Wydawca: Wydawnictwo
Uniwersytetu Jagiellońskiego
Data wydania: 21 października 2019
Liczba stron: 128
Przekład: Jacek Godek
Oprawa: miękka
Cena det.: 30 zł
Tytuł recenzji: Żywioł i powinność
To krótka i absolutnie
zajmująca książka. Oddaje hołd nieposkromionej dzikości natury, ale
jednocześnie portretuje tożsamość islandzkich rybaków, stawiając ich w sytuacji
granicznej – kreśli zatem obraz bezkompromisowej walki o życie, z której na
przekór dramatowi wydobywa się po prostu piękno. Einar Kárason pokazuje
niejako trzy struktury. Kondycję psychiczną i fizyczną ludzi zmuszonych do
konfrontacji ze sztormem. To, jak zbudowany jest statek, na którym przebiega ta
konfrontacja. Potęgę oceanu, lodowatą wodę, która jest śmiercionośna, i naturę
niepozwalającą się pokonać. A jednak jest też pewna łagodność w tej
miniaturze literackiej. Warto zwrócić