Wydawca: MOVA
Data wydania: 2 października 2019
Liczba stron: 192
Przekład: Joanna Barbara Bernat
Oprawa: twarda
Cena det.: 36,90 zł
Tytuł recenzji: Zrozumieć mrok
Ciemność to słowo kojarzone
często z negatywną treścią – cała masa skojarzeń i stereotypów związanych z
ciemnością kieruje nas ku temu, co nieakceptowalne, nieprzyswajalne; ku
przykrym konotacjom, z którymi nie chcemy mieć do czynienia. Wobec ciemności
stajemy się bezradni i bezbronni. Włącza się mechanizm obronny traktujący ją
jako zagrożenie. Prawie zawsze. Sigri Sandberg udowadnia, że świat jest za
bardzo rozświetlony. Co więcej, portretowana i analizowana ciemność jawi się w
rozważaniach norweskiej dziennikarki jako nasz przyjaciel, który potrafi
chronić. Ta książka pokazuje, że jeśli ciemność jest dla nas opresyjna, to
zwyczajnie niewiele o niej wiemy. Dowiemy się dużo, ale nie jest to ani traktat
naukowy, ani reportaż. Podoba mi się swoboda dygresyjności tej książki oraz
to, że żadnej z interesujących tez nie narzuca. „Ciemność” to rzecz z bardzo
ciekawymi sugestiami, pozwalająca spojrzeć na sens ludzkiego życia także w
kategoriach filozoficznych. Autorka analizuje wszystkie typowe asocjacje z tym
słowem, wchodząc głębiej w odniesienia kulturowe, kończąc na rozważaniach z
zakresu ekologii i pragmatyki życia społecznego. Sandberg tworzy pasjonującą
opowieść, w której odczarowuje negatywne skojarzenia z ciemnością, uzasadniając
jej odwieczną konieczność – na ziemi oraz w kosmosie. Czyni to w lekkim stylu,
snując rozważania niby mimochodem. Ale to bardzo ważna książka. Zwraca uwagę na
to, od czego uciekamy, nie doceniając jego istoty.
„Czerń to nie jest barwa,
tylko lęk” – tak pisze w cytowanym w książce wierszu Inger Hagerup. Sandberg
będzie stale wplatać we własną opowieść wyimki z norweskiej poezji.
Bezpośrednio lub pośrednio związane z tematem. Ukazujące omawiane problemy w
innej, mało konkretnej, ale bardzo wyraźnej perspektywie. I
wszystko rzeczywiście zaczyna się od lęku. Narastającego nawet wówczas, kiedy
autorka w norweskim Finse stawia sobie jasno cele swego pobytu tam i ucieka od
niepotrzebnych uprzedzeń. Sigri Sandberg wspomina, że zawsze bała się
ciemności. Teraz stawia jej wyzwanie, ale przede wszystkim jest zdecydowana
rozważyć to, nad czym w zasadzie nigdy nie myślała, żyjąc w zimnej lodowatej (…mroźnej, chłodnej i nieciepłej? :D Poprzestań albo na
zimnej, albo na lodowatej) ciemności i walcząc z nią w taki sposób, w
jaki walczy każdy z nas. Bez poczucia bliskości z mrokiem, który wcale nie musi
być czymś złym. Autorka decyduje się na spędzenie pięciu dni w samotności, bo o
ile oswajanie ciemności jest dla niej łatwiejsze i sprawdzone, o tyle
przebywanie tylko ze sobą zdaje się większym wyzwaniem. Ale wówczas może
bardziej skupić się na rozważaniach związanych z tematem książki. I choć robi
to w sposób pozornie nieuporządkowany, jest zaskakująco spójna i przede
wszystkim wiarygodna w tym, o czym opowiada.
Jedną z ważniejszych tez jest
ta mówiąca o świecie jako o miejscu zanieczyszczonym sztucznym światłem. Jest
wszędzie, jest go za dużo i jest w niebezpiecznej bliskości, którą lubimy, bo
daje nam poczucie bezpieczeństwa. Tak, światło traktowane jest właśnie jako
zanieczyszczenie, kiedy pojawia się w nadmiarze, ingerując w rytm natury, ale
odbierając coś nie tylko samemu światu natury, również istotom ludzkim. Tym,
które atawistycznie uciekają od ciemności, bo w niej czai się zło i strach.
Wcale tak nie jest. Oświetlony do przesady świat daje nam komfort widzenia
wszystkiego wokół, ale sztuczne światło w zamian za naturalne może przynieść
więcej szkody niż pożytku.
Ciekawe jest to, że norweska
dziennikarka tak umiejętnie balansuje między faktami oraz tezami
popularnonaukowymi a indywidualną, intymną wręcz kwestią przeżywania ciemności,
czego egzemplifikacją są wspomniane już cytowane wiersze, jak również
nawiązywanie do historii kobiety, która na mrocznym Svalbardzie odnalazła
najpierw spokój, a potem prawdziwe szczęście. Sandberg wie, o czym
pisze. Sama przez cztery dekady zmagała się z wiatrem, zimnem i mrokiem, by
teraz przyjrzeć się im z innej perspektywy. Zobaczyć w ciemności to, czego do
tej pory nie postrzegała. A nie jest to łatwe z wielu powodów i o tym także
jest ta książka. Ciemność to trudny towarzysz. Wymagający. Stawiający wyzwania
jak cały świat natury. Bo opowieść Sigri Sandberg to także książka o tym, że
jakkolwiek natura jest piękna, zawsze pozostanie wobec człowieka zimna oraz
bezkompromisowa.
Tymczasem „Ciemność” to
historia bardzo ciepła, napisana przystępnym językiem, pełna dziennikarskiej
empatii i uważności w opowiadaniu o tym, co jest jej tematem. Usiłuje
odczarować wszystkie negatywne skojarzenia z tym, co ciemne. Pokazać, że
ciemność to wyzwanie. Mówi także o tym, że trudne, lecz możliwe jest
przełamywanie lęków oraz uprzedzeń, co skutkuje otwarciem się na piękno tego,
co wydaje się pozornie groźne. Są w niej osobiste refleksje, lecz także
odniesienia do naukowych autorytetów prezentujących wyniki badań. Ale jest też
szukanie odpowiedzi w rejonach poezji, wrażliwości ludzkiego umysłu. Cytowany
norweski twórca Jon Fosse nie chce definiować ciemności, jednak często o niej
pisze. To trochę tak jak prawidłowość zauważona przez autorkę – zwracamy uwagę
na ciemność, jednak nigdy nie próbujemy zrozumieć jej naprawdę. A do tego nie
trzeba odludzia czy zgaszenia sztucznego światła. Rozmyślania o ciemności
możemy rozpocząć wówczas, gdy uznamy ją za naturalny i konieczny element
otaczającego świata, którym jest w istocie, choć tak często w różny sposób
potrafimy to kwestionować.
Sandberg opowiada o
prawdziwych spotkaniach z ciemnością. Takich, po których pojawia się jakaś
ważna i długotrwała refleksja. Wbrew pozorom może do nich dojść naprawdę
rzadko. To, co uznajemy za mrok, może nim do końca nie być. Ciemność daje
większe możliwości wyobraźni, a ta często działa na naszą niekorzyść. Właściwie
zawsze tak się dzieje, bo odnosimy się do społecznych i kulturowych kodów. Być
może po lekturze tej książki ktoś spróbuje po prostu pobyć w mroku i
potraktować to doświadczenie jako coś nowego. Tak jak dziennikarka, dla której
pozornie zwyczajne doświadczenie samotnego pobytu na norweskiej prowincji
urasta do rangi czegoś granicznego, po czym światopogląd ulega zmianie, ale
Sandberg dochodzi do tych zmian stopniowo, analizując temat i wyciągając kilka
zaskakujących wniosków. Nowatorsko podchodzi zaś do tego tematu, bo
jednocześnie rozprawia się z wewnętrznymi demonami, a na końcu sugeruje, że
warto odbyć taką walkę. Po przeczytaniu „Ciemności” inaczej też spojrzy się na
światło – to naturalne i wytwarzane sztucznie. Nie kochamy ciemności, bo
tego nie umiemy, jednak jest nam jak najbardziej potrzebna do życia. Ma
również swój czar i niepowtarzalny urok, o czym Sandberg również pisze – w
różny sposób, w kilku ciekawych konwencjach. Rzecz warta przemyślenia, naprawdę
ciekawa książka.
Bardzo intrygujący temat na książkę. Brzmi naprawdę ciekawie. ;)
OdpowiedzUsuń