Pages

2017-10-11

„Stracona” Amy Gentry

Wydawca: Prószyński i S-ka

Data wydania: 10 października 2017

Liczba stron: 288

Przekład: Maciejka Mazan

Oprawa: miękka

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Porzucenie i przemoc

Teksańska debiutantka Amy Gentry udowadnia, że z wykorzystywanych już wielokrotnie motywów literackich można skroić wiarygodną i nieszablonową historię. Mimo kilku zastrzeżeń co do rozwiązań fabularnych proponowanych przez autorkę „Straconej” zdecydowanie nie będzie stracony czas, który poświęcimy tej książce. Tym bardziej że skonstruowana jest niezwykle dynamicznie i porusza sporo różnorodnych kwestii, w związku z czym znajdzie także szerokie grono odbiorców. Historię Gentry odczytuję przede wszystkim jako fascynującą opowieść o tym, do czego w życiu ludzkim może doprowadzić potrzeba transcendencji. Z tym pragnieniem zderza się w książce racjonalny ogląd świata tych, którzy nie dostrzegają, że córka może potrzebować obecności boga, istoty wyższej, porządkującej działania za nią. Stracona” jest historią o tym, że stwarzamy sobie bogów, bo łatwiej nam wtedy udźwignąć ciężar własnej niedoskonałości. Może to prowadzić jednak do stanu, w którym – w imię ideologii i wiary – ktoś wmówi nam, że jesteśmy kompletnie bezwartościowi. Biblią naszego życia stają się narzucone nakazy, którym nie potrafimy sprostać. A racjonalizm zderza się tu z tym, co wyobrażone i potrzebne wyobraźni, przy wtórze sugestywnych cytatów z Wordstwortha…

Dziesięcioletnia Jane budzi się pewnej nocy i widzi, że jakiś mężczyzna z nożem w dłoni wyprowadza z domu jej starszą siostrę Julie. To jedyna relacja, na której mogą się potem oprzeć służby śledcze. Opis zaczynający stopniowo rujnować domową atmosferę spokoju, bo rodzina Whitakerów po tym wydarzeniu nigdy już nie będzie szczęśliwa. Jane musi wziąć na siebie odium rodziców, którzy – mniej lub bardziej świadomie – mają do niej pretensje o to, że milcząco siedziała w szafie i nie zrobiła nic, by pomóc siostrze. Tylko czy tamtego wieczora Julie potrzebowała pomocy? Być może chodziło o to, by pomóc jej dużo wcześniej, i to przede wszystkim zarzuca sobie jej matka. To matczyna narracja będzie tutaj kluczowa. Obok pierwszoosobowych wspomnień pojawiają się inne historie, w zdystansowanej trzeciej osobie, nakreślające kontekst retrospekcje. Bo co tak naprawdę przydarzyło się Julie?

Gentry kreśli dwie wzbudzające wątpliwości sytuacje. Ta pierwsza być może daje odpowiedź na pytanie o to, co dalej. Czy rzeczywiście oprawca wkroczył do prywatnego domu i bez większego oporu wydobył z niego trzynastolatkę? O ile to będzie potem wyjaśnione, o tyle mało prawdopodobne jest, że rodzice po ośmiu latach nie rozpoznają córki i zaistnieje możliwość, że w ich domu pojawi się ktoś obcy. Bo pewnego dnia w drzwiach, przez które wyszła, staje Julie. Po latach bezowocnych poszukiwań, licznych inicjatyw i traumy utraty stracona córka sama odnajduje drogę do domu. Czy to jednak Julie? Dlaczego wraca? Jakie mroczne tajemnice przyniosła ze sobą?

