Wydawca: MUZA
Data wydania: 18 maja 2016
Liczba stron: 368
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 34,90 zł
Tytuł recenzji: Odejścia i traumy
Kiedy za pisanie kryminału
zabiera się ktoś, kto od lat analizuje powieści kryminalne i potrafi być bardzo
surowy dla wszelkich ich braków, możemy spodziewać się rzeczy co najmniej
dobrej. „Zginę bez ciebie” to taki prztyczek w nos dla wszystkich twórców
narracji kryminalnych, którym zdecydowanie nie wychodzi, ale przekonani są o
czymś wręcz przeciwnym. Robert Ostaszewski pokazuje, jak napisać świetną
powieść kryminalną. To jednak nie jest żaden manifest typu „patrzcie i uczcie
się”, albowiem to, co najciekawsze, kryje się w warstwie obyczajowej książki.
Tak się złożyło, że w krótkim czasie pojawiły się na rynku dwie powieści
analizujące dramaty samobójstwa. Po Ostaszewskim wydano "Koniec warty" Kinga,
który z mozołem tłumaczy wszem wobec każdy aspekt zabijania się, portretuje
postać skłaniającą do samobójstw, wszystko rozwija i wyjaśnia w każdym
najdrobniejszym nawet szczególe. A autor „Zginę bez ciebie” jest lepszy od
Kinga, bo nie narzuca nam interpretacji, lecz pozostawia w sferze domysłów.
Wielu. Jego historia naturalnie wyróżnia klasycznego złoczyńcę i każe mu się
zmierzyć w finale z przedstawicielem prawa, jak na kryminał przystało, ale w
gruncie rzeczy pozostajemy ze znakami zapytania, usiłując dociec, co takiego
wydarzyło się w umysłach ciechanowskich nastolatek, że zdecydowały się na zbyt
szybkie pożegnanie z życiem. To bowiem
książka o tym, ile bolesnych pytań bez odpowiedzi pozostaje w każdym żyjącym,
który konfrontuje się z samobójstwem bliskiej osoby. Emil Cioran uznawał, że
jedyne prawo, jakie nam przynależy, to prawo do odebrania sobie życia.
Ostaszewski pokazuje, jakie są konsekwencje tego aktu dla tych, którzy z
Cioranem mogliby się nie zgodzić.
Postać podkomisarza Konrada
Rowickiego, który jest pierwszoosobowym i trzecioosobowym narratorem powieści,
mnie osobiście nie przypadła do gustu. Cynizm i zgorzknienie są do przełknięcia
i mają być przecież cechami dystynktywnymi gliny z dobrego kryminału. Irytujące
bon moty czy czające się na każdym kroku poczucie wyższości wobec kolegów z
pracy – to zdecydowanie odpycha od głównego bohatera, który stał się taki, jaki
jest, z powodu kilku osobistych traum. Zamknięty w sobie dąży do
bezkonfliktowego trwania, do zaliczania kolejnego dnia w rutynie i samotności.
Ze stuporu wyrwie go sprawa samobójstwa córki wiceprezydenta Ciechanowa. Tam
bowiem Rowicki rezyduje po tym, jak rozpadło się jego życie w Krakowie, i po
tym, gdy mężczyzna zagubił sens istnienia. Ciechanów jest wygodny do
zachowawczego trybu życia. Niewiele się w nim dzieje. Do czasu zabicia się
Jowity Dudek. Sprawa zostaje szybko zamknięta, a Rowickiemu wyraźnie zaleca
się, by nie grzebał w niej głębiej. To jednak będzie niemożliwe, bo konfrontacja
z trupem młodej osoby obudzi demony przeszłości, a podkomisarz zmuszony będzie
do bardzo emocjonalnej reakcji. Dziewczyna, która odebrała sobie życie, każe mu
sięgać myślami wstecz. Czuć podniecenie i przywoływać falę gorąca. Przeć do przodu
z przekonaniem, iż teraz ma być może jedyną w swoim rodzaju możliwość
rekompensaty za czas, w którym zabrakło mu determinacji, by zatrzymać przy
życiu inną kobietę…
Bo przeszłość jest dla
Konrada Rowickiego udręką, przed którą można uciec tylko w cynizm i obojętność.
W taki rodzaj zgorzknienia, przy którym nie można już oczekiwać jakichkolwiek
uniesień. Nie wierzy się w to, że serce zabije szybciej, a codzienna
egzystencja wykroczy poza stałe rytuały związane z fizjologią. Przeszłość
powraca w postaci zanurzonej w wannie z wodą i krwią. Ponownie Rowicki staje przed zagadką odebrania sobie życia. Przed laty
wyrzekała się go najbliższa mu osoba. Ta, z którą chciał związać się na całe
życie, stanowiąca sens jego egzystencji. Bezsilnie patrzył na jej odchodzenie.
Teraz w gniewie i bezsilności myśli o Jowicie, która zdecydowała się na
dramatyczny krok. Śledztwo dotknie czułych strun, a Rowicki zostanie od
niego dość szybko formalnie odsunięty. Rozpocznie się węszenie samotnego wilka.
Przesycone poczuciem odpowiedzialności za coś niewytłumaczalnego. Podkomisarz
Ostaszewski musi zmierzyć się z zagadką, wobec której trzeba zachować dystans.
Po to, by ponownie nie zaprzepaścić szansy zrozumienia tego, co pcha drugiego
człowieka ku temu, by odebrać sobie życie.
W retrospekcjach Robert
Ostaszewski odważnie mierzy się z problemem depresji. Nie nazwałbym Rowickiego
typem depresyjnym mimo sugestii otwierających jego kartki z dziennika. Główny
bohater tej książki jest przede wszystkim wyjałowiony emocjonalnie, ale wciąż
pełen sił do tego, by zdobywać każdy kolejny dzień. Nawet jeśli ma być on bliźniaczo
podobny do dnia poprzedniego i nie burzyć struktury powtarzalności oraz rutyny.
Tymczasem „Zginę bez ciebie” kreśli obraz trudu obcowania z osobą, którą
depresja pożera stopniowo. W taki sposób, który nie jest męczący dla otoczenia,
ale z czasem staje się źródłem pytań bez odpowiedzi. Powieść Ostaszewskiego to przejmujące studium bezwoli i tego, jak witalne
instynkty zachowawcze znikają, pozostawiając umysł w ruinie. To także książka o
bezradności, o żalu i gniewie, a także o wyrzutach sumienia bolących wciąż na
nowo – to wszystko przeżywa człowiek, który bezradnie patrzy na rozpad tego
drugiego. Autor pokazuje te dramatyczne momenty, w których nie potrafimy
już walczyć o siebie i jesteśmy skazani na metkę malkontenta albo lenia, kiedy
najprostsze nawet codzienne czynności urastają do rangi wielkich wyzwań.
Co działo się w umysłach
dziewcząt, które zabiły się tak jak Jowita? Co zrodziło się w umyśle Marii,
doprowadzając do jej śmierci? Rowicki to mężczyzna postawiony wobec kobiecych
zagadek, jednocześnie bardzo silnie związany ze swą babką Felicją – staruszką
przepełnioną życiową energią, którą dzieli z wnukiem, gdy ten nie jest w stanie
już jej z siebie wykrzesać. Ważne jest w zakończeniu tej powieści nie to, czego
dokonuje autor, by spektakularnie rozwiązać zagadkę odejścia Jowity i innych
ciechanowskich dziewcząt. Istotne jest, z iloma niedopowiedzeniami nas
zostawia. Z jaką kondycją psychiczną pozostawia w finale samego Rowickiego.
Ostaszewski doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że trzeba uszanować pytania
bez odpowiedzi i nie być egzystencjalnym mentorem niczym King, wyjaśniający
każdy detal historii o prowokowanych masowych samobójstwach. W „Zginę bez ciebie” ciche odejścia są
kameralne. Przez to jeszcze bardziej uwierają, wywołują więcej bólu. To
książka o różnych rodzajach bólu spowodowanego tym, że śmierć wyznacza swe
granice zbyt wcześnie i zbyt gwałtownie. Dobra powieść kryminalna, świetna
narracja obyczajowa o utratach, z którymi nigdy mentalnie się nie pogodzimy.
Postać podkomisarza Konrada Rowickiego, który jest pierwszoosobowym i trzecioosobowym narratorem powieści
OdpowiedzUsuńA to można być jednocześnie narratorem pierwszoosobowym i trzecioosobowym?...
A to trzeba przeczytać, żeby się przekonać.
OdpowiedzUsuń