Pages

2019-05-17

„Klub snów” Katarzyna Michalczak


Wydawca: Cyranka

Data wydania: 15 maja 2019

Liczba stron: 302

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 35 zł

Tytuł recenzji: Odcienie wyobcowania

To podwójny debiut – wydawnictwa i autorki. Katarzyna Michalczak wypada w nim bardzo dobrze. Proponuje poetycką wyprawę przez świat wyzbyty tego, co subtelne i delikatne. Zaprasza na spacer po miejscach, w których zranione dusze boleśnie uświadamiają sobie, że samotność to coś niebywale skomplikowanego. W jej opowiadaniach najważniejszym bohaterem jest właśnie samotność, a trzynaście tekstów zbioru to przede wszystkim opowieść o tym, w jaki sposób swoje prywatne porzucenie przez bliskich niesiemy ze sobą przez życie. „Klub snów” to taka smutna bajka rozpisana na trzynaście rozdziałów. Bajka, w której dziewczynka staje się kobietą, a kobieta na powrót smutną dziewczynką – odrzuconą przez zapracowanych rodziców, przez rówieśniczki, rozpaczliwie próbującą walczyć o bliskość kogokolwiek. Albo czegokolwiek, gdy chce szczerze porozmawiać z komputerem przyjaciółki. Michalczak bardzo umiejętnie rejestruje i opisuje stany emocjonalne, które wywołują w nas najbliżsi ludzie. Raniący często nieświadomie, a czasami z perfidnym okrucieństwem. Ta książka opowiada o tym, jak trudno jest się w życiu oprzeć na drugiej osobie, jeśli choć jeden raz taka próba kończy się odrzuceniem – bolesnym fiaskiem, świadomością, że ma się czasem tylko siebie i swoje emocje. Destrukcyjne emocje.

Gdyby przyjrzeć się temu, co stanowi mankament tego zbioru, to wskazać można na opowiadanie „Geniusz”. To też jedyny tekst w zbiorze, którego głównym bohaterem jest mężczyzna. I jeśli mężczyzna, to muszą być wulgaryzmy. W zupełnie nieuzasadnionym nadmiarze. To opowiadanie jest trochę zlepkiem chaosu i o ile na przykład tekst „Ciociu” otwiera się przed nami z każdym nowym zdaniem, oferując coś nowego, zaskakującego i innego, o tyle „Geniusz” zjada własny ogon. Katarzynie Michalczak portretowanie męskiego krajobrazu emocjonalnego najwyraźniej nie wychodzi. Zupełnie inaczej ma się jednak sprawa z jej dziewczynkami, kobietami, także staruszkami. Są dla siebie wzajemnie opresyjne i jednocześnie niezwykle sobie bliskie. Tworzą swoiste sojusze, bo muszą żyć także w konfrontacji. Oddalają się od siebie i zbliżają w najmniej spodziewanych momentach. Współczują sobie, ale przede wszystkim starają się współczuć cierpieniu. Dopiero wówczas, gdy ujrzą je naprawdę, bo krzywda i rozczarowanie to coś, co bohaterki opowiadań chowają gdzieś głęboko w sobie. Ale też tylko dla siebie, dla innych kobiet, dla podobnie zagubionych albo rozpaczliwie poszukujących sensu swego życia.

Najbardziej poruszają wizerunki dziewczynek. Autorka udowadnia, że dziecięcą traumę odrzucenia można sportretować na wiele różnych sposobów. I za każdym razem jest to coś nowego mimo kontekstów, w jakich przedstawiane są dziecięce dramaty. W opowiadaniach „Bad command or file name” czy „Śniło mi się, że spadałaś w przepaść” Michalczak z niezwykłą drobiazgowością oraz czułością oddaje cały skomplikowany rejestr przeżyć dziecka, obrazuje jego percepcję świata. Ukazane są zależności, w jakich te dziewczynki muszą się odnaleźć, bo jest to konieczne dla ich poczucia przynależności. Walczą o uwagę, ale przede wszystkim chcą zaprosić do swojego świata przeżyć czytających – bo osoby z najbliższego otoczenia dziwnym trafem nie chcą przyjąć zaproszenia. Porusza również uciekająca w baśniowy świat wyobraźni dziewczynka z opowiadania „Serduszniczka”. Gdzieś, w jakiejś zrozumiałej i akceptowalnej przestrzeni dziewczęce umysły muszą znaleźć swoją sferę poczucia bezpieczeństwa. Tymczasem o jego braku mówi w zasadzie każdy tekst. Katarzyna Michalczak bez przejaskrawień czy formalnych zabiegów podkreślających okrucieństwo nieczułości zgrabnie i sugestywnie portretuje bolesny obraz wyobcowania. Wynikający z tego, że tu i teraz nie ma żadnego stabilnego fundamentu. Tkwi się w jakichś relacjach, ale nie proponują one poczucia, że dawanie tyle z siebie pójdzie w parze z otrzymywaniem.

Dlatego istotne są teksty o rozstaniach i rozczarowaniach w związkach dorosłych już kobiet. To bohaterki, które być może wydobyły się z domów portretowanych w narracjach o dziewczynkach. Przejmująca jest anatomia rozpadającego się związku w opowiadaniu „Mój piękny ogród”, ale równie działająca na wyobraźnię opowieść o tym, w jaki sposób mężczyzna asekuruje się, by romans nie przerodził się w odpowiedzialność za drugą osobę, kobiece wrażliwość i oddanie („Jestem w ciąży”). To historie o tym, jak kobiecie trudno jest być z mężczyzną, ale przede wszystkim opowieści o braniu na siebie odpowiedzialności za niego, przejmowaniu jego lęków i frustracji. Zapominaniu o swoich deficytach emocjonalnych oraz tęsknotach, kiedy trzeba się mierzyć z atakiem uczuć drugiej osoby.

Michalczak pisze również o doświadczeniu śmierci, choć umieszcza to umieranie jakby na marginesie. A jednak końce są istotne. Nieważne, czy umiera kolega ze szkolnej ławki, czy dorosły mężczyzna, którego znało się z przeszłości, a który postanowił nagle rozstać się z życiem. Dla bohaterek opowiadań życie czasem jest zbyt intensywne i pokusa nieistnienia pojawia się gdzieś na horyzoncie, ale to jednak bohaterki dynamiczne. Idące do przodu z podniesionymi głowami mimo ran w sercu, rozczarowań czy poczucia niedopasowania.

Podoba mi się poetycka wrażliwość autorki „Klubu snów”. To, w jaki sposób za pomocą słów pastelowymi barwami maluje przed nami szarą i ponurą codzienność, w której nie ma przecież nic barwnego, nie ma żadnego ciepła, pozornie nie ma też niczego mającego przykuwać uwagę. Tę rzeczywistość, z której wydobywają się historie jakich wiele, ale jednocześnie nakreślone w bardzo nieszablonowy sposób. Ze zwracaniem uwagi na sytuacje i interakcje, nad którymi zwykle się nie zastanawiamy. Dlatego ciekawe jest zapamiętywanie szczegółów – jaki przedmiot dla kogo jest ważny, co stanowi centrum uwagi, gdzie rozgrywają się wydarzenia. Interesujące są też metafory autorki. Proponuje nam je ona dość nonszalancko, czasem są pozostawione mimochodem, sprawiające wrażenie nieistotnych, takie autorskie gry słowne. A jednak jest inaczej. Nie umiem odczytać tych opowiadań w taki sposób, by zrozumieć ich poetycki kod, ale to też dodatkowe wyzwanie dla czytelnika, który odnajdzie się we wszystkich słownych niejasnościach. W tych zderzeniach zdań, za którymi stoi opowiadana zupełnie niewerbalnie samotność. Bo jak wspomniałem na wstępie, jest to niezwykle poruszająca książka o tym, kim jest samotna kobieta. W jaki sposób ta samotność staje się stygmatem i co boli bardziej – odrzucenie czy nieumiejętność zbliżenia się do drugiej osoby. Frapujące opowiadania i całkiem dobry debiut prozatorski.

1 komentarz: