Pages

2019-09-26

„Ciemność. W obronie mroku” Sigri Sandberg


Wydawca: MOVA

Data wydania: 2 października 2019

Liczba stron: 192

Przekład: Joanna Barbara Bernat

Oprawa: twarda

Cena det.: 36,90 zł

Tytuł recenzji: Zrozumieć mrok

Ciemność to słowo kojarzone często z negatywną treścią – cała masa skojarzeń i stereotypów związanych z ciemnością kieruje nas ku temu, co nieakceptowalne, nieprzyswajalne; ku przykrym konotacjom, z którymi nie chcemy mieć do czynienia. Wobec ciemności stajemy się bezradni i bezbronni. Włącza się mechanizm obronny traktujący ją jako zagrożenie. Prawie zawsze. Sigri Sandberg udowadnia, że świat jest za bardzo rozświetlony. Co więcej, portretowana i analizowana ciemność jawi się w rozważaniach norweskiej dziennikarki jako nasz przyjaciel, który potrafi chronić. Ta książka pokazuje, że jeśli ciemność jest dla nas opresyjna, to zwyczajnie niewiele o niej wiemy. Dowiemy się dużo, ale nie jest to ani traktat naukowy, ani reportaż. Podoba mi się swoboda dygresyjności tej książki oraz to, że żadnej z interesujących tez nie narzuca. „Ciemność” to rzecz z bardzo ciekawymi sugestiami, pozwalająca spojrzeć na sens ludzkiego życia także w kategoriach filozoficznych. Autorka analizuje wszystkie typowe asocjacje z tym słowem, wchodząc głębiej w odniesienia kulturowe, kończąc na rozważaniach z zakresu ekologii i pragmatyki życia społecznego. Sandberg tworzy pasjonującą opowieść, w której odczarowuje negatywne skojarzenia z ciemnością, uzasadniając jej odwieczną konieczność – na ziemi oraz w kosmosie. Czyni to w lekkim stylu, snując rozważania niby mimochodem. Ale to bardzo ważna książka. Zwraca uwagę na to, od czego uciekamy, nie doceniając jego istoty.

„Czerń to nie jest barwa, tylko lęk” – tak pisze w cytowanym w książce wierszu Inger Hagerup. Sandberg będzie stale wplatać we własną opowieść wyimki z norweskiej poezji. Bezpośrednio lub pośrednio związane z tematem. Ukazujące omawiane problemy w innej, mało konkretnej, ale bardzo wyraźnej perspektywie. I wszystko rzeczywiście zaczyna się od lęku. Narastającego nawet wówczas, kiedy autorka w norweskim Finse stawia sobie jasno cele swego pobytu tam i ucieka od niepotrzebnych uprzedzeń. Sigri Sandberg wspomina, że zawsze bała się ciemności. Teraz stawia jej wyzwanie, ale przede wszystkim jest zdecydowana rozważyć to, nad czym w zasadzie nigdy nie myślała, żyjąc w zimnej lodowatej (…mroźnej, chłodnej i nieciepłej? :D Poprzestań albo na zimnej, albo na lodowatej) ciemności i walcząc z nią w taki sposób, w jaki walczy każdy z nas. Bez poczucia bliskości z mrokiem, który wcale nie musi być czymś złym. Autorka decyduje się na spędzenie pięciu dni w samotności, bo o ile oswajanie ciemności jest dla niej łatwiejsze i sprawdzone, o tyle przebywanie tylko ze sobą zdaje się większym wyzwaniem. Ale wówczas może bardziej skupić się na rozważaniach związanych z tematem książki. I choć robi to w sposób pozornie nieuporządkowany, jest zaskakująco spójna i przede wszystkim wiarygodna w tym, o czym opowiada.

Jedną z ważniejszych tez jest ta mówiąca o świecie jako o miejscu zanieczyszczonym sztucznym światłem. Jest wszędzie, jest go za dużo i jest w niebezpiecznej bliskości, którą lubimy, bo daje nam poczucie bezpieczeństwa. Tak, światło traktowane jest właśnie jako zanieczyszczenie, kiedy pojawia się w nadmiarze, ingerując w rytm natury, ale odbierając coś nie tylko samemu światu natury, również istotom ludzkim. Tym, które atawistycznie uciekają od ciemności, bo w niej czai się zło i strach. Wcale tak nie jest. Oświetlony do przesady świat daje nam komfort widzenia wszystkiego wokół, ale sztuczne światło w zamian za naturalne może przynieść więcej szkody niż pożytku.

Ciekawe jest to, że norweska dziennikarka tak umiejętnie balansuje między faktami oraz tezami popularnonaukowymi a indywidualną, intymną wręcz kwestią przeżywania ciemności, czego egzemplifikacją są wspomniane już cytowane wiersze, jak również nawiązywanie do historii kobiety, która na mrocznym Svalbardzie odnalazła najpierw spokój, a potem prawdziwe szczęście. Sandberg wie, o czym pisze. Sama przez cztery dekady zmagała się z wiatrem, zimnem i mrokiem, by teraz przyjrzeć się im z innej perspektywy. Zobaczyć w ciemności to, czego do tej pory nie postrzegała. A nie jest to łatwe z wielu powodów i o tym także jest ta książka. Ciemność to trudny towarzysz. Wymagający. Stawiający wyzwania jak cały świat natury. Bo opowieść Sigri Sandberg to także książka o tym, że jakkolwiek natura jest piękna, zawsze pozostanie wobec człowieka zimna oraz bezkompromisowa.

Tymczasem „Ciemność” to historia bardzo ciepła, napisana przystępnym językiem, pełna dziennikarskiej empatii i uważności w opowiadaniu o tym, co jest jej tematem. Usiłuje odczarować wszystkie negatywne skojarzenia z tym, co ciemne. Pokazać, że ciemność to wyzwanie. Mówi także o tym, że trudne, lecz możliwe jest przełamywanie lęków oraz uprzedzeń, co skutkuje otwarciem się na piękno tego, co wydaje się pozornie groźne. Są w niej osobiste refleksje, lecz także odniesienia do naukowych autorytetów prezentujących wyniki badań. Ale jest też szukanie odpowiedzi w rejonach poezji, wrażliwości ludzkiego umysłu. Cytowany norweski twórca Jon Fosse nie chce definiować ciemności, jednak często o niej pisze. To trochę tak jak prawidłowość zauważona przez autorkę – zwracamy uwagę na ciemność, jednak nigdy nie próbujemy zrozumieć jej naprawdę. A do tego nie trzeba odludzia czy zgaszenia sztucznego światła. Rozmyślania o ciemności możemy rozpocząć wówczas, gdy uznamy ją za naturalny i konieczny element otaczającego świata, którym jest w istocie, choć tak często w różny sposób potrafimy to kwestionować.

Sandberg opowiada o prawdziwych spotkaniach z ciemnością. Takich, po których pojawia się jakaś ważna i długotrwała refleksja. Wbrew pozorom może do nich dojść naprawdę rzadko. To, co uznajemy za mrok, może nim do końca nie być. Ciemność daje większe możliwości wyobraźni, a ta często działa na naszą niekorzyść. Właściwie zawsze tak się dzieje, bo odnosimy się do społecznych i kulturowych kodów. Być może po lekturze tej książki ktoś spróbuje po prostu pobyć w mroku i potraktować to doświadczenie jako coś nowego. Tak jak dziennikarka, dla której pozornie zwyczajne doświadczenie samotnego pobytu na norweskiej prowincji urasta do rangi czegoś granicznego, po czym światopogląd ulega zmianie, ale Sandberg dochodzi do tych zmian stopniowo, analizując temat i wyciągając kilka zaskakujących wniosków. Nowatorsko podchodzi zaś do tego tematu, bo jednocześnie rozprawia się z wewnętrznymi demonami, a na końcu sugeruje, że warto odbyć taką walkę. Po przeczytaniu „Ciemności” inaczej też spojrzy się na światło – to naturalne i wytwarzane sztucznie. Nie kochamy ciemności, bo tego nie umiemy, jednak jest nam jak najbardziej potrzebna do życia. Ma również swój czar i niepowtarzalny urok, o czym Sandberg również pisze – w różny sposób, w kilku ciekawych konwencjach. Rzecz warta przemyślenia, naprawdę ciekawa książka.

1 komentarz: