Pages

2016-01-20

"Ścieżki Północy" Richard Flanagan

Wydawca: Wydawnictwo Literackie

Data wydania: 7 października 2015

Liczba stron: 476

Tłumacz: Maciej Świerkocki

Oprawa: twarda

Cena det.: 44,90 zł

Tytuł recenzji: Wojna i pamięć

Richard Flanagan - uznany australijski pisarz - stworzył powieść bez wątpienia wybitną. W jego historii najważniejsze jest kilka pojęć. Rozpacz, samotność, okrucieństwo i pamięć. Ale to też pasjonująca opowieść miłosna, choć ten akurat wątek nie jest najmocniejszą stroną "Ścieżek Północy". Flanagan napisał o człowieku z pewnej tasmańskiej rodziny. Największym życiowym dokonaniem tejże rodziny było przetrwanie. Dorrigo Evans przetrwa nieszczęśliwą miłość, wojnę w obozie pracy, późniejsze wyobcowanie i małżeństwo bez iskry uczucia. Przetrwa głód i błoto mieszające się z krwią i kałem. Przetrwa epokę, która zamilknie i przeminie, a on pozostanie z jej śladami na zawsze. Nieprzystosowany, niepewny siebie. W centrum zainteresowania opinii publicznej, a przecież tak rozpaczliwie samotny. "Ścieżki Północy" to próba oddania w słowach tego wszystkiego, co nieszlachetne, niewyobrażalne, bezsensowne i do głębi złe. Książka o okrucieństwie ludzkim i o chorych podwalinach wspólnoty. O tym, że zapominamy zbyt wiele i zbyt często, a literatura powinna przed tym zapomnieniem bronić. Wstrząsająca opowieść wojenna i egzystencjalny traktat o byciu osobnym, oderwanym od siebie samego i pozbawionym możliwości odnalezienia w życiu choćby namiastki tego, co może czynić szczęśliwym.

Dorrigo Evans był przez moment szczęśliwy. Może wtedy, gdy jako młokos przechwytywał w locie piłkę od rugby. Może wówczas, gdy odkrył magię literatury i uznał książki za coś sobie najbliższego. Być może wtedy, gdy po raz pierwszy ujrzał tajemniczą nieznajomą z kwiatem kamelii za uchem i gdy spoglądał w jej niezwykłe błękitne oczy zapowiadające rozkosz oraz nieopisany dramat. A może szczęście przychodziło w tych krytycznych momentach, w których jako dowódca oddziału ratował na stole operacyjnym któregoś ze swych cierpiących towarzyszy. Dorrigo Evans wciąż wierzył, że przyświeca mu jakieś światło. Nie mógł uwierzyć, że świat nie ma właściwości, lecz po prostu jest. Poczuł swoją nieopisaną pustkę w tym wielkim światowym istnieniu, kiedy ocalony z piekła, miotał się w kolejnym i walczył niczym z ogniem, ratując swą rodzinę przez spłonięciem.

Flanagan stosuje zabieg antycypacji przede wszystkim po to, by czytelnik nie skupiał uwagi tylko na tym, czy główny bohater przetrwa wojnę w jenieckim obozie pracy. Autor sygnalizuje znaczące momenty w życiu dojrzałego już Evansa przede wszystkim po to, by zastanowić nas nad tym, dlaczego stał się taki i w jaki sposób odbiera teraz życie. Jego cienie pojawiają się gdzieś w medialnych doniesieniach, gdzie Evans jest bohaterem wojennym i gdzie musi mówić to, czego od niego oczekują. Wszystko jednak kryje się w jego milczeniu. Sugestywnym milczeniu połączonym z apatią. Po tym, jak musiał walczyć o życie swoje i swoich kolegów, którzy ginęli w nieludzkiej misji budowy kolei birmańskiej, brakuje mu motywacji, by powalczyć o sensowne powojenne jutro. O czas i miejsce, które tak bardzo chcą zapomnieć o przeszłości. A przecież - jak mówi jeden z jeńców obozowych - "prawdziwa sprawiedliwość to pamięć". Dorrigo Evans portretowany jest jako piewca tej pamięci, ale jednocześnie człowiek skazany na jakąś piekielną otchłań przypominania wciąż na nowo tego wszystkiego, co bardzo go zraniło. Także tej, której uśmiech i czułość zabrał ze sobą na wojnę.

Dla Evansa i jego kolegów prawdziwym frontem jest walka o przetrwanie w azjatyckiej dżungli. Mimo powołania pod koniec 1940 roku dopiero trzy lata później australijski chirurg doświadczy tego, czym naprawdę jest wojna. Budowanie kolei to realizowanie pewnej idei Japończyków. Ludzi zahartowanych w boju i pozbawionych skrupułów, kiedy trzeba pożegnać się z życiem, gdy staje się hańbiące. Australijscy jeńcy są dla japońskich ciemiężycieli ludźmi, których nie wzmocniła żadna głębsza myśl. Budowanie potęgi w tajskiej dżungli ma groteskowy charakter. Także w momencie, w którym świat przyrody zwycięża nad chorym ludzkim planem. Ale budowę kolei trzeba realizować, by na jej trasie porzucać kolejne trupy. Śmierć ma u Flanagana niejedno mroczne oblicze, a autor doskonale łączy naturalizm z subtelnością, gdy opowiada o ratowaniu resztek człowieczeństwa pośród bólu i upokorzenia. Także wtedy, gdy o człowieczeństwo trudno nawet zapytać, gdy kilkuset jeńców biernie przygląda się pokazowej kaźni jednego z nich. Evans wie, że jego rolą jest odraczanie śmierci albo jej przyspieszanie. Staje się takim okrutnym bogiem i iluzorycznym zbawcą dla wszystkich tych australijskich mężczyzn, którzy nie potrafią już cierpieć godnie. Bo "Ścieżki Północy" to opowieść o męskości w sytuacji krytycznej. Dosadnie i przejmująco obrazująca rozpad ludzkiego ciała i idącą za tym destrukcję tożsamości.

A tę japońską wyznaczają skrajności. Dumny japoński dowódca jest w stanie zachwycać się haiku i ścinać głowę jeńca bez mrugnięcia. Japońska duma i przekonanie o swej wielkości zostaną zmiażdżone przez los i historię w równym stopniu, co marzenia australijskich żołnierzy o powrocie do normalnego życia, kiedy koszmar wojenny stanie się przeszłością. Richard Flanagan pokazuje, że wojna to wieczne ofiary. Ofiary po każdej stronie, bo kat również płaci za swą butę i przekonanie o byciu zwycięzcą. Nie ma godności w umieraniu za ideę, ale nie ma jej również wtedy, gdy wycieńczone ciało pada na leśną ścieżkę, by nie podnieść się i nie udowodnić sobie, iż może walczyć o kolejny dzień.

Walką o normalność jest powojenna rzeczywistość. Idee i definicje brzmią jakoś inaczej. Świat Flanagana wciąż chwieje się w posadach, ale najważniejsze jest nakreślanie jego wyraźnych konturów. Bo przecież istnieje - mimo wszystko. Mimo ludzkiej podłości i przejawów okrucieństwa. Mimo nienawiści stającej się dla niektórych jedyną siłą przetrwania. W błocie dżungli czy w australijskim upale - kondycja ludzka narażona jest na wiele niebezpieczeństw, ale najgorszym z nich jest obojętność. Nie można przetrwać, będąc obojętnym. Każde bolesne uderzenie gdzieś w azjatyckiej głuszy idzie w parze z późniejszym nieśmiałym stawianiem kroków w rzekomo lepszym świecie, gdzie upadek jest równie odczuwalny jak razy wymierzane przez okrutnych japońskich strażników.

"Ścieżki Północy" to historia o tym, jak deformujemy rzeczywistość wokół i jak bardzo bezbronni jesteśmy wobec samych siebie. To przejmująca powieść o wieloaspektowym okrucieństwie wojny i o tym, że jej stan zmienia patrzenie na świat. Ten świat, który po prostu jest. Zobojętnienie na jego obecność to podróż do piekła gorszego niż to, którego zaznają australijscy jeńcy. Rzecz napisana z rozmachem, choć z drugiej strony książka bardzo kameralna. Tego typu opowieści pokazują ludzkie cierpienie w każdym możliwym znaczeniu. Czy jednak oczyszczają? Dają nadzieję? Flanagan napisał powieść wstrząsającą. O tym, o czym czasem wiemy, a czasami boimy się to sobie wyobrazić, bo może nas przerastać.

1 komentarz:

  1. "pasjonująca opowieść miłosna, choć ten akurat wątek nie jest najmocniejszą stroną "Ścieżek Północy"" - no to jak z nią w końcu jest: pasjonująca, czy jednak nie?

    OdpowiedzUsuń