Pages

2016-08-24

"Anders Morderca i przyjaciele (oraz kilkoro wiernych nieprzyjaciół)" Jonas Jonasson

Wydawca: W.A.B.

Data wydania: 2 czerwca 2016

Liczba stron: 352

Tłumacz: Elżbieta Ptaszyńska-Sadowska

Oprawa: miękka

Cena det.: 39,99 zł

Tytuł recenzji: Jak wykiwać Szwedów?

„Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął” bardzo wysoko postawił poprzeczkę dalszej twórczości Jonasa Jonassona. Człowieka, który lubi się przyjrzeć swoim rodakom w krzywym zwierciadle. Niekiedy skrzywia je do przesady i powstają już mało śmieszne hiperbole, ale z pewnością jest to pisarz niespotykanej fantazji, który ma talent do narracyjnych wolt, choć niekiedy bywa przegadany i widać to w nowej powieści, gdzie Jonasson znowu zadręcza czytelnika przydługim tytułem. Anders Morderca i przyjaciele” (skracam celowo) to powieść dość nierówna. Napisana z werwą, bardzo dynamiczna, ale pozostawiająca pewien niedosyt. Tym razem szwedzki autor obnaży ludzkie słabości w swoistym tryptyku obrazującym, w jaki sposób w Szwecji można rozwinąć działalność gospodarczą, nie pomagając przy tym w żadnej mierze budżetowi państwa. Jonasson w pierwszej części boleśnie obnaża pokłady zła i zawiści drzemiące w ludziach oraz szukające ujścia, by można było pozbyć się wyrzutów sumienia albo niewygodnych współtowarzyszy losu. W drugiej obśmiewa potrzebę transcendencji i duchowego przewodnika, w której kryje się ta ludzka niezdolność do samodzielnego myślenia i interpretowania świata. W trzeciej natomiast mamy do czynienia z sytuacją, gdy ciekawe pomysły się autorowi skończyły, ale chciałby sobie jeszcze popisać. No to pisze. Zdecydowanie psując walory książki stworzone dzięki poprzednim historiom. A właściwie jednej historii opowiadającej o tym, jak błyskawicznie idiota może stać się bożyszczem tłumów i jak równie szybko tłumy zapominają o fatalnym lokowaniu uczuć oraz zaufania w idiocie wrzuconym błyskawicznie w niebyt.

Pierwsze skrzypce grają tu jednak towarzysze tytułowego Andersa Mordercy. On sam nie jest w zasadzie interesujący ani dla czytelnika, ani też dla samego Jonassona. Zbliżający się do sześćdziesiątki Anders przesiedział większość dorosłego życia w więzieniu, ale chce coś zmienić i ruszyć głową zamiast siekierą, nożem czy śrutówką, co doprowadzało go do odbywania kolejnych wyroków z dala od wolności. Anders Morderca ma bardzo prostą i być może zaskakująco trafną filozofię życia. Uważa, że wystarczy spuścić łomot temu i owemu, aby czynność ta uporządkowała świat oraz uformowała sprawy w taki sposób, iż wszystko stanie się jasne i przejrzyste. Nic nie jest jednak takie dla wspomnianych już towarzyszy oprycha. To dość specyficzny tandem życiowych wyrzutków, którzy toczą wojnę z ludzkością i systemem, domagając się sprawiedliwości albo choćby fragmentarycznie spokojnego życia – z dala od przeżytych rodzinnych traum i upokorzeń. To oni będą wiedli Andersa Mordercę na manowce w taki sposób, żeby było to dla nich korzystne finansowo. A jak wiadomo – co Jonasson podkreśla już wcale bez przymrużenia oka – nieszczęścia idą zazwyczaj w parze z pieniędzmi. Tych ekipa Andersa zdobędzie bardzo dużo. Zaskakująco łatwo albo – gdyby spojrzeć na to z innej perspektywy – w wyniku niezwykle szalonych i inteligentnych manipulacji. Przede wszystkim innymi ludźmi, a nie wszystkich moglibyśmy określić mianem ofiar.

Per nie dorobił się w życiu niczego poza posadą recepcjonisty i nigdy nie pożegnał żalu do dziadka i ojca za to, że uczynili jego istnienie tak bardzo beznadziejnym i tak beznadziejnie pozbawionym jakichkolwiek perspektyw. Johanna natomiast miała urodzić się chłopcem, ale skoro nim nie była, zbierała latami ojcowskie odium, otrzymując w zamian tylko pogardę i nienawiść. Wbrew światopoglądowi i wbrew ateizmowi powstałemu ze złości została pastorem, dość szybko jednak usuniętym ze zboru. Teraz przypadkiem zbliża się do Pera, a wraz z nim do seryjnego mordercy, który nieświadomie daje się wkręcić w intratny biznes. Jeden z kilku, jakie w planach mają Per i Johanna. On potrafi zachować zimną krew w najtrudniejszych nawet sytuacjach. Ona nigdy nie daje się zbić z pantałyku. Staną się mistrzami manipulacji. Anders będzie ich narzędziem. Celem manipulowania okaże się szwedzkie społeczeństwo – bezrefleksyjne i pozbawione krytycyzmu. Na łasce mediów uprawiających wybiórcze dziennikarstwo, a może – jak to zostało ironicznie nazwane w powieści – dziennikarstwo twórcze.

Twórcze są na pewno pomysły pani pastor i recepcjonisty. Jonasson niezwykle barwnie portretuje ludzi ze zwykłego marginesu, którzy tylko zrządzeniem losu oderwali się od niego, od przyziemnej egzystencji pośród żalu, kompleksów i poczucia niesprawiedliwości losu. Motorem napędowym działań są pieniądze, ale „Anders Morderca i przyjaciele (oraz kilkoro wiernych nieprzyjaciół)” to nie tylko książka o pogoni za mamoną. Autor w specyficzny sposób traktuje religijność oraz cytowane fragmenty Biblii. Zaciemnia to, co ma być jasne dla wiernych, i boleśnie obnaża wszystkie absurdy natchnionych zapisów, które w konfrontacji ze zdrowym rozsądkiem padają niczym przeciwnicy działań Andersa – najpierw demolującego ludzi na zlecenie, potem rozsławiającego słowo boże w kościele, w którym jedyne, co naprawdę trafia do wiernych, to wino w hurtowych ilościach jako forma specyficznej komunii. Jonasson zadaje kilka retorycznych pytań o to, dlaczego szwedzki kościół pustoszeje. Analizuje stan umysłu tych, którzy wierzą, iż można się żarliwie modlić nawet do wiatraka na odludziu. Biblia zdaje się specyficznym tekstem źródłowym tej powieści, jednak autor bardzo mocno swoje zwroty akcji osadza w realnym życiu, z dala od cudów i wiary. To życie przybiera groteskowe kształty i to nie jest Szwecja, której chciałoby się przyglądać bliżej. A jednak są tam narodowe wady, upiory pamięci, pęknięcia w szwedzkiej szlachetności i egalitaryzmie oraz to, co nazywa się mroczną podświadomością, o której nikt nigdy nie powinien opowiadać drugiej osobie.

To powieść o sprycie, przedsiębiorczości i o tym, że człowiek jest w stanie sankcjonować największą nawet podłość, jeśli zostanie mu ona przedstawiona jako celowa. Jonasson bawi równie mocno jak w swym debiucie, ale – wspomniałem o tym – nie wie w zasadzie, kiedy skończyć tę książkę, bo dokłada jeszcze rujnujący wszystko epilog: w założeniu naturalnie zaskakujący, ale mimo wszystko będący smutną ostatnią kropką. Właściwie to dużo więcej grozy i mrocznych przesłań niż komizmu słownego oraz sytuacyjnego zawiera ta powieść o wstydliwych przywarach Szwedów i o szwedzkości, która nie lubi być wykpiwana. Zdecydowanie rozrywkowa lektura z pewnym przesłaniem egzystencjalnym. Ostrze ironii gotowe do działania. Z pewnością zainteresuje, choć nie wiem, czy pochłonie bez reszty jak „Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz