuń