Wydawca: Karakter
Data wydania: 28 listopada 2018
Liczba stron: 320
Przekład: Mariusz Kalinowski
Oprawa: twarda
Cena det.: 45 zł
Tytuł recenzji: Stygmaty wyobcowania
To chyba najbardziej
wstrząsająca książka o antysemityzmie, jaką udało mi się przeczytać.
Skonstruowana jak intymna opowieść o losach rodziny, ale naznaczona bolesnym
wyrzutem sumienia – z powodu wyobcowania i smutku, które Zaremba zabrał z
Polski jako siedemnastolatek. Także z powodu bólu, niepokoju i gniewu jego
matki. Osoby, która w milczeniu niosła przez życie swoje straszne tajemnice.
Takie zrozumiałe i możliwe do opisania przez syna dopiero po wielu dekadach. Z
charakterystyczną od początku do końca goryczą, że stygmatyzowanie na zawsze pozostawia piętno. Bo ta książka to nie tylko ujmujące w swej delikatności rozliczenie z
okrucieństwami doświadczonymi przez rodzinę. To głos w sprawie poczucia
wyobcowania we własnym kraju. Rzecz opowiadająca o tym, jak kształtowało się
pojęcie obcego, jak wdzierało się w codzienny tok myślenia, ale przede
wszystkim jaką agresję wywoływało i ile krzywd wyrządzało ofiarom samym
funkcjonowaniem w umysłach uprzedzonych katów. Zaremba wypowiada się także
jako ktoś chcący wyrazić wyobcowanie swoich rodziców. Bo to o nich w gruncie
rzeczy jest ta piękna książka o strasznych sprawach. Głęboka i humanistyczna
rozprawa z niesprawiedliwym losem oraz hołd dla ludzi, którzy musieli się z tym
losem borykać, przenosząc swoje problemy na dzieci, ale przede wszystkim żyjąc
w wiecznej czujności, by nie przyzwyczajać się do dobrego i spokojnego życia.
„Wszystko w tej książce jest
prawdziwe, ale w nic nie trzeba wierzyć”. Bo z uwierzeniem jest bardzo
wygodnie. To, co uwiera i nie mieści się w zawężonym osądzie moralnym, można
uznać za konfabulację albo zupełnie zignorować. Maciej Zaremba Bielawski opowie o tym, w co w Polsce nie chce się
wierzyć. O tym, jak uprzedzenia kształtują świadomość oprawcy. O opresyjnym
systemie kraju, z którego autor jako siedemnastolatek musiał wyjechać.
Wydarzenia 1968 roku to pewien fundament historii będącej oskarżeniem. Ale
także istotny punkt wyjścia do rozważań o tym, czym jest uciekanie w życiu
człowieka. Autor decyduje się napisać rzeczy niewygodne i bolesne. Oskarżyć,
ale jednocześnie pokazać mechanizmy tak kształtujące świadomość społeczną, że
wypierające z nich poczucie, iż cokolwiek może być opresyjne. Matka Zaremby
Bielawskiego w czasie wojny musiała znieść
niewyobrażalnie wielką traumę. Po to, by po wojnie skryć ją w milczeniu, a
potem doczekać się momentu, w którym jej żydowskie pochodzenie ponownie będzie
powodem nagonki i opresji. Nieopisane jest cierpienie kobiety, za którą po
latach zdecydował się mówić syn. W tej intymnej retrospekcji kryje się także
czytelna niezgoda na każdą postać antysemityzmu. Ale autor mówi o jeszcze
innych formach uprzedzenia. Portretuje ludzi, którzy podejmowali szereg
decyzji, by stać się niewidzialnymi, znikać za życia. Dzisiaj naprawdę ich nie
ma. Jednak siła tego utworu jest ogromna – jego skrupulatność w śledzeniu
przeszłości, drobiazgowość w jej opisie, ale także odnoszenie bolesnych
doświadczeń rodziców do tego, jak kształtowała się tożsamość introwertycznego
dziecka. A potem mężczyzny, który stał się uchodźcą z własnego kraju.
„Dom
z dwiema wieżami” to publikacja nieoczywista, która niczego nie ułatwia. „Szukam
metafor, które ranią”. To nie przejaw emocjonalnego masochizmu autora. To
konieczność, by zobrazować trudne życie swoich rodziców i mentalny spadek po
nich. Zaremba Bielawski stara się po latach zrozumieć,
dlaczego ojciec był tak surowy i oddalony, dlaczego matka męczyła swoją
nadopiekuńczością. Dlaczego w ogóle byli ze sobą i co z tego związku przenieśli
na syna. Autor zaznacza, że aby zrozumieć swój los, zwłaszcza ten po 1968 roku,
koniecznie musi zrozumieć, kim była i jak funkcjonowała w życiu matka. Ale
także zadać pytania o jej demony, które mimowolnie Zaremba zabrał do Szwecji i które
go nie opuściły – łącznie z pytaniami bez odpowiedzi, z którymi dzięki tej
książce chce nareszcie skończyć.
To
opowieść o tym, jak mocno ludzie i zdarzenia czynią nas tym, kim jesteśmy, ale
także historia dorastania pośród niedopowiedzeń zabranych ze sobą w dorosłe
życie. To nie tylko rozliczenie z rodziną. To może efekt pierwszego prawdziwego
z nią spotkania. Wiele lat po tym, jak poznali się rodzice –
już po wojnie, a jednak wciąż z jej okrucieństwem, niesionym pod skórą strachem
i poczuciem, że życie może ponownie skrzywdzić. Że ludzie będą tylko źródłami opresji oraz agresji. Zaremba portretuje trudny
związek i postacie, które być może nigdy nie weszły w kontakt z tymi wszystkimi
emocjami, jakie tworzą tę niezwykłą opowieść o przemianach dziejowych, emigracji,
ale przede wszystkim o rodzinie, w której tak wiele się ukrywało. Milczenie dla
dobra codzienności. Unikanie konfrontacji z cierpieniem, któremu nigdy nie
zadośćuczyniono. Ale i konfrontacja z systemem wymuszającym czujność. Z krajem,
który wyprasza. Z ludźmi ponownie jawiącymi się jako wrogowie. Z mentalnością
uciekiniera.
Zaremba Bielawski koncentruje
się na antysemityzmie, bo choć nie dotknął on go tak jak rodziców, został przez
niego zabrany w życiową podróż, wciąż na nowo zaskakujący, stale
bezkompromisowy i doskonale odradzający się po latach. Antysemityzm jest tu
wieczną goryczą i niegojącą się raną. Wisi jak mroczne fatum nad tą opowieścią,
jednak skłania też do rozmaitych refleksji, nie tylko potępiania. Autor
pokazuje, co wpłynęło na życiowe milczenie jego matki. Jak bardzo opresyjny
jest mechanizm niepozwalający rozliczyć się z cierpieniem, zwerbalizować doznanych
krzywd. Jak często ofiara prześladowania zostanie nią już za zawsze, także
czyniąc samej sobie wyrzuty. „Dom
z dwiema wieżami” jest opowieścią o wnikaniu w umysły najbliższych, którzy bali
się konfrontacji ze sobą. A może zostali zmuszeni przez okoliczności, by nie
wchodzić w kontakt z tym, co niszczyło życie i destrukcyjnie wpływało na
związek. Ta opowieść to dowód na to, że miłość do rodziców sprawia, iż
chciałoby się umożliwić im rozgrzeszenie oraz ekspiację, na które nie mieli
szans. Ale także to czuła historia nazywania i określania tego, co nie
pojawiało się nawet w myślach. Mocna i wyrazista książka o niezgodzie na
uprzedzenia oraz przemoc. Zaprezentowana jako kameralna całość, w której trzeba
opowiedzieć o rodzicach i za rodziców, by zrozumieć własną tożsamość. Z jednej
strony narracja bardzo wstrząsająca i uczciwie opowiadająca o tym danse macabre
lęku i uprzedzeń. Z drugiej jednak – tak intymna, że chwilami ma się wrażenie
przekraczania dozwolonych granic. Specyficzna
opowieść o życiowych inicjacjach i dręczących wciąż pytaniach. O miłości,
dzięki której wciąż na nowo pojawia się odwaga, by pytać. Maciej Zaremba
Bielawski wstrząsa, ujmuje i
udowadnia, że rozrachunek z samym sobą oraz miejscem, do którego się
przynależy, można podjąć wówczas, gdy zrozumie się losy oraz motywacje
działania swoich najbliższych.
Potrzebna książka. Pozdrawiam imiennika :)
OdpowiedzUsuńKsiążka jest swietna i bardzo wazna, ale jeśli chodzi o antysemityzm i niepamiec bardziej wstrząsające były dla mnie: My z Jedwabnego, książki Mikolaja Grynberga oraz Fałszerze pieprzu.
OdpowiedzUsuńKontaktuję się z nim i stało się to nawet szybciej, niż mogłem sobie wymarzyć. Dziękuję za poświęcenie czasu na wysłuchanie mnie i odpisanie na wszystkie moje e-maile, doktorze Agbazara. Znowu czuję siłę emocjonalną. Wróciła mi pewność siebie i jasno widzę swoją przyszłość. Jestem na zawsze wdzięczny za twoją pomoc w ponownym zjednoczeniu mnie z moim starym kochankiem, który rozwód zostawił mnie wiele lat temu dla innej kobiety. Sam zobaczysz, co mówię, kontaktując się z tym wielkim rzucającym zaklęcia, doktorem Agbazarą, pod adresem: ( agbazara @ gmail. com ) lub zadzwoń do niego pod numer ( +234 810 410 2662 ) i rozwiąż swoje problemy.
OdpowiedzUsuń