Wydawca: Prószyński
i S-ka
Data wydania: 21 czerwca 2018
Liczba stron: 328
Przekład: Dominika Górecka
Oprawa: miękka
Cena det.: 38 zł
Tytuł recenzji: Lęk z przyszłości
Jestem przekonany o tym, że
ta książka była czytana w szwedzkich domach z ogromnymi emocjami. Bardzo się
cieszę, że ukazała się właśnie teraz – w czasie, gdy w Szwecji narastają
nastroje antyimigranckie, choć nikt nie ma jeszcze odwagi dawać im wyrazu tak
bezpośrednio jak w naszym kraju. Chciałoby się – bo to powieść z naprawdę
uniwersalnym, choć może najbliżej zachodnioeuropejskim adresem – by ktoś
napisał tak odważnie i bezkompromisowo o Polsce. Tymczasem mamy o czym
poczytać, możemy to doskonale zrozumieć, możemy się nie tylko przejąć, ale
przede wszystkim ujrzeć to, jak powracają znane z historii mechanizmy opresji,
jak niczego nas historia nie nauczyła, jak łatwo ulegamy złudzeniom, że
porządek i kształt świata mogą kształtować proste dychotomie. Johannes Anyuru jest bardzo odważny i
bezkompromisowy, ale to, co go wyróżnia, to fakt, że proponuje nam naprawdę
nieoczywistą opowieść o ludzkim okrucieństwie, fanatyzmie, skłonności do
przemocy, lecz przede wszystkim historię o strachu.
Tak, strach to niemy i stale
obecny bohater tej dość zawikłanej i przez to intrygującej narracji. Anyuru
portretuje wszelkie odcienie lęku, ale także obrazuje ten fundamentalny,
paniczny strach prowadzący do rozwiązań ostatecznych, do klarownych podziałów i
rosnącej przemocy. Wszyscy bohaterowie tej powieści czegoś się boją. Każdy
usiłuje zniwelować lęki, ale dopada go niemoc tak charakterystyczna w momencie,
w którym poza strachem nie pozostaje już nic innego. „Utoną we łzach swoich matek” to historia trudnej koegzystencji ludzi
różnych kultur i religii. W bardzo tajemniczy sposób opowiada o naprawdę
prostych mechanizmach wywołujących wojnę. Taką współczesną, cywilizowaną. Taką,
w której można rozegrać najgorsze okrucieństwa w imię demokracji –
zdemoralizowanej już samą nową wykładnią funkcjonującą w Szwecji przyszłości.
Tak, to głos z czasu przyszłego, ale tak naprawdę niezwykle istotna książka, która
powinna wywołać debatę o zagrożeniach dla współistnienia ludzi, którzy odsuwają
się od siebie, kumulując we własnych grupach lęki i uprzedzenia. Czy Szwedzi
wycofujący się z pewnych dzielnic miast i mniej lub bardziej dyskretnie
odcinający od imigrantów, którym nie mają do zaoferowania niczego poza dobrocią
ratujących od pierwszej opresji, nie zaprojektowali już takiej przyszłości, z
jakiej wydobędzie się głos w tej powieści? Anyuru wyraźnie zaznacza w jednym z
rozdziałów, że szwedzkie społeczeństwo zaoferowało dobro, a otrzymało przemoc.
Czy to taka prosta droga i tak niejednoznaczna zależność? Czy rzeczywiście w
tak niezrozumiały sposób ułożyły się stosunki Szwedów z imigrantami?
Ostatecznie jednak trzeba zapytać: jakie stosunki? Ta książka bezlitośnie
obnaży słabości zantagonizowanych stron i przeniesie nas do Szwecji, która
wskazuje i stygmatyzuje swoich wrogów. Szwedzkich obywateli. Wykluczonych i
napiętnowanych. W szale przemocy, której nikt nie potrafi zatrzymać…
Göteborg.
Spotkanie autorskie, które ma się koncentrować między innymi na kwestii granic
wolności artystycznej. Do lokalu dostaje się trójka terrorystów. Początkowo
wszystko idzie zgodnie z planem. Autor bardzo sugestywnie oddaje moment, w
którym rzeczywistość ulega bezwzględnemu wpływowi tych, co stosują przemoc.
Wszystko toczy się przewidywalnie. Do momentu, w którym uświadamiamy sobie, że
jedna z współtworzących ten akt terroru kieruje broń w stronę swego kompana.
Kim jest dziewczyna, której mroczne i enigmatyczne wizje wskazują na jakąś
dramatyczną historię z obozami w tle i wspomnieniem śmierci matki? Po zamachu
przebywa w ośrodku psychiatrycznym o zaostrzonym rygorze. Okazuje się, że jest
obywatelką belgijską, która przeszła na islam. Odwiedza ją pisarz – muzułmanin.
Dziewczyna przekazuje mu zapisane kartki. Wchodzą w skomplikowaną zależność.
Łączy ich nie tylko kwestia wierzeń, ale i specyficznego spojrzenia na Szwecję.
Na kraj, który autor – syn imigrantki urodzony w Szwecji – uznaje za swoje
państwo. Państwo, którego zacznie się bać, wchodząc w sieć konfabulacji
proponowanych przez dziewczynę.
Co jednak jest tu
zmyśleniem, a co realnym odzwierciedleniem tego, jak mogłaby wyglądać
rzeczywistość, gdyby poczyniono inny krok, zdecydowano o czymś innym? Na
wstępie tej niepokojącej powieści nieprzypadkowo przeczytamy znaczące zdanie: „Czasami
jeden czyn może zbudzić świat”. Czasem również może go ocalić. Będziemy świadkami tego, jak szwedzki
obywatel zacznie się bać swojego kraju. Ujrzymy, w jaki sposób kraj zamienia
się w bastion uprzedzeń i przemocy. Göteborg jest centrum wszystkiego, co
typowo szwedzkie, i wszystkiego, co się Szwecji może przydarzyć. Także całej
Europie. Wszędzie, gdzie chce się uporządkować różnice prostymi podziałami.
„Utoną we łzach swoich matek”
to także powieść, która inteligentnie fantazjuje na temat czasu i jego upływu.
Zręcznie odnosi się do kluczowych dla Europy wydarzeń z niedalekiej przeszłości
i równie zręcznie nawiązuje do tego, co dzisiaj polaryzuje społeczeństwo, co
wywołuje coraz więcej emocji i kumuluje te negatywne. Szwecja z tej powieści
pokaże muzułmanom, gdzie ich miejsce. Jednocześnie stworzy nowy, sankcjonowany
przez społeczeństwo status państwa operującego narzędziami opresji znanymi z
totalitaryzmów. Johannes Anyuru nie
szarżuje jakoś spektakularnie, bo w zasadzie nie chodzi mu o rozbudowanie
dystopijnego wizerunku, ale o pokazanie na przykładzie głównych bohaterów, do
czego może doprowadzić narastający lęk przed przemocą. Nie ma tu
szczegółowej analizy mechanizmów powodujących, że tolerancyjne społeczeństwo
staje się opresyjną społecznością gotową na wszystko, by wskazywać i
terroryzować tych, którzy są inni. Tu inny znaczy obcy. A za obcością tkwi już
tylko agresja.
Czy Anyuru proponuje nam
jakąkolwiek nadzieję w tej mrocznej powieści o alternatywie, która staje się
rzeczywistością? Czyta się to z dużą uwagą, zatroskaniem i przerażeniem. Ale
przecież nie czyta się ani o czymś nowym, ani w jakiś sposób obcym szwedzkiemu
czy europejskiemu czytelnikowi. Autor
zaznacza jeszcze jedną czytelną tezę. Każda przemoc domaga się tych, którzy się
jej przyglądają. Zaskakujące będzie to, jak w roli obserwatora wydarzeń Anyuru
umieści w tej powieści czytającego. Nietuzinkowa, groźna, sugestywna i
naprawdę przejmująca powieść – nagrodzona w Szwecji, ale też z pewnością
Szwecję poruszająca.
Bardzo potrzebna powieść, powieść na czasie. Z pewnością po nią sięgnę, pozdrawiam !
OdpowiedzUsuń