Wydawca: Wielka
Litera
Data wydania: 17 lutego 2016
Liczba stron: 248
Oprawa: twarda
Cena det.: 36,90 zł
Tytuł recenzji: Pamięć i lęk
Przed czterema laty
utyskiwałem nieco na dydaktyzm pierwszej powieści Anny Dziewit-Meller, "Disko". Przez ten czas autorka przeszła zapewne właściwą ewolucję,
bo jej najnowsza powieść to historia skryta przede wszystkim w tym, co
niedopowiedziane. Utkana z żywych ludzkich emocji przenosi nas do czasu, który
tak naprawdę nigdy nie odszedł. Pamięć o
wojnie to pamięć fundamentalna. Egzystencjalne doświadczenie, przed którym nie
można było się nigdzie schronić. Autorka "Góry Tajget" opowiada o
śladach wojennego okrucieństwa pozostawianych na istotach bezbronnych, ale
także o jego niszczycielskiej sile wobec wszystkich tych, którzy nie
pozostawali bierni wobec przemocy. Ta powieść tak naprawdę nie opowiada nam
o wojnie niczego naprawdę odkrywczego. Jej wielkość polega na tym, że
autentycznie wzrusza. Buduje pewien zwarty wizerunek i broni dość wyraźnie
zaznaczonych tez, poddając nam pod analizę kilka życiorysów. Tych dokończonych,
przerwanych przez przemoc i tych wciąż błąkających się w ciemności zapomnienia.
Dziewit-Meller opowiada o tym, że przeszłości nie można wymazać ani zapomnieć.
O tym, że pewne lęki być może dziedziczymy. Że codziennie możemy bać się
powrotu wojny z jej irracjonalnością i bestialstwem. To także książka o tym,
ile mamy w sobie sił witalnych, i fantazja na temat tego, czy je dziedziczymy.
O lękach w wyobraźni i tym paraliżującym strachu o życie, które może być
odebrane w każdej chwili, bez żadnego usprawiedliwienia.
Plutarch donosi, że na
tytułowej górze odbywał się w starożytności mroczny proceder selekcji dzieci.
To sprawa nie tylko samego Plutarcha i Spartan, ale problem wciąż obecny w
różnych społeczeństwach i na wielu etapach historycznego rozwoju ludzkości. Tej
ludzkości, która potrafiła wypierać się słabych, ułomnych, zbędnych i sprawiających
problemy. Selekcja to słowo brzmiące w
tej książce nad wyraz groźnie, bo otrzymuje kilka mrocznych definicji. Anna
Dziewit-Meller skoncentruje zdarzenia oraz wspomnienia wokół pewnego śląskiego
szpitala, gdzie w czasie wojny dokonywano morderstw na dzieciach. Czytanie
"Góry Tajget" razem z niedawno wydanymi "Wybrańcami"
Sema-Sandberga przyprawi o dreszcze, ale jest też mrocznym memento. Eliminacja jednostek słabszych była przecież preludium
Holokaustu. W tej powieści drapieżność śmierci, jej niesprawiedliwość i
bezwzględność idą w parze z przypominaniem sobie. Wkraczamy w pewną mroczną
otchłań czasu minionego, dla którego zabrakło rozliczeń, empatii, zabrakło
ludzkiego współczucia i pochylenia się nad tymi, którzy odeszli bez godności.
