Wydawca: W.A.B.
Data wydania: 10 maja 2017
Liczba stron: 208
Przekład: Stanisław Kasprzysiak
Oprawa: twarda
Cena det.: 34,99 zł
Tytuł recenzji: Między nimi
Od współczesnych narracji
obrazujących kryzysy małżeńskie nie oczekuję już naturalistycznego nerwu
Augusta Strindberga, ale żywię przekonanie, że temat tak mocno wyeksploatowany
literacko należy przekazać w sposób zasadniczo dynamiczny. Krócej – w opowieści o piekle małżeństwa chcę czuć żar tego piekła i ma
mnie on solidnie sparzyć. Powieść Domenica Starnone jest przede wszystkim
letnia. Mało przekonująca i dość wtórna. Posługująca się prostym schematem ukazywania z różnych
perspektyw tego samego cierpienia i zmuszająca do dystansu już od samego
początku, kiedy czytamy listy porzuconej żony zmagającej się z utratą,
walczącej ze sobą – między gniewem a rozczarowaniem, między niepewnością a
rozgoryczeniem. Adresat listów podejmie się prób tłumaczenia ze swego
zachowania, a trzecia część to nazbyt już oczywiste podsumowanie
zaprezentowanej psychodramy oczyma tych, którzy wchłonęli z niej najwięcej
tego, co najgorsze.
Starnone
– jeśli już uznać, że opowiada ciekawą historię – bardzo interesująco
portretuje obyczajowość włoską, w której spojrzenie na instytucję małżeństwa
zmieniało się, pozostawiając zgliszcza emocjonalne zwykle po tej kobiecej,
bardziej pokrzywdzonej stronie. Punktowana jedynie historia
rodziców głównego bohatera to powojenny schemat rodziny, w której sankcjonowane
jest to, że mężczyzna to tyran, kobieta cierpi w milczeniu i znosi wszelkie
niedogodności w pokorze, bo takie są rola i status w małżeństwie. To schemat
włoskiego powojennego związku, którego mroczne oblicze zabiera w dorosłe życie
syn. Ten syn, który w latach siedemdziesiątych będzie starał się udowodnić, że
kostyczny schemat funkcjonuje już inaczej. Żona wprawdzie nadal jest
uzależniona finansowo od męża i dość mu podległa, ale oboje mają możliwości
oraz narzędzia, by walczyć o własną wolność. Tu mamy do czynienia ze zdradą i
jej skutkami, ale takie odczytywanie „Sznurówek” to mało zręczna próba
oswojenia tego, co Starnone usiłuje przekazać, portretując ewolucję
małżeńskiego modelu. On jest gotów odejść, by stanowić o sobie. Ona – mimo żalu
i goryczy – zdobywa się na to, aby utrzymać spójność rodziny, zadbać o dzieci,
szanować siebie w nowej roli i jednocześnie poszukiwać odpowiedzi na dręczące
ją pytania. To, co potem robi on, jest już inną kwestią. Małżeństwo okazuje się
związkiem, w którym rysy można uwypuklić, a żal w jakiś sposób przeanalizować
wewnętrznie. Trzecie pokolenie, syn głównego bohatera, prezentuje już
lekkomyślną modę na związki tworzone z wygody i dla zapewnienia sobie czasowej
przestrzeni swobody. Jego dzieci i poszczególne kobiety, z którymi spłodził
potomków, to świadectwa pewnej atomizacji. Związki nie mają już silnych
struktur. Mogą być jednak tak samo toksyczne. W tym znaczeniu „Sznurówki” są
interesującą powieścią o przemianach we włoskiej obyczajowości i uniwersalnym
ugrzęźnięciu w rachunkach wzajemnych krzywd, które zawsze są te same i niczego
nie zmieniamy, zmieniając odbiór instytucji małżeństwa.
To wszystko, co Domenico
Starnone ma ciekawego do powiedzenia. Reszta to zbiór literackich klisz i
powieść tonąca w truizmach być może dlatego, że stawia na narracje, a nie
dialogi. Aldo postanawia uwolnić się od toksycznej żony. Kobiety, która
kontrolowała jego życie i swą pokrętną logikę konfrontowała z nienazwaną głośno
sferą uczuć mężczyzny. Aldo wie, że związek z Vandą to tylko złudzenie. Chce
rozbić fasadowość tego, co stworzyli wspólnie w młodym wieku, ale nie jest
gotowy na szantaże emocjonalne. Pyta sam siebie – na wygnaniu – o sens swojego
życia i o własną tożsamość. Otrzymujemy
opowieść o boleści kwestionowania męskości w kilku różnych rolach społecznych.
Niezależnie myślący mężczyzna, który podejmuje być może pierwsze w życiu
odważne decyzje, musi zmierzyć się jednak z małostkowością żony. Z tym, że na
pewnym etapie życia to ona go zdefiniowała. Są przecież jeszcze dzieci.
Gotowość do kompromisów to jedno, ale co przeżywają te dwie dorastające istoty
i jak patrzą na konflikt rodziców?
Przyglądamy się małżeństwu
po wielu latach, kiedy emocje okrzepły, a ślad po prawdziwej miłości Alda to
już tylko sfera jego prywatnych fantazji. Ktoś demoluje mieszkanie, gdy Aldo i
Vanda przebywają na urlopie. Rozsypany porządek domu, budowany głównie przez
Vandę, staje się okazją do wiwisekcji dusz tak bardzo od siebie oddalonych. Tu
Starnone sugestywnie teatralizuje i każe nam rozważyć wszystko, co mówią i
myślą bohaterowie. „Sznurówki”
mogłyby manipulować czytelnikiem, ale tego nie robią. Spośród stwierdzeń
wyłaniają się przede wszystkim pytania – często oczywiste i retoryczne. Ogrom
cierpienia skonfrontowany jest z rzeczywistym chaosem, który wdarł się do
mieszczańskiego domu, gdzie Aldo zawsze ulegał Vandzie, a dzieci z czasem
przejęły jej perspektywę skrzywdzonej. Pośród bałaganu, symbolicznych ruin,
odbędzie się kulminacyjne zderzenie. Tak się myśli, ale włoski autor ma w
zanadrzu pozornie interesującą trzecią część. Warto zgrabnie zamknąć temat w
formie tryptyku, jednak niewiele z tego, co dzieje się w zakończeniu, może być
odkrywcze. Nawet dzieci jest dwójka, by solidnie i czytelnie podzielić rozkład
traum i sposób, w jaki odbijają się one na dalszym życiu kolejnego pokolenia.
Domenico Starnone w mało
odkrywczy i niewiele nowego mówiący sposób opowiada o tym, jak małżeństwo staje
się przestrzenią – tu słowa bohatera – „uczuciowego ubóstwa”. Stara się
udowodnić, że pod przykrywką stabilności i wypracowanych nawyków życia wciąż
kumulują się emocje. Nie stara się ich ze sobą skonfrontować, lecz pozostawia
osobne perspektywy do przemyślenia czytelnikowi. W jego toksycznym domu i
wypalonym emocjonalnie małżeństwie nic nie jest już zagadką, wszystko w
przewidywalny sposób brnie ku oczywistemu zakończeniu. Nie chodzi o to, że nie ma jakiegoś przełomu, momentu duchowego
oczyszczenia, zazębienia konfliktowych racji czy nadmiernego tragizowania.
Chodzi o to, że wszystko toczy się po jakimś dobrze każdemu znanym torze. Że
przemyślenia bohaterów trącą banalnością. Że oni sami w swych osobnych
cierpieniach są trochę fasadowi i nie ma tu dramatu z krwi i kości, nie ma
uniesień emocjonalnych na miarę dobrze skrojonej powieści o tym, dlaczego tak
wiele złego robimy sobie w związkach. Starnone nie opowiada po prostu
historii, która zapada w pamięć. Opowiada o lęku i dominacji, potrzebie
dopasowania się i ustalania ram wspólnego życia. Portretuje w gruncie rzeczy
bardzo przeciętne małżeństwo z dość przeciętnymi problemami. Językowo także nie
jest to powieść, która mogłaby zaintrygować. Parafrazując Tołstoja, można na
koniec rzec, że nieszczęśliwa rodzina ze „Sznurówek” jest nieszczęśliwa
wtórnie. Na swój sposób próbuje tę wtórność tylko wyrazić. Mnie ta historia
niczego nie nauczyła, nie skłoniła do żadnych twórczych przemyśleń ani nie
kazała się podziwiać. Ot, powieść o ludzkim piekle, z której nie wydobywa się
ani odrobina żaru…
To jednak się na nią nie skuszę. Mogę polecić coś co bardzo mi się spodobało ostatnio - książkę "Zatrzymać Dzień". Myślę, że każdy coś dobrego wyniesie z lektury tej książki. Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuń