Pages

2015-03-18

"Detroit. Sekcja zwłok Ameryki" Charlie LeDuff

Wydawca: Czarne

Data wydania: 4 marca 2015

Liczba stron: 296

Tłumacz: Iga Noszczyk

Oprawa: twarda

Cena det.: 44,90 zł

Tytuł recenzji: Miasto i tożsamość

To dość specyficzny reportaż. Obnaża wszelkie pęknięcia w zniszczonym mieście, które stało się dla Amerykanów smutną wizytówką pełnego upadku, ale także te we własnym sumieniu i we własnej duszy jego twórcy. Charlie LeDuff pisze nie tylko o upadku Detroit, ale przede wszystkim o swoim związku z tym miastem. Ta książka to dowód na to, że autor postanowił po latach odrobić reporterskie lekcje o mieście, z którego kiedyś wyjechał jak tysiące innych. Wracając, mierzy się ze wspomnieniami oraz rodzinnymi tajemnicami. Wprost pisze o rodzinnych patologiach, zerwanych więziach, bezpośrednio przyznaje się do odwrócenia się od czegoś, co stanowi część jego tożsamości. To siła miłości w rodzinie, która cierpiała na deficyt dobrych chwil i teraz, jak większość mieszkańców upadłego Miasta Silników, znika gdzieś pośród klęsk i niepowodzeń.

LeDuff wraca do miasta, w którym tragiczne losy bliskich łączą się z okrutną codziennością biedy, korupcji i przemocy. Wraca, by naprawdę poznać historię swojego miasta oraz swojej rodziny. Zmierzyć się z traumą śmierci siostry czy rozliczyć z tego, że odtrącił siostrzenicę. Opowieść o Detroit będzie zatem intymną historią irracjonalnego przywiązania do czegoś, do czego pozornie nie powinno się przywiązywać. Napisana szorstkim językiem traktuje o sprawach trudnych nie tylko z lokalnego punktu widzenia, ale także o trudnościach samych Amerykanów ze swym upadłym miastem w stanie Michigan. Bo przecież teza rozpoczynająca reportaż jest bardzo niewygodna dla każdego rodaka LeDuffa. On sam zaznacza bowiem, że "to książka o przyszłości Ameryki i naszych desperackich staraniach, by się przed nią uchronić".

Dzisiejsze Detroit to amerykański wyrzut sumienia, z którym trudno sobie poradzić. Radzić muszą sobie za to ci, którzy z różnych powodów nie opuścili miasta tak boleśnie doświadczonego i tak przepełnionego wszechobecnym poczuciem klęski. Czytając, można zadawać sobie pytanie o to, co przywiązało ludzi do tego cmentarzyska nadziei i co w tym mieście robi reporter, dla którego powrót oznacza zasadniczą trudność. Pojawiają się w nim bowiem różnego rodzaju rozczarowania i niechęć, a także maniakalne wręcz pragnienie opisania machiny autodestrukcji, która zamieniła Detroit w miejsce niepotrzebnych śmierci, bezsensownej agresji, licznych omyłek, ciągłych niedoborów i przede wszystkim w miejsce, w którym jak nigdzie indziej w Ameryce widoczna jest ta skomplikowana demografia beznadziei powodująca stagnację i obojętność wobec coraz większych absurdów.

Charlie LeDuff rozmawia z tymi, którzy starają się mimo wszystko nie poddać. Przecież w Detroit nie brakuje dobrych ludzi, ale siła destrukcyjna tych złych panuje nad wszystkim. To codzienność, w której strażacy nie nadążają za gaszeniem pożarów, a policjanci nie są w stanie wykrywać morderstw. Obserwowanie jednego i drugiego jest dla mieszkańców miasta dużo tańszą rozrywką niż udanie się do kina. Rozmowy z mieszkańcami Detroit obrazują wszelkie możliwe problemy, z jakimi może borykać się produkcja przemysłowa Ameryki, oraz dramaty amerykańskiej klasy robotniczej pozbawionej dotychczasowego statusu i jakiegokolwiek oparcia. Pośród przestępców i luzerów kwitnie każda możliwa forma przemocy, a przykład idzie od zarządzających miastem, bo polityka prowadzenia Detroit od lat była przecież kontrowersyjna. Kameralne dramaty, ronione gdzieś ukradkiem łzy, rozmowy o braku perspektyw na przyszłość i życiu w nieustannym lęku łączą się spójnie z kilkoma ważnymi tezami dotyczącymi przyszłości podobnych miast w USA, które dzisiaj jeszcze dumne są ze swej wielkości, ale rdza na ich metalowych pancerzach zaczęła już swą destrukcyjną robotę.

Obrazując problemy Detroit, LeDuff stale wskazuje na problem segregacji rasowej. Opowiada bowiem o mieście, w którym "rasa to sposób życia". Poza skomplikowanym stanem, w jakim znajduje się Detroit dzisiaj, animozje podsyca kolor skóry i status, jaki z niego wynika. Bankructwo idzie w parze z agonią idei, a te, które pozostają, bardzo mocno podsycają okrutne stereotypy i wydzielają przestrzeń wolności białych oraz czarnych. LeDuff zaś stale walczy z tym, by jego czarnoskórzy rozmówcy nie zwracali się do niego w sposób sugerujący uległość i poddanie.

Historii miasta biedy i bezrobocia jest dokładnie tyle, ilu jego mieszkańców. To miejsce, w którym nie ma środków, by chować zmarłych, i gdzie niezbyt długo się po nich rozpacza. Życie staje się czymś tak bardzo nie do zniesienia, że wszelkie deklaracje o amerykańskich rodzajach wolności w Detroit brzmią po prostu tragikomicznie. LeDuff w specyficznym rodzaju komizmu znajduje ratunek i sam jednak nie popada w apatię oraz rezygnację. Opisuje tak wiele historii niesprawiedliwości, że przez moment gubi się w tym, co jest sprawiedliwe i właściwe. Wahania reporterskie splątane są z różnymi rodzajami odczuć, kiedy po latach pewne historie rodzinne widzi w innym świetle i kiedy pojawiają się wyznania obrazujące coś, o czym wcześniej nie miał pojęcia. Bardzo trudno jest zachować obiektywizm w mieście, które atakuje z każdej strony. Bo przecież powrót do Detroit to ponowne oswajanie miasta, czasem przepełnione zwątpieniem i lękami. A jednocześnie trzeba przecież walczyć z głupotą, niesprawiedliwością i przemocą, by ocalić cokolwiek, nie spisać miasta na straty.

Reportaż rozpoczyna scena odnalezienia w lodzie ciała zamarzniętego mężczyzny. Losy tego ciała będą znamienne - ukazują absurdy i bolesne pęknięcia w mieście, które jakikolwiek porządek utworzyło z resztek tego całego chaosu, jaki doprowadził do wyemigrowania części mieszkańców i pogrążył mnóstwo innych w apatii po utracie pracy oraz perspektyw. Symbolika lodu oraz ognia wykorzystana jest do rozważań natury ogólnej, ale najciekawsza wydaje się trzecia część reportażu - intymne i uważne przyglądanie się prywatnym historiom, konstruowanie obrazu miasta z szeregu różnych smutnych perspektyw.

"Detroit. Sekcja zwłok Ameryki" to gorzka książka o miejscu, które stało się ruiną, bo nie potrafiło o siebie zadbać. O ludziach toczących wojny z wiatrakami, by za wszelką cenę zachować w nim pozory normalności. To opowieść o trudnym lokalnym patriotyzmie i o reporterskiej misji, która zagrozić może wszystkiemu, nawet rodzinnemu ładowi życia autora. Wszystko opisane ciętym językiem, czytelnymi metaforami i dosłownością, która chwilami osłabia, bo każe z całą siłą konfrontować się ze złem ukrytym w drugim człowieku. Ta książka to historia i anatomia bankructwa w jednym. Jednocześnie opowieść o tym, że rodzina może ulec równie dramatycznemu rozpadowi co miasto, a skoro o nią da się powalczyć, więc i miasta - mimo wszystko - nie można spisać na straty. LeDuff mnoży też scenariusze, jakie mogą stać się udziałem innych amerykańskich metropolii, jeśli nie będą uczyć się na błędach Detroit - miasta, którym nikt dzisiaj nie chce się zająć i które na pewno nie zajmie się samym sobą.

1 komentarz:

  1. chyba każda książka z tej serii jest warta uwagi :)

    OdpowiedzUsuń