Sebastian Kowolik prowadzi
aptekę po ojcu. Jest dobrze sytuowanym Ślązakiem, który nie musi bać się
codziennego zjeżdżania pod ziemię i każdego rodzaju strasznej śmierci, o jakiej
zdążył usłyszeć lub jakiej pośrednio doświadczył. Sebastian zostaje ojcem. Wraz
z ojcostwem pojawiają się irracjonalne lęki o bezpieczeństwo córki. Obsesja
pogłębia się coraz bardziej, gdy do ludzkiej chęci ochrony dziecka przed złem
świata dochodzi jeszcze świadomość tego, iż nieopodal dzieci mordowane były z
zimną krwią przez pracowników szpitala. Sebastian
drży w sensie symbolicznym i dosłownym. Jednocześnie stara się podjąć jakieś
działanie, które będzie miało charakter społeczny. Córka każe mu się bać być
może tak, jak bali się kiedyś mali pacjenci z wyrokami śmierci. To także
strach wszystkich Ślązaków, którzy uciekali przed zagrożeniami, wpadając w
kolejne. Nieprzypadkowo przecież gwara śląska odgrywa w tej książce tak ważną
rolę. Czas wojny najpierw zabraniał mówić po polsku, potem po niemiecku. Tylko
w gwarze zachowały się pierwotne uczucia i lęki. Tylko gwarą można wyrazić
boleść, dla której nie znajduje się po latach słów.
Anna Dziewit-Meller
zaprowadzi nas tam, dokąd nie dotarlibyśmy nigdy. Do czasu, w którym odbierano
godność, a potem życie. W miejsca, gdzie pracowano w służbie idei, traktując
człowieka jako narzędzie do badań i istotę, za której los nikt nie musiał być
odpowiedzialny. Gertrude Luben jest dzisiaj cenioną panią profesor i świat już
nie pamięta o jej szpitalnej misji likwidowania małych istnień. Banalizacja zła
idzie w parze z wyparciami. Luben nie ma sobie niczego do zarzucenia. Tak jak
większość Niemców zaangażowanych w wojenny mechanizm zagłady. Wstrzykiwanie
dzieciom luminalu czy prowadzenie więźniów do komór gazowych było przecież
pracą. Wykonywaniem obowiązków. Bez moralnego czy etycznego spoglądania na to,
co się robi. A ślady pozostały przecież niezatarte. Także w umysłach tych,
których życie właśnie się kończy. Dlaczego
w rodzinie Sebastiana starsi ludzie w milczeniu przypominają sobie zdarzenia, o
których nie sposób opowiadać? Jaki sekret zabierze do grobu ciotka czy milczący
dziadek? Anna Dziewit-Meller Śląsk czyni takim symbolicznym środkiem, gdzie zło
nabrało wielu wymiarów i nie można od nich uciec nawet w kolejnym pokoleniu.
Autorka śmiało i odważnie pyta o to, czy jesteśmy państwem skrytych zjaw i
bolesnych wspomnień, za którymi stoją duchy i byty niedające żyć tym
pamiętającym. Gdzie miał miejsce początek tych bolesnych śmierci, tego
nieludzkiego odchodzenia na niewiadomych warunkach i tego szaleństwa wojennej
bezwzględności, z którym ludzkość nigdy się przecież nie rozlicza?
"Góra Tajget" to także kameralna
opowieść o tym, że potrzeba naprawdę dużej odwagi, by po prostu żyć. O lękach,
które mogą sparaliżować to życie, i o absurdzie istnienia wbrew jego logice,
kiedy śmierć ma jakieś nieludzkie definicje i gdy strach odbiera zdolność
walczenia o kolejny oddech. To bardzo trudna książka. Rzewna chwilami, wzruszająca
na kilka możliwych sposobów. Dziewit-Meller stworzyła rzecz o rozpadającej się
wspólnocie i o wspólnym pragnieniu rozliczenia ludzkości z jej bestialstwa. Z
czasu, w którym bez żadnych moralnych ograniczeń można podejmować decyzje o
selekcjonowaniu ludzkich istnień. Bohaterowie książki selekcjonują wspomnienia.
Do tych najgorszych nie dają sobie już dostępu. Robią to za nich bezwzględni
narratorzy, którzy każą nam czytać, odczuwać i nie przymykać oczu. Powieść o
winie, która się rozmyła, i o karze, która nigdy nie była adekwatna. O tym, że
wojna nie umiera nigdy. O ludzkiej godności, która każdego dnia walczy ze
zwykłym strachem. O nas, którzy nie pamiętają i nie chcą pamiętać.
Spodziewałam się wiele po tej książce i okazało się, ze miałam rację. Już nie boję się rozczarowania - przeczytam.
OdpowiedzUsuń