Wydawca: Dowody
na Istnienie
Data wydania: 13 maja 2015
Liczba stron: 180
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 39 zł
Tytuł recenzji: W swojej sprawie
Tego rodzaju książki czyta
się z mnogością emocji. Może dominować współczucie albo złość. Autor z
pewnością nie oczekuje tego pierwszego, ale chce wyjść naprzeciw tym wszystkim,
którzy w Polsce z braku odwagi albo wewnętrznego przekonania wiodą podwójne życie
w opresyjnej rzeczywistości, dla której trzeba się poświęcić, udając. Historia
Roberta Rienta to opowieść o determinacji i sile. O walce z ograniczeniami, z
samym sobą i o samego siebie. "Świadek" to nowy typ literatury
nazywany autoreportażem. W wersji popkulturowej nie jest on chyba niczym nowym,
ale bzdurne opowieści o swych żywotach, jakie mnożą celebryci, to historie
miałkie w porównaniu z opowieścią Rienta. Odważna
proza, która rozlicza hermetyczny świat wyznawców Jehowy z wybiórczego
miłosierdzia, braku empatii, zamkniętych struktur i opresyjności absurdu, który
nakazuje żyć ze świadomością rychłej eksterminacji. Armagedon wyznawców wciąż
nie nadchodzi. Autor przeżył swój własny. Pożegnał Łukasza, by zmartwychwstać
jako Robert. Nie ma w tym niczego mistycznego. To jedynie przejaw walki
wygranej dzięki wierze w siebie i pewności nowego "ja".
"Świadek" to reportaż o przemianie i rozliczenie z przeszłością,
która nie oferowała niczego poza lękiem i frustracjami.
Narrator wspomina: "Miałem być dziewczynką, Martą, albo
chociaż psem, czego życzył sobie mój starszy brat". Przyszedł na świat
w rodzinie, w której wiara determinowała wszystko. Czytelny i symboliczny obraz ucieczki z płonącego domu nakreślony na
wstępie to świetna metafora walki o siebie, podczas której w ogniu namiętności
zgasić trzeba było fundamenty stworzone przez wspólnotę religijną, budując
życie na nowo. Cała młodość naznaczona była stygmatem inności. Już od
wczesnych lat szkolnych, kiedy Łukasz nie śpiewał hymnu i nie częstował się urodzinowymi
cukierkami od rówieśników. Rient sygnalizuje ważne etapy na drodze poznawania
samego siebie - swojej seksualności, sfery pragnień, rozziewu między
oczekiwaniami wobec życia a nakazami wspólnoty decydującej za niego już na
starcie. Pojawiają się przyjaźnie, wobec których trzeba być czujnym.
Masturbacja wywołująca obrzydzenie i nienawiść do ciała. Homoseksualne
doświadczenia, które u rodziny wzbudzą większe potępienie niż bycie mordercą.
Przede wszystkim witalizm okupiony wstydem i poczuciem bycia kimś gorszym,
stygmatyzowanym przez otoczenie, w niezrozumiałej rzeczywistości. Myśli
samobójcze, eksperymenty z używkami. Kompulsywna bliskość z kobietami i
porzucenia przez nie. Podążanie swoją drogą i spustoszenie, jakie czyni w
młodej psychice nakaz w konfrontacji z osobistymi pragnieniami. Łukasz
opisywany jest jakby z dystansu, bo Robert nie ma już do niego dostępu. Stara
się analizować poczynania Łukasza w sposób metodyczny, ale i niespójny. Nic
bowiem w życiu tamtego nie miało nakreślonych konturów i wyrazistości, bo każde
działanie było rozpaczliwą próbą uwolnienia się od wpływu Jehowy, którego w
końcu trzeba było uśmiercić w sobie.
Rient
bardzo dokładnie przedstawia struktury wspólnoty o cechach charakteryzujących
zwyczajną sektę, gdzie izolacja w poglądach i myśleniu jest tak okrutnie
przerażająca, że doprowadza do sankcjonowania życiowych tragedii i osobistych
dramatów niegodzących się z licznymi nakazanymi.
Świadkowie Jehowy wciąż muszą zdawać egzaminy z wiary, a ich najważniejszą
misją jest głoszenie prawdy, zdobywanie nowych wyznawców i dyskusje, podczas
których nie potrafią słuchać, a jedynie oceniają. Łukasz bardzo długo wierzy w
słuszność swoich poczynań. Jest pionierem, prężnym działaczem, krzewi prawdziwą
wiarę, jest oddany wspólnocie. Ta wspólnota dokonuje samowolnych odczytań
Biblii, manipulując świadomością, sterując lękiem i wzmacniając strach przed
wykluczeniem. Kiedy widzimy, jak bardzo temu wszystkiemu wierzy młody człowiek
z dramatyczną chęcią życia po swojemu, dostrzegamy nie tyle niebezpieczeństwo,
ile przede wszystkim zło działalności sankcjonowanej przez międzynarodową
siatkę stowarzyszeń i organizacji.
Poczucie
winy, wyrzuty sumienia, wieczne zagubienie, niezdolność do odczuwania świata po
swojemu. W tej matni Łukasz musi dokonać wyborów ostatecznych.
"Świadek" pokazuje wiele mrocznych tajemnic opresyjnej wspólnoty, ale
i kilka psychologicznych mechanizmów utrzymujących porządek, karność i
dyscyplinę. Wszystko po kolei musi przełamać Łukasz, by stać się Robertem,
uwolnionym od ciężarów i zwolnionym z obowiązku tłumaczenia się ze swojego
życiorysu.
Mógł zabić siebie lub kogoś,
oszaleć albo zachorować. Podjął wyzwanie i postanowił stworzyć sobie nową
tożsamość. To książka obrazująca kolejne
kroki ku prawdziwej wolności. Ukazująca odwagę samostanowienia. Jednocześnie
dramatycznie oddaje wieloaspektową samotność, z którą na różnych etapach życia
trzeba sobie było radzić na kilka możliwych sposobów. Czyta się
"Świadka" z nieustającym zdumieniem, bo stwierdza się z lękiem, jak
wiele odmiennych obrazów rzeczywistości stworzyć mogą manipulacje. Walka nie
jest przecież zakończona, a zwycięstwo jeszcze nie cieszy tak bardzo. Dowodem
na to, że proces metamorfozy trwa, jest przede wszystkim ta książka. Jej
pisanie było z pewnością dodatkową formą terapii, a dla nas to żywe świadectwo
możliwości, jakie daje życie, a z których tak często nie mamy odwagi
skorzystać.
Łukasz Zamilski
decydował się na różne ucieczki od samego siebie. Przed dorosłością krył się w
Nibylandii. Sporo pisał, komunikował się z samym sobą z pewnym dystansem. Wciąż
naiwnie wierzył, że wewnętrzną wolność można realizować w ramach nakazów
wspólnoty. Pożegnał się z domem na kilka możliwych sposobów. Ogień z
introdukcji symbolizuje pożegnanie ostateczne. Sam autor tylko wie, czy Robert
będzie w stanie wspominać Łukasza jedynie z sentymentem. Droga przemiany
okupiona niewyobrażalnym cierpieniem duchowym pozwoliła stworzyć przejmującą
narrację o sobie samym, którego od pewnego czasu trzeba uczyć się na nowo, a
nie jest to zadanie łatwe. "Świadek"
dotyka problemu izolacji wewnątrz pewnej struktury. Tkwi w nim także sugestia,
że człowiek walczący o własną tożsamość na każdym etapie życia musi pozostać tylko
sam ze sobą. Nie można się odnaleźć wśród gotowych recept na życie. Nie ma
możliwości, by żyć świadomie, nie będąc świadkiem własnej samotności i siły,
której wielu może tylko zazdrościć.
Dzięki za wpis. Faktycznie, dobry świadek to bardzo często klucz do wygrania rozprawy... Kluczową rolę w wypadku naszej sprawy odegrała Kancelaria adwokacka".
OdpowiedzUsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziś usłyszałem cudowne słowa w radiu...zainteresowałem się Jego Twórczością. ... Jutro zakupie książki...ileż z Nich płynie mądrości. Super artykuł.
OdpowiedzUsuń