Wydawca: W.A.B.
Data wydania: 23 września 2015
Liczba stron: 286
Tłumacz: Beata Geppert
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 39,99 zł
Tytuł recenzji: Fobie i fantazje
Omówienia nowej powieści
Michela Houellebecqa doszczętnie rujnują przyjemność lektury, odnosząc się do
rozwiązania finałowego. Nie ma nic prostszego niż wyrobienie sobie zdania o tej
książce na podstawie noty wydawniczej i przeczytania ostatniej strony, bo
będzie to pewna zamknięta całość. Mnie "Uległość" rozczarowała - mimo
świetnego tłumaczenia. To, co zawiera, powoduje niebezpieczne pęknięcie
napompowanego balonu akcji promocyjnej. Otrzymujemy bowiem rzecz bardzo
statyczną, przewidywalną i momentami nudną. Historię, w której kryje się
wszystko to, co znamy z dotychczasowej twórczości pisarza - egzystencjalna
degradacja ludzkości i człowieka, spora doza dekadencji, prostytutki, choroby
ciała, niechęć do ludzkości i samotność będąca stanem sumiennie wypracowanym
latami. "Uległość" jest
książką polityczną i ideologiczną. Autor "Mapy i terytorium" bawi się
w mrocznego wizjonera, wykorzystując ludzkie lęki oraz stereotypowe myślenie,
religię czyniąc orężem walki o nową rzeczywistość i balansując na granicy
dobrego smaku, gdy przemyca kolejne, wtórne już teorie o upadku europejskiej cywilizacji.
Najlepiej czytać tę nową
narrację jako rzecz o emocjonalnym i intelektualnym związku z Jorisem-Karlem
Huysmansem. Narrator poświęcił mu obszerną pracę doktorską i nigdy tak naprawdę
nie uwolnił się od wpływu tego pisarza. Czytamy o recepcji jego dzieł wiek
później - okazuje się, że wiele poruszanych tematów i kilka sygnalizowanych
idei można odnaleźć we współczesnym świecie. Rozdarty między potrzebą
intelektualnego kontaktu z duchowym przewodnikiem a czasem, w którym jako
wykładowca akademicki musi radzić sobie z rzeczywistością samodzielnie, bohater
"Uległości" wyraża intymne przekonanie o tym, że Huysmans był jego
jedynym przyjacielem w życiu, a podążanie śladami twórcy to jedynie
odwzorowanie w gruncie rzeczy nijakiego życia, które wiódł na przełomie
minionych wieków francuski skandalista.
Są jeszcze istotne
rozważania o tym, czym jest literatura. To zaznaczanie swojej obecności. Czasem
po to, by późny wnuk mógł wędrować śladami, nazywając rzeczywistość za pomocą
zbioru pojęć używanych przez poprzednika. W tym znaczeniu "Uległość" przypomina
prozę konfesyjną. Akcentuje związki literatury i biografii twórcy na tyle
silnie, że przerzuca odpowiedzialność za czyny współczesnego człowieka na
kogoś, kto stał się wzorem pracy naukowej i komu pozostaje się wiernym,
unikając jednocześnie konfrontacji z samym sobą, swoją wolą i tożsamością. Bo
czterdziestoczteroletni François tkwi w rozpaczliwej pustce światopoglądowej,
kiedy opuściwszy na zawsze bliskiego mu Huysmansa, stara się za wszelką cenę
utrzymać z nim emocjonalny kontakt. To nie tylko przewodnik po skomplikowanym
świecie wokół, ale przede wszystkim gwarant pewnego ładu, gdy wszystko
powiedziane i uczynione będzie bezpieczną kopią. Źródłem satysfakcji i
momentem, w którym stabilizuje się rzeczywistość niebezpiecznie odbiegająca od
oczekiwań z powodu obecności na scenie politycznej Bractwa Muzułmańskiego i
wygranej w wyborach prezydenckich jej lidera.
Polityka
szarpie tą narracją, prowadząc ją na manowce. Mamy 2022 rok, a niepokoje
społeczne we Francji wyzwalają widmo wojny domowej, któremu ulega z lękiem
także profesor Sorbony, tkwiący gdzieś na marginesie życia. François jest
bezwolny wobec rewolucyjnych zmian, a ich wykładnię przedstawiają jego znajomi,
snując teorie spisków i budując mroczne scenariusze złożone z mniej lub
bardziej prawdopodobnych tez. Zarówno zwycięski nowy
prezydent, jak i polityczne siły francuskie znajdują się gdzieś na uboczu. W
centrum życia głównego bohatera jest tylko przejmująca pustka bycia osobnym i
tkwienia w poczuciu pogardy dla ludzkości. François nie bierze spraw w swoje
ręce. Nie głosuje w dniu wyborów. Jest obojętny na przemoc oraz zaskakujące
wszystkich zmiany wokół. Woli uciekać - dosłownie i wewnętrznie. Tymczasem
scena polityczna się trzęsie, a rządy obejmuje islamski prezydent. Okazuje się,
że zmiany polityczne dotykają w znacznej mierze środowisko akademickie.
Muzułmanie podkreślają priorytet demografii. Współczesna Francja to bowiem
kraj, w którym jakakolwiek silniejsza więź rodzinna jest już anachronizmem.
Bolesnym symbolem rozpadu rodziny są losy samego François - jedynaka
pozbawionego na własne życzenie kontaktu z rodzicami, bezrefleksyjnie
przyjmującego po latach śmierć jednego, a potem drugiego. Nowe oblicze edukacji
ma umożliwić prokreację, albowiem kobiety będą stopniowo odsuwane od kolejnych
dziedzin życia, by rodzić, wychowywać, być podległymi. Wydatki na edukację
zostaną obniżone. Zamiast niej stawiać się będzie na duchowość i kult tradycji.
Islam przybiera szaty polityczne. Religia staje się w gruncie rzeczy polityką i
nie można już przejść obok niej obojętnie. Nawet wycofany François musi podjąć
decyzję dużo istotniejszą niż ta, które z hinduskich gotowych dań odgrzać w
mikrofalówce. Musi zdecydować, czy nowy ład społeczny i fasada państwa
wyznaniowego dadzą mu możliwości spokojnej egzystencji, której nauczył się z
dziełami Huysmansa i umiejętnością flirtowania dla zatuszowania emocjonalnej
pustki. Jego finałowa decyzja okaże się jedyną, jaką świadomie podejmuje, i to
dzięki temu zatrze się szarzyzna jego nijakości, dostosowawczości i udawania
prawdziwego życia.
Houellebecq
po raz kolejny rozprawia się z ontologiczną i egzystencjalną samotnością
człowieka oddalonego od transcendencji i skupionego na doznaniach zmysłowych, gwarantowanych
przez przypadkowe akty seksualne, coraz trudniejsze do przeżycia w zmieniającej
się rzeczywistości politycznej. François uosabia taką
wewnętrzną destabilizację idącą w parze z destabilizacją Francji i całej
Europy. Nowa rzeczywistość to dyktat obcej Europie religii. To miejsce, w
którym układ sił się zmienia, a dofinansowania państw Zatoki Perskiej
usprawniają funkcjonowanie tych instytucji, które popadły w pewien letarg,
osobliwy marazm. Michel Houellebecq opowiada o trudnej kondycji Starego
Kontynentu, wybierając osobliwe narzędzie - tym razem będzie to wizja
przyszłości oraz widmo dyktatu religii, wobec której Europejczyk nie jest już w
stanie zachować dystansu. "Uległość"
jest natrętnie dydaktyczna, momentami duszna od teorii spisków oraz wizji,
jakie roztaczane są przed głównym bohaterem. Nie ma w tej powieści dynamizmu,
nie ma elementu zaskoczenia. Są powtarzane do znudzenia motywy i ten sam
irytujący typ bohatera prowadzącego, który wcześniej zmuszał do refleksji i
stanowił pewną nową jakość, dziś jednak chodzi w znoszonych spodniach, jest
wyjątkowo nieatrakcyjny i czuć od niego powiew wczorajszości, wcześniejszych
książek francuskiego pisarza. Skądinąd ciekawy pomysł na powieść realizowany
jest monotonnie i bez iskry. Zastosowany zabieg antycypacji, czyli poznawanie
tyrady światopoglądowej poprzedzającej zmianę w rzeczywistości, to jedyne, co
skutecznie przyciąga do lektury.
Czyta się "Uległość" szybko, ale z
poczuciem niedosytu. Houellebecq niewiele nowego ma nam do powiedzenia. Motyw wykorzystania
islamu jako straszaka ze świata przyszłości to niezbyt dobry, choć skuteczny
promocyjnie zabieg. Pozostaje jeszcze niepokojąca refleksja o tym, że świat
przedstawiony każdej powieści francuskiego pisarza zdaje się zatopiony przez
niego samego w odmętach beznadziei, zaskakująco prężnie się z nich wydobywając,
by zapowiadać kolejną książkę. Tym razem rzecz o smutnym świecie przyszłości,
który cechuje bierność, boleśnie wykorzystana przez islam.
Podpisuję się pod Twoją recenzją. Sam pisząc o "Mapie i terytorium" wróżyłem, że kolejną książką Houellebecqa będzie zbiór bajek dla dzieci. Nadal uważam, że byłoby to lepsze niż wtórna poglądowo "Uległość". Szkoda trochę. Pozdrowienia! Przemek
OdpowiedzUsuń