Wydawca: Czarne
Data wydania: 4 lipca 2018
Liczba stron: 320
Przekład: Małgorzata
Diederen-Woźniak
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: O poszanowaniu
Kiedy bohaterka książki po
raz pierwszy z nieśmiałością wybiera numer telefonu do swoich przyszłych
żydowskich pracodawców, jednym z pierwszych pytań stawianych przez rozmówczynię
jest pytanie o to, czy potrafi ich szanować. Myślę, że „Mazel tow” to
przepiękna książka o szacunku właśnie. Niekoniecznie o kulturowych zderzeniach,
które prezentowane są z wielu różnych punktów widzenia i mają odniesienia do
sposobu życia oraz światopoglądu zarówno autorki, jak i jej ortodoksyjnych
żydowskich pracodawców, którzy chcą, by pomagała ich dzieciom stać się lepszymi
przede wszystkim na gruncie szkolnych sukcesów. J.S. Margot opowiada o tym, jak niewiele rozumiemy pod pojęciem
szacunku i jak często tolerancję mylimy z prawdziwym poszanowaniem, ukłonem
wobec inności i odmienności. Na bazie wypracowanego latami szacunku tworzy się
wspaniała więź emocjonalna, którą belgijska pisarka bardzo interesująco
przedstawia. Wychodzi od zaskoczeń, czasem dramatycznych zderzeń,
nieporozumień i wielu pojawiających się pytań, a kończy podsumowaniem tego, jak
wiele dała jej wieloletnia, niezwykła przecież przyjaźń. Taka, o którą trudno
bez odpowiedniego zaangażowania oraz empatii.
„Mazel tow” to wspomnienia
sprzed dekad, ale również istotna książka o tym, jak bardzo różnorodna jest
społeczność żydowska na całym świecie. J.S. Margot nie rozumie początkowo tej –
występującej nie tylko u ortodoksyjnych Żydów – tendencji do wyróżniania się i
ujawniania publicznego swej tożsamości; tej wyjątkowej dumy po tym, gdy to samo
ujawnianie się groziło kiedyś śmiercią w komorach gazowych. Z trudem jest w
stanie zrozumieć, jak funkcjonuje społeczność, z której wyrastają jej
pracodawcy, ale kiedy pojmie nieco więcej, zadaje najważniejsze chyba w tej
narracji pytanie. Pytanie o to, jak funkcjonować w dzisiejszym różnorodnym
świecie i przestrzegać na co dzień zasad starej wiary, która porządkuje
wszystko – od sposobu myślenia po wybór produktów żywnościowych czy możliwości
wypoczynku. Jak wokół religijnych
prawideł uporządkować życie wtedy, kiedy coraz bardziej liberalny świat domaga
się większej otwartości i w niej widzi szansę na dalszy rozwój ludzkości?
Autorka bardzo ciekawie
przedstawia dwie perspektywy obserwacji i wzajemnego uczenia się od siebie –
ludzi z żydowskiej rodziny oraz flamandzkiej singielki ateistki przywiązanej do
wszystkich form życia, dzięki którym może kontestować to, co ogranicza wolność.
Najpierw oswajanie codzienności ortodoksyjnych Żydów odbywa się na terenie, gdzie
J.S. Margot czuje się u siebie. Jej pracodawcy również, ale wygodniej jest
autorce odnosić się do systemu wartości kraju, w którym doświadcza nowych dla
niej zderzeń. Potem obserwujemy ją samą jako przybysza. Odbywa podróż do
Izraela i choć ma już za sobą lata spędzone z rodziną Schneiderów oraz
zawiązane przyjaźnie z ich dziećmi, ponownie znajduje się w sytuacjach, które
nie tylko ją zaskakują, ale każą na nowo uczyć się szacunku. Daleko w Belgii
już się go nauczyła. Pobyt w Izraelu poszerza jej perspektywę, choć nie
umniejsza wagi zdumień.
Interesujący jest w tej
książce obraz Flamandów z ich uprzedzeniami względem tego, co inne i przede
wszystkim niezrozumiałe. J.S. Margot opowiada o belgijskiej dyskryminacji i wynikających
z niej animozjach, ale bez osądzania, bez wskazywania błędów w myśleniu ludzi,
którzy – tak jak ona – nie doświadczyli tego specyficznego wejścia w dość
hermetyczny świat w dużym stopniu niedopuszczający do siebie typowych Belgów. Widzimy rodzinę o bardzo silnej strukturze
i niezwykle mocnych relacjach, wzajemnie się wspierającą. Rodzinę, w której
zbudowano własne zasady na dość restrykcyjnych warunkach związanych z wyznawaną
religią. To mikrospołeczność, w której w odpowiednich proporcjach kształtują
się duma ze swej przynależności, świadomość własnej tożsamości i ogromne
przywiązanie. Z czasem autorka przestanie być jedynie korepetytorką dzieci.
Ten pozornie niemożliwy do zrozumienia świat rodzinnych zależności stanie się
czymś bardzo oczywistym, oswojonym i pięknym. Nikt nikogo nie będzie
przekonywał do tego, że jego sposób życia i system wartości to coś lepszego.
Żydowska rodzina i zaproszona w jej progi belgijska dwudziestolatka zwiążą się
na całe życie. Nikt nie spodziewa się tego, jak silna okaże się ta relacja. Jak
bardzo w jej umacnianiu pomoże przede wszystkim wzajemny szacunek.
„Mazel
tow” to także dość intymna opowieść o traumach i neurozach, które Żydzi
zmuszeni są nieść na swoich barkach od czasu drugiej wojny światowej. W wielu
przypadkach wybierają milczenie, bo tylko ono pozwala pożegnać się z tym, czego
nie można zapomnieć. Wstrząsająca jest przytoczona rozmowa, w
której autorka dowiaduje się, że Schneiderowie zawsze mają pod ręką paszporty i
są gotowi zmienić miejsce zamieszkania, udać się na tułaczkę jak ich przodkowie.
Widmo Zagłady bynajmniej nie obezwładnia. Ono daje konstruktywną siłę do
działania. Zaznaczania własnej odmienności i budowania dumy z powodu tego, kim
się jest.
Skomplikowana struktura
życia wyznawców judaizmu tylko na początku jawi się jako coś nie do pojęcia.
J.S. Margot zwraca uwagę na zadziwienia, absurdy, nonsensy oraz również
śmieszne zderzenia wynikające z zetknięcia się ludzi różnych kultur. Jest w
tych wspomnieniowych opowieściach ukryte bardzo dużo ciepła i takiej
szczególnej ciekawości względem tego, co inne i nieoswojone. Otwarcia działają
w obie strony. Dokonuje się pewien zaskakujący proces, którego jesteśmy
bacznymi obserwatorami zadającymi sobie pytanie o to, czy i nas byłoby stać na
taką otwartość i taktowność w trudnych na początku kontaktach. Ważne jest, że w „Mazel tow” nie pojawia
się żaden rodzaj strachu ani uprzedzenia, czynnikiem sprawczym jest tutaj przede
wszystkim wzajemna ciekawość. I szacunek, o którym wspominam od samego
początku. Dzięki J.S. Margot możemy ujrzeć, z jaką łatwością on nam przychodzi.
Jak niewiele trzeba, by przestać dziwić się drugiemu człowiekowi. Jak łatwa
do przekroczenia jest granica uprzedzenia. Wystarczy chęć, by pytać i szanować.
Ważna – zwłaszcza dzisiaj, w czasie nasilenia różnego rodzaju animozji między
ludźmi – opowieść o tym, jak dostać się do serc ludzi, którzy pozornie nie są w
stanie obdarzyć nas nawet zainteresowaniem.
Myślę, że sięgnę po tę książkę. Koleżanka z byłej pracy przepracowała w Nowym Jorku 2 lata u ortodoksyjnych Żydów.
OdpowiedzUsuń