Amy Gentry prezentuje dość klasyczny schemat rozpadu rodziny po utracie jednego z jej członków. Rozluźniają się relacje nie tylko między małżonkami, którzy na dwa różne sposoby radzą sobie ze zniknięciem Julie. Poszkodowana jest także ta, która ocalała. Jane wrasta w bunt i kwestionuje miłość rodzicielską. Jest tą, która nie zapobiegła tragedii. Matka gotowa jest już tylko na jedno – odnaleźć zwłoki córki i pochować je. Nie spodziewa się tego, z jakimi faktami będzie zmuszona się skonfrontować i do czego będzie zdolna, by ostatecznie pokazać, że gotowa byłaby zrobić wszystko, by odnaleźć córkę żywą.

Fabuła tej powieści koncentruje się wokół elektryzujących opinię publiczną tematów. Zdradzenie choćby jednego zepsuje przyjemność lektury, ale warto podkreślić, że „Stracona” to dość odważna rozprawa z teksańskim przywiązaniem do tradycji oraz wiary. Niekompletna rodzina w pewien sposób zaczyna być stygmatyzowana. Rodzina, w której nie ma boga, chce w sposób kompletny i jak najbardziej racjonalny zbudować stabilny model szczęścia. Nikt jednak nie będzie szczęśliwy i nie jest to tylko wina zaginięcia trzynastolatki. Anna, narratorka powieści, zmaga się z niemocą rodzicielską, ale także osobistą pustką, gdy rozpadają się relacje łączące ją z mężem. Akademicki sznyt to za mało, by osłonić się przed bezbronnością. Anna wpada w takie egzystencjalne mielizny, że trudno jej uwierzyć, iż któregoś dnia wszystko może się odmienić. Naiwnie sądzi, że odnalezioną córkę wystarczy nakarmić i odziać, by przywrócić jej równowagę, a rodzinie harmonię. Rodziny pozornie nie da się już odbudować. Kto jest za to całe zatomizowanie odpowiedzialny? Kim tak naprawdę jest Anna jako matka, co ma sobie do zarzucenia?

„Stracona” to opowieść o bezradności i determinacji jednocześnie. Nakładające się na siebie historie budują spójny obraz kobiety cierpiącej w dwóch różnych postawach wobec cierpienia. Gentry chwilami nadmiernie dramatyzuje i zlepia ze sobą zbyt wiele silnie działających na wyobraźnię zbiegów okoliczności. Momentami zatem powieść traci na wiarygodności, ale i tak rozwiązania finałowe rekompensują pewne niedosyty czytelnicze. Amy Gentry poddaje w wątpliwość przekonanie, że sama rodzicielska miłość jest wystarczającym gwarantem bezpieczeństwa i poczucia szczęścia dziecka. Anna i Tom latami nie dostrzegają potrzeb własnych córek. Gubią się także sami w sobie, inaczej definiują życiowe priorytety, inaczej też reagują na traumę utraty dziecka. Dobrze zbudowany klaustrofobiczny klimat wzajemnych oskarżeń pośród domysłów i pustki to zasadniczy plus tej powieści. Gentry proponuje opowieść osadzoną w dwóch płaszczyznach czasowych, ale stale na nowo powracającą do przeszłości. To może być ostrzeżenie dla rodziców, którzy nie widzą krytycznego momentu w życiu dziecka, kiedy to odsuwa się ono od nich. To także mroczne memento wobec wszystkich amerykańskich kobiet narażonych na przemoc i krzywdę, z którymi rzadko są w stanie się zmierzyć, okazać sprzeciw, walczyć o własną godność. Stracona” jest interesującym studium zagubionej intelektualistki i oszukanej nastolatki. Obie dopełniają wzajemnie opowieść o utratach, z którymi niczego już nie można zrobić. O żalu i rozczarowaniach, ale także o żarliwej chęci naprawy relacji. Bohaterowie tej książki nie są bowiem przegrani. Gentry opowie o walce, na którą nikt nigdy nie jest gotowy. Nikt bowiem nie czuje się komfortowo w pustce i odrzuceniu. A ta powieść pokazuje, jakie to może mieć groźne konsekwencje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz