Wydawca: Wydawnictwo
Literackie
Data wydania: 7 października 2015
Liczba stron: 476
Tłumacz: Maciej Świerkocki
Oprawa: twarda
Cena det.: 44,90 zł
Tytuł recenzji: Wojna i pamięć
Richard Flanagan - uznany
australijski pisarz - stworzył powieść bez wątpienia wybitną. W jego historii
najważniejsze jest kilka pojęć. Rozpacz, samotność, okrucieństwo i pamięć. Ale
to też pasjonująca opowieść miłosna, choć ten akurat wątek nie jest
najmocniejszą stroną "Ścieżek Północy". Flanagan napisał o człowieku
z pewnej tasmańskiej rodziny. Największym życiowym dokonaniem tejże rodziny
było przetrwanie. Dorrigo Evans przetrwa nieszczęśliwą miłość, wojnę w obozie
pracy, późniejsze wyobcowanie i małżeństwo bez iskry uczucia. Przetrwa głód i
błoto mieszające się z krwią i kałem. Przetrwa epokę, która zamilknie i
przeminie, a on pozostanie z jej śladami na zawsze. Nieprzystosowany, niepewny
siebie. W centrum zainteresowania opinii publicznej, a przecież tak
rozpaczliwie samotny. "Ścieżki
Północy" to próba oddania w słowach tego wszystkiego, co nieszlachetne,
niewyobrażalne, bezsensowne i do głębi złe. Książka o okrucieństwie ludzkim i o
chorych podwalinach wspólnoty. O tym, że zapominamy zbyt wiele i zbyt często, a
literatura powinna przed tym zapomnieniem bronić. Wstrząsająca opowieść
wojenna i egzystencjalny traktat o byciu osobnym, oderwanym od siebie samego i
pozbawionym możliwości odnalezienia w życiu choćby namiastki tego, co może
czynić szczęśliwym.
Dorrigo Evans był przez
moment szczęśliwy. Może wtedy, gdy jako młokos przechwytywał w locie piłkę od
rugby. Może wówczas, gdy odkrył magię literatury i uznał książki za coś sobie
najbliższego. Być może wtedy, gdy po raz pierwszy ujrzał tajemniczą nieznajomą
z kwiatem kamelii za uchem i gdy spoglądał w jej niezwykłe błękitne oczy
zapowiadające rozkosz oraz nieopisany dramat. A może szczęście przychodziło w
tych krytycznych momentach, w których jako dowódca oddziału ratował na stole
operacyjnym któregoś ze swych cierpiących towarzyszy. Dorrigo Evans wciąż
wierzył, że przyświeca mu jakieś światło. Nie mógł uwierzyć, że świat nie ma
właściwości, lecz po prostu jest. Poczuł swoją nieopisaną pustkę w tym wielkim
światowym istnieniu, kiedy ocalony z piekła, miotał się w kolejnym i walczył
niczym z ogniem, ratując swą rodzinę przez spłonięciem.
Flanagan
stosuje zabieg antycypacji przede wszystkim po to, by czytelnik nie skupiał
uwagi tylko na tym, czy główny bohater przetrwa wojnę w jenieckim obozie pracy.
Autor sygnalizuje znaczące momenty w życiu dojrzałego już Evansa przede
wszystkim po to, by zastanowić nas nad tym, dlaczego stał się taki i w jaki
sposób odbiera teraz życie. Jego cienie pojawiają się gdzieś w
medialnych doniesieniach, gdzie Evans jest bohaterem wojennym i gdzie musi
mówić to, czego od niego oczekują. Wszystko jednak kryje się w jego milczeniu.
Sugestywnym milczeniu połączonym z apatią. Po tym, jak musiał walczyć o życie
swoje i swoich kolegów, którzy ginęli w nieludzkiej misji budowy kolei
birmańskiej, brakuje mu motywacji, by powalczyć o sensowne powojenne jutro. O
czas i miejsce, które tak bardzo chcą zapomnieć o przeszłości. A przecież - jak
mówi jeden z jeńców obozowych - "prawdziwa
sprawiedliwość to pamięć". Dorrigo
Evans portretowany jest jako piewca tej pamięci, ale jednocześnie człowiek
skazany na jakąś piekielną otchłań przypominania wciąż na nowo tego wszystkiego,
co bardzo go zraniło. Także tej, której uśmiech i czułość zabrał ze sobą na
wojnę.
Dla Evansa i jego kolegów
prawdziwym frontem jest walka o przetrwanie w azjatyckiej dżungli. Mimo
powołania pod koniec 1940 roku dopiero trzy lata później australijski chirurg
doświadczy tego, czym naprawdę jest wojna. Budowanie kolei to realizowanie
pewnej idei Japończyków. Ludzi zahartowanych w boju i pozbawionych skrupułów,
kiedy trzeba pożegnać się z życiem, gdy staje się hańbiące. Australijscy jeńcy
są dla japońskich ciemiężycieli ludźmi, których nie wzmocniła żadna głębsza
myśl. Budowanie potęgi w tajskiej dżungli ma groteskowy charakter. Także w
momencie, w którym świat przyrody zwycięża nad chorym ludzkim planem. Ale
budowę kolei trzeba realizować, by na jej trasie porzucać kolejne trupy. Śmierć ma u Flanagana niejedno mroczne
oblicze, a autor doskonale łączy naturalizm z subtelnością, gdy opowiada o
ratowaniu resztek człowieczeństwa pośród bólu i upokorzenia. Także wtedy, gdy o
człowieczeństwo trudno nawet zapytać, gdy kilkuset jeńców biernie przygląda się
pokazowej kaźni jednego z nich. Evans wie, że jego rolą jest odraczanie
śmierci albo jej przyspieszanie. Staje się takim okrutnym bogiem i iluzorycznym
zbawcą dla wszystkich tych australijskich mężczyzn, którzy nie potrafią już
cierpieć godnie. Bo "Ścieżki Północy" to opowieść o męskości w
sytuacji krytycznej. Dosadnie i przejmująco obrazująca rozpad ludzkiego ciała i
idącą za tym destrukcję tożsamości.
A tę japońską wyznaczają
skrajności. Dumny japoński dowódca jest w stanie zachwycać się haiku i ścinać
głowę jeńca bez mrugnięcia. Japońska duma i przekonanie o swej wielkości
zostaną zmiażdżone przez los i historię w równym stopniu, co marzenia
australijskich żołnierzy o powrocie do normalnego życia, kiedy koszmar wojenny
stanie się przeszłością. Richard
Flanagan pokazuje, że wojna to wieczne ofiary. Ofiary po każdej stronie, bo kat
również płaci za swą butę i przekonanie o byciu zwycięzcą. Nie ma godności
w umieraniu za ideę, ale nie ma jej również wtedy, gdy wycieńczone ciało pada
na leśną ścieżkę, by nie podnieść się i nie udowodnić sobie, iż może walczyć o
kolejny dzień.
Walką o normalność jest
powojenna rzeczywistość. Idee i definicje brzmią jakoś inaczej. Świat Flanagana
wciąż chwieje się w posadach, ale najważniejsze jest nakreślanie jego wyraźnych
konturów. Bo przecież istnieje - mimo wszystko. Mimo ludzkiej podłości i
przejawów okrucieństwa. Mimo nienawiści stającej się dla niektórych jedyną siłą
przetrwania. W błocie dżungli czy w australijskim upale - kondycja ludzka
narażona jest na wiele niebezpieczeństw, ale najgorszym z nich jest obojętność.
Nie można przetrwać, będąc obojętnym. Każde bolesne uderzenie gdzieś w
azjatyckiej głuszy idzie w parze z późniejszym nieśmiałym stawianiem kroków w rzekomo
lepszym świecie, gdzie upadek jest równie odczuwalny jak razy wymierzane przez
okrutnych japońskich strażników.
"Ścieżki Północy" to historia o tym,
jak deformujemy rzeczywistość wokół i jak bardzo bezbronni jesteśmy wobec
samych siebie. To przejmująca powieść o wieloaspektowym okrucieństwie wojny i o
tym, że jej stan zmienia patrzenie na świat. Ten świat, który po prostu jest. Zobojętnienie na jego
obecność to podróż do piekła gorszego niż to, którego zaznają australijscy
jeńcy. Rzecz napisana z rozmachem, choć z drugiej strony książka bardzo
kameralna. Tego typu opowieści pokazują ludzkie cierpienie w każdym możliwym
znaczeniu. Czy jednak oczyszczają? Dają nadzieję? Flanagan napisał powieść
wstrząsającą. O tym, o czym czasem wiemy, a czasami boimy się to sobie
wyobrazić, bo może nas przerastać.
"pasjonująca opowieść miłosna, choć ten akurat wątek nie jest najmocniejszą stroną "Ścieżek Północy"" - no to jak z nią w końcu jest: pasjonująca, czy jednak nie?
OdpowiedzUsuń