Wydawca: Agora
Data wydania: 18 września 2019
Liczba stron: 400
Przekład: Dariusz Żukowski
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 42,99 zł
Tytuł recenzji: Mroczna gra
Myślę, że fenomen tej książki
polega na tym, iż obrazuje ona pozornie wyolbrzymione i wręcz absurdalne
zdarzenia, ale po chwili refleksji każdy z nas uświadamia sobie, że wszystko,
co prezentuje Adrian McKinty, naprawdę mogłoby się wydarzyć. Uderzyć w każdego,
kto na moment pozostawia swoje dziecko bez kontroli. Uczynić z niego
bezdusznego potwora, który paradoksalnie w imię uczuć wyższych jest zdolny do
wszystkiego. Tak, ta książka to bardzo bolesna lekcja tego, czym jest
człowieczeństwo. Opowiada o tym, że kierują nami atawizmy. Wiedziemy
uporządkowane życie wedle reguł moralności i zasad dobrego wychowania, ale
wystarczy sprytny pomysł, by zaburzyć te reguły, a zasady usunąć z naszych
umysłów, bo wydarzy się coś, co każdego rodzica przerasta. A jednocześnie jest
to wyzwanie, któremu musi sprostać. „Łańcuch” to chwilami przerażająca
opowieść o iluzorycznym funkcjonowaniu obok siebie i względem siebie tylko na
warunkach stworzonych przez łagodną dla nas rzeczywistość. Naprawdę możemy być
jak dzikie zwierzęta walczące o swoje młode z zajadłością daleką od jakiejkolwiek
formy humanizmu. Ale McKinty opowiada o czymś jeszcze bardziej
przerażającym. O tym, że w stworzonej przez niego konfrontacji kata i ofiary
sama ofiara musi stać się katem. Potwór wymyśla grę. Uczestnik gry sam staje
się potworem.
Rachel otrzymuje wiadomość, że
ktoś porwał jej nastoletnią córkę. To nie przypadek, lecz zaplanowane
działanie. Po prostu ogniwo koszmarnego Łańcucha, który zmusza rodziców
porwanych dzieci do wpłacenia okupu, ale jeszcze do czegoś – mają uprowadzić
czyjeś dziecko, bo dopiero wówczas ich własne zostanie zwrócone. System jest
pozornie prosty, ale widać wyraźnie, że to skomplikowana i przemyślana
maszyneria. Lodowaty głos w słuchawce, zniekształcony i niemożliwy do
rozpoznania, ustala twarde zasady. Od lat setki ludzi płacą, porywają innym
dzieci, podporządkowują się systemowi opresji i w tajemnicy walczą ze
wspomnieniami traumy, bo nikomu nie wolno o tym powiedzieć, nikt inny poza nimi
nie może znać ogromu cierpienia. Kiedy więc Łańcuch wybiera Rachel oraz jej
córkę Kylie, zakłada po prostu wplecenie nowego ogniwa do koszmarnej gry. Ci,
którzy za nią stoją, nie spodziewają się, że tym razem zadarli z niewłaściwymi
osobami. Że nie warto było prowokować takiej matki jak Rachel. Ani więzić
takiej córki jak Kylie…
Dynamiczne tempo pierwszej
części powieści trzyma czytelnika w szachu i dopiero druga daje chwilę oddechu,
ale także możliwość spokojniejszego przeanalizowania – wraz z bohaterami – tego
wszystkiego, co się wydarzyło. A co się wydarzyło? Kochająca
matka była gotowa zabić dla własnego dziecka. Zabić inne dziecko. Przestaje
liczyć się jakakolwiek więź międzyludzka, uwypuklona jest jedynie emocjonalna
więź rodzica ze swoim potomkiem. W imię tej miłości można zrobić wszystko.
Zaskakująco szybko znikają jakiekolwiek hamulce moralne. Niezwykle szybko
udręczona matka może zacząć gardzić sobą, ale jednocześnie wie, że w tej
pogardzie musi walczyć do końca. Walka zdaje się nierówna, bo zrozpaczony
rodzic zestawiony jest z organizacją, która zdaje się kontrolować każdą jego myśl
i każdy niespokojny oddech. A jednak Rachel zareaguje inaczej, niż przewiduje
to Łańcuch. Miłość rodzicielska skieruje ją na drogę każdego zła, ale po tym
działaniu pojawi się coś innego. Jakaś inna forma spojrzenia na to, co się
dzieje. Potrzeba, o jakiej nie myśleli może wszyscy ci udręczeni rodzice,
którzy po doświadczeniu Łańcucha zamykali się w sobie ze swoimi bolączkami. A
wraz z nimi pokrzywdzone dzieci. Dlatego druga część tej powieści jest dużo
bardziej absorbująca, choć tempo nie jest tak szybkie, McKinty zdecydowanie
zwalnia. Ale pokazuje, do czego jeszcze może być zdolny rodzic, który wraz z
dzieckiem musiał przejść przez niewyobrażalny ból doświadczeń zaserwowany przez
anonimowego potwora.
Myślę, że ten ciekawy thriller
to zgrabna, bo bardzo bezpośrednia anatomia człowieczego instynktu przetrwania
oraz obrony kogoś najbliższego. Nic w zasadzie nie zaskakuje, kiedy śledzimy
poczynania zrozpaczonych rodziców. A jednak wciąż na nowo jesteśmy zadziwiani
tym, z czym oni sami muszą sobie poradzić. Jak bardzo muszą się
zmienić i do czego doprowadzić, by po przejmującej traumie móc utulić własne
dziecko. Tyle że potem nie ma powrotu do normalności i to jest najciekawszy
aspekt „Łańcucha”. Powieści o tym, jak potrafimy straumatyzować samych siebie,
a także o tym, na ile gotowi jesteśmy wymierzyć sprawiedliwość po tym, kiedy
nasze jej poczucie rozpadło się na zawsze. McKinty pisze, że możemy przestać
sobie ufać w ułamku sekundy, a każda forma przywiązania – poza tą rodzicielską
– poddana próbie rozpada się i przeraża pustką tego rozpadu. W tej historii
ważne jest również to, że bohaterowie muszą mierzyć się z wyjątkowo trudnymi
dla nich słabościami. Rachel borykająca się z chorobą nowotworową celowo jest
tu ukazana jako ta matka jeszcze bardziej pokrzywdzona, jeszcze słabsza,
pozornie niezdolna do aktów heroizmu – i brutalności – do jakich jest po prostu
zmuszona. Podobnie wujek porwanej Kylie, który wielbi zarówno swoją bratanicę,
jak i heroinę. Oboje staną wobec wyzwania, które przerasta granice zrozumienia.
Staną w opozycji do wszystkiego, co zbudowało ich poczucie bezpieczeństwa, bo
zacznie się liczyć bezpieczeństwo porwanej dziewczynki. A ona sama nie będzie
pokornie znosić swojego losu…
„Łańcuch” opowiada o czymś, co
jest potwornie niemoralne i nieetyczne, zmusza do czytelnego wzburzenia, ale
jednocześnie kwestionuje pojęcie dobrego i złego zachowania, właściwych oraz
niewłaściwych posunięć. Dodatkowo obrazuje opresyjny system, który wydobył się
z innej, kameralnej obsesji. Będziemy mieć do czynienia z
psychopatami doskonale znającymi świat tak zwanych prawych i uporządkowanych
ludzi oraz z prawymi ludźmi gotowymi do psychopatologicznego myślenia i
działania. Wszyscy zjednani w zaskakującej formie zła. Zło w tej powieści ma
charakter organizacji, a określanie jego poziomów ustalają reguły chorej gry.
McKinty fantazjuje o ludzkiej desperacji połączonej z potężną dawką
przerażenia. A także o niepokoju, który pozostaje na zawsze, nie pozwalając
normalnie funkcjonować. Dlatego można się tej powieści śmiertelnie przerazić.
Można w nią uwierzyć i z trudem łapać oddech. Można również zastanowić się nad
tym, że zawsze kieruje nami instynkt pozwalający zrujnować cudze, ale i swoje
życie. Że umiejętność oceny swojego postępowania dana jest nam tylko po to, by
pozostawić iluzję, iż jesteśmy ludźmi i kierujemy się jakimiś lepszymi od
reszty natury prawami. „Łańcuch” jest też mocno prowokacyjny i stawia pytanie o
to, kto w XXI wieku stworzył dla nas klatkę, w której obserwujemy każde swoje
działanie. Czy zrobił to jakikolwiek opresyjny system, czy może my sami
jesteśmy gotowi kontrolować własne poczynania. Kontrowersyjna, ciekawa i bardzo
frapująca książka. Dodatkowo polski wydawca przygotował do niej film - do zobaczenia TUTAJ.
Bardzo lubię takie klimaty, więc chętnie po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuń