Wydawca: Znak
Data wydania: 1 czerwca 2016
Liczba stron: 304
Oprawa: twarda
Cena det.: 37,90 zł
Tytuł recenzji: Jesteśmy pamięcią
Najnowsza powieść Magdaleny
Parys to dowód na to, że literatura nie wydobywa się z pisarza samoistnie, że
potrzebne czasem są bodźce, sugestywne nakłonienie, impuls od kogoś z zewnątrz.
„Biała Rika” – jak to zdradza autorka w zakończeniu – powstała w dużej mierze
dzięki namowom innych. Być może z opowieści, zbieraniny faktów, z konfabulacji
i z domysłów. To formalnie dość odważny projekt, bo dynamiczna konstrukcja
książki opiera się na licznych wtrętach, wstawkach, niechronologicznych wspomnieniach,
na zapisie emocji i uczuć oraz na przeskokach czasowych, wciąż gdzieś na
marginesach życia, wciąż wokół faktów interpretowanych w różny sposób.
„Biała Rika” nie jest
powieścią uporządkowaną i nie opowiada historii w sposób linearny. Wciąż jednak
zmierza ku określonemu końcowi, wychodząc z równie wyraźnego początku. Narracja
Parys, inspirowana osobistymi doświadczeniami i złożonym losem własnej rodziny,
wymyka się kategoriom i nie chce być zaszufladkowana jako powieść danego rodzaju.
Bazą są wspomnienia, filarami fakty. Wokół nich sporo interpretowanych na nowo
zdarzeń, sporo wspomnień ludzi mówiących i zachowujących się być może inaczej
niż w opisie. To sentymentalna
topografia Szczecina, Gdańska, Berlina oraz ludzi, którzy ukazują dzieje
rodziny w zaskakujący sposób. Babka narratorki wyjeżdża z Niemiec do Polski i
po latach słyszy, że nie może już być Niemką. Dagmara – snująca opowieści i
wciąż na nowo przypominająca sobie wszystko – opuszcza Polskę, by zamieszkać w
Niemczech. To historia ludzkiej migracji i bliskości oraz niezwykle barwna
wycieczka w przeszłość. Bolesna i dowcipna, ale przede wszystkim trudna na
kilka możliwych sposobów. „Biała
Rika” to opowieść o pamięci i jej ułomności. O zapamiętaniu i patologicznym
chwilami drążeniu przeszłości, by wydobyć z niej to, co oparło się pamięci.
Książka bardzo osobista, trudna w odbiorze, ale jednocześnie sugestywnie
kreśląca uniwersalną wręcz opowieść o ludzkiej tożsamości. Jesteśmy bowiem tym,
co sobie przypomnimy. A rzadko o tym pamiętamy.
Już na samym początku
widzimy tę autorską zadziorność i przekonanie, że stworzenie „Białej Riki”
będzie nie lada wyzwaniem. „Nie chce mi się dzwonić i szukać, i pytać. W
ogóle mogę pisać, co chcę, i wymyślać, co chcę, i nie będę niczego sprawdzać.
Nie i koniec”. Wcale nie koniec.
Zaczyna się pełna ekspresji podróż w głąb samej siebie. Tej, która dorasta w
mrocznych czasach stanu wojennego i potem w początkowo obcym sobie kraju.
Dagmara jest w tej książce postacią z jednej strony zagubioną, z drugiej jednak
– najbardziej konsekwentną w rodzinie, jeśli chodzi o przypominanie sobie
zdarzeń. Ważnych lub mniej istotnych, ale na pewno mających wpływ na to, jak
ukształtowała się jej rodzina. Drzewa
genealogiczne ze swoimi stałymi modyfikacjami pokazują trud, z jakim narratorka
gromadzi informacje o złożonych oddziaływaniach na siebie ludzi z jej rodziny.
Rodziny, w której jest wiele babć. One są początkami różnych historii, w nich
też historie się zamykają. Babcia Rika w maju 1945 roku rodzi syna w obozie
dla uchodźców, a jej bliźniacza siostra Gerda opłakuje porzucenie przez
mężczyznę, który stanął u boku Riki. Być może Gerdzie zabrakło odwagi do
działania, jakiego podjęła się siostra, a być może jeden mężczyzna dla dwóch
sióstr miał być jednocześnie kimś, kto zbawia i wrzuca w otchłań porzucenia.
Obie siostry są od siebie daleko. Dagmara usiłuje zbadać istotę tego dystansu.
Nadać wspomnieniom wyraźny kształt i jednocześnie odmalować w wyobraźni to, o
czym nikt już nie chce pamiętać. Zaczyna tworzyć barwną, choć ryzykowną dla
czytelnika opowieść. Historię o tym, jak wiele z naszych przodków może tkwić w
życiu, które dopiero kształtujemy.
„Biała
Rika” to książka o przypominaniu sobie i o bezsilności wobec luk, które tworzą
się w pamięci. To także opowieść o pewnego rodzaju mitologizacji rodziny i
barwna narracja o szarych czasach, w których widmo wojny ponownie pojawiało się
w świadomości tych, którzy tę wojnę, drugą światową, zaczynali już zapominać. Czy
można zapomnieć o piekle, w którym rodziło się nowe życie? Czy czas powojennej
zawieruchy na zawsze naznaczył rodzinę rozbitą na podgrupy i społeczności
oddzielone od innych przez wspomnienia, przesądy, niewybaczone grzechy i przez
zaniechanie? Chodzi o zaniechanie bliskości i rozsypkę, w której tkwią ludzie,
dla których Dagmara usiłuje znaleźć wspólną płaszczyznę. Rysowane i poprawiane
na nowo drzewa genealogiczne to wyraz dziecięcej bezsilności i jednocześnie
determinacji – fakty trzeba ze sobą połączyć, wspomnienia powiązać, oddać głos
niemowom i kazać zamilknąć tym, co powiedzieli za dużo. Magdalena Parys na
naszych oczach rozgrywa także swoiste pojedynki z redaktorką oraz osobami
weryfikującymi to, co przypomina sobie i usiłuje nazwać po swojemu. „Biała Rika”
to zatem powieść o kilku prawdach i przekonaniach. Opowiada o tym, co się wie,
i o tym, co można sobie wyobrazić. O myśleniu życzeniowym, które pomaga
porządkować chaos czasu minionego. O tym, że najmocniej pamięta się swoje
własne przeżycia, ale sięga się także głębiej – skądś się pochodzi, po kimś
dziedziczy się cechy. Po kimś przejmuje trudny los i historie pełne tajemnic.
Ta
książka nie kreśli nam tylko anatomii bezradności wobec własnej pamięci.
Pokazuje siłę, z jaką można wydobywać od innych wspomnienia oraz namawiać ich
na zwierzenia, które porządkują czas miniony. To również opowieść
o mowie grobów i o rozważaniu głosów, które przebrzmiały już dawno, ponownie
się nie odezwą. „Biała Rika” to także pełna anegdot opowieść o dziewczynce,
która dorasta w świecie pełnym absurdów i niedoborów. Są też niedobory pamięci
albo jej wybiórczość. Są liczne poszukiwania. I ciągła niepewność tego, jaki
ostatecznie nadać kształt tej narracji.
Parys zaczyna od krótkich i
rwanych zdań, by pogłębiać stopień opisu rzeczywistości, a w zakończeniu
sprawiać wrażenie najzupełniej pewnej tego, o czym i jak pisze. To trudna droga
mierzenia się z przeszłością, ze skomplikowaną strukturą rodzinną i z tym, że
każdy człowiek w jakiś sposób ukształtował tożsamość dorastającej Dagmary. Tej,
która odbywa potem drogę w przeciwnym kierunku niż ten obrany przez zakochaną w
Polaku Niemkę. „Biała Rika” staje się na naszych oczach, choć w gruncie rzeczy
opowiada o wszystkim, co już się wydarzyło. A jednak nie mamy pewności, jak
wiele w tej powieści prawdy, a ile zmyślenia. Magdalena Parys odważnie
komunikuje nam prostą prawdę – zawsze widzimy świat przez pryzmat wyobraźni i
wybiórczych wspomnień. Zawsze staramy się go porządkować subiektywnie. Czasami
robimy to po wyraźnych namowach innych. Wszystkim, którzy wpłynęli na
stworzenie „Białej Riki”, należałoby podziękować, bo Magdalena Parys daje nam
powieść oryginalną, jednocześnie bawiąc i smucąc. Każąc myśleć o własnym czasie
przeszłym i tym, skąd wydobyliśmy się tacy, jacy jesteśmy.
Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi, doktorowi Agbazarze, wspaniałemu rzucającemu zaklęcia, który przywrócił mi radość, pomagając mi odzyskać ukochaną, która zerwała ze mną cztery miesiące temu, ale teraz jest ze mną dzięki pomocy doktora Agbazary, wspaniałego koło zaklęć miłosnych. Dziękujemy mu za wszystko, możesz zwrócić się do niego o pomoc, jeśli jej potrzebujesz w trudnych chwilach poprzez: ( agbazara@gmail.com )
OdpowiedzUsuń