Wydawca: Mando
Data wydania: 18 września 2019
Liczba stron: 328
Oprawa: twarda
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Przyszłość nie do zniesienia
Każda kolejna powieść Mai
Wolny to czytelnicze wyzwanie. Każda satysfakcjonuje mnie w tym znaczeniu, że
nie tylko oferuje nową historię, ale również zręcznie zaciera granice
międzygatunkowe. Te narracyjne hybrydy są niesamowicie ekspresyjne i zawsze napisane
z wielkim rozmachem, choć często opowiadają o kwestiach intymnych, kameralnych,
trudnych do oddania bez wrażliwości pisarskiej, której Wolny może pozazdrościć
niejedna współczesna prozaiczka. Określenie „Jasności” mianem proekologicznej
dystopii będzie zatem uproszczeniem, choć w swych wędrówkach po świecie autorka
przenosi nas po mroźnej Północy nieco w przyszłość, kreśląc przerażający i
fascynujący jednocześnie wizerunek tego, co może się stać z Wielką Brytanią po
brexicie i lokalnej tragedii oddziałującej destrukcyjnie na całe państwo. „Jasność”
jest nasyconą emocjami powieścią o kobiecym szaleństwie, sile macierzyńskiej
miłości, męskiej nieroztropności i pędzie ku karierze tak charakterystycznym
dla obu płci. A także o świecie, który – jak mówi jedna z bohaterek – stracił
swoją duszę. W wymiarze praktycznym jego przestrzeń jest niebezpieczna ze
względu na zaburzenia klimatu, ale przede wszystkim przez ludzkie pochopne
działania. Jest u Wolny dużo bezkompromisowości w pokazywaniu tego, do czego
człowiek jest zdolny i czego powinien się wstydzić, ale to także przesycona
humanizmem opowieść o tym, że możemy zbudować pełne ciepła i empatii relacje
nawet na gruzach świata niszczonego przez katastrofę klimatyczną.
Romie życie nie szczędziło
trudności i traum. Wydobyła się z polskiej biedy, która naznaczyłaby ją brakiem
perspektyw, gdyby bohaterka nie ruszyła w świat. Nie miała pojęcia, że u kresu
jej wędrówki, kiedy zbuduje stabilne życie rodzinne i poczuje się spełniona,
czekać będą na nią dramaty, których nie potrafiłaby sobie wyobrazić. Roma
wegetuje. Funkcjonuje gdzieś między życiem a śmiercią, zawieszona i nieobecna,
wyobrażająca sobie potworności wokół siebie, ale też ich doświadczająca.
Jest pensjonariuszką rządowego ośrodka, do którego trafiły matki z córkami po
tym, jak w ich sennym miasteczku doszło do wybuchu elektrowni atomowej. W
odczuciu Romy ośrodek jest więzieniem. Miejscem dużo bardziej opresyjnym, niż
może się na początku wydawać, ale to też zasługa autorki, która wprowadza nas w
klimat tego miejsca stopniowo, kwestionując przy okazji wiarygodność swojej
bohaterki.
Mark to były kochanek Romy.
Kiedy nastąpił wybuch, rozpoczęła się na dobre jego dziennikarska kariera. Mark
jest cynicznym oportunistą, który na rządowe zlecenie tworzy propagandę,
publikując poczytne felietony. Stara się w nich ukazać postapokaliptyczną
rzeczywistość jako czas, w którym Wielka Brytania wyciągnęła słuszne wnioski z
tragedii i zmieniła codzienność rodaków żyjących teraz bezpiecznie. W jakim
świecie? W świecie reglamentowanej energii, rozregulowanego klimatu
(czterdziestostopniowe brytyjskie mrozy), coraz bardziej ostrożnie
dystrybuowanej żywności i w otoczeniu morza, w którym nie ma już ryb. Choć
opisywana rzeczywistość jest przerażająca, w tekstach Marka jawi się jako
idealna kraina nowej formy funkcjonowania. Tymczasem cały kraj przeżywa
sytuację graniczną. Taka również pojawi się w życiu Marka, który będzie musiał
zrewidować swoje poglądy i zmienić działania.
Ci dwoje są istotni nie tylko
dlatego, że połączy ich dużo więcej, niż czytelnik może się spodziewać. Kontrastując
narrację, Maja Wolny przeplata kompulsywność oraz ogromną emocjonalność
opowieści Romy z przemyślanym i przebiegłym cynizmem Marka. Do czasu. Do
momentu, w którym zrozumiemy, że ta językowa polaryzacja ma nas prowadzić ku
nietuzinkowym rozwiązaniom fabularnym, dzięki którym zmienia się zarówno
sposób, jak i forma opowieści o świecie przedstawionym. Bohaterowie zostaną
skonfrontowani z takimi zbiegami okoliczności, w których będą musieli pokazać,
co jest dla nich najważniejsze. Chęć przeżycia? Głębsze uczucia? Społeczna
analiza stanu, w jakim się znaleźli? W państwie, które stoi na glinianych
nogach? „Jasność” jest z jednej strony powieścią pewnego przesytu wątków, z
drugiej jednak – doskonale te wątki łączy, Wolny świetnie odnajduje się w
feministycznym, społecznym czy nawet sensacyjnym sznycie. Bardzo interesująco
portretuje też drugoplanowych bohaterów, o których celowo nie wspominam, bo to
oni najmocniej wpłyną na postępowanie przedstawionej przeze mnie dwójki.
Jest to jednak przede
wszystkim powieść będąca ostrzeżeniem. Nie tylko ze światem stało się coś
bardzo złego. W ludzkich sercach zagasło coś, co cały czas stara się wskrzesić
w sobie Roma, aby nie stracić chęci do życia. Symboliczny wybuch celowo i
konsekwentnie zapisywany wielką literą to również pewne mroczne świadectwo
czasu, w którym dzieje się to, co łatwo sobie wyobrazić, ale trudno o tym
głębiej myśleć. Temat Maja Wolny przemyślała bardzo dogłębnie. Choć
rozwiązania finałowe zbliżają nas nieco do konwencji prostego w swej wymowie
thrillera, całość broni się jako interesujący kolaż przemyśleń oraz mrocznych
fantazji na temat relacji międzyludzkich w świecie skażonym, zmierzającym do
zagłady, w świecie aberracji i paradoksów – w nim uczucia i emocje także zaczną
przypominać coś patologicznego. Może nie świat, lecz ludzie stracili duszę.
Może tę jej część, dzięki której kiedyś coś współtworzyli, a teraz muszą ze
sobą walczyć.
„Jasność” to też brawurowa
opowieść o tym, co wyzwala w człowieku władza, jak mocno jesteśmy zmanipulowani
przez rządzących i jak bardzo podatni na wpływy, kiedy wyzwalają się nasze
instynkty – te uśpione w sytym i przewidywalnym życiu. Po wybuchu w elektrowni
atomowej, mającym przecież znamiona wciąż oddziałującej na wyobraźnię tragedii
w Czarnobylu, świat wyznacza sobie nowe priorytety. Wielka Brytania w swej
izolacji staje się dla obywateli całym światem. Specyficznym więzieniem, którym
nie jest wcale ośrodek rządowy, gdzie dochodzi do dodatkowo komplikujących
fabułę okrucieństw. Myślę, że Maja Wolny chciała dać nam do zrozumienia, do
jakich podłości jesteśmy zdolni, jeśli zaburzymy porządek codziennego
funkcjonowania. Są tu także czytelne i wyraziste dramaty kobiece, zmienne
sojusze, zaskakujące zwroty akcji i przepełnione troską o nasze środowisko
fantazje o tym, co zniszczymy razem z nim.
„Jasność” pozostawia też kilka
pytań bez odpowiedzi. Odważnie i plastycznie sugeruje przeszłość, której
zwyczajnie bylibyśmy w stanie znieść. Ale
jednocześnie zaznacza, że jako ludzie możemy mieć jednak więcej powodów do dumy
niż do wstydu. Dbając o relacje, dla których pogubiliśmy definicje. Kierując
się sercem i zdrowym rozsądkiem. Tym, czym pewnie odwiecznie
kierowałaby się natura, gdyby to miała. A groźna stanie się tylko wówczas,
kiedy jako ludzie zatracimy poczucie sensu współistnienia z tym, co za wszelką
cenę chcemy sobie podporządkować. Mroczna, ale i fascynująca książka, która
daje nadzieję. Nie wiem, czy nie najlepsza w dorobku pisarskim Mai Wolny.
Czytając jej słowa poza tekstem, można uznać, że na pewno najbardziej osobista.
Zdecydowanie warta uwagi.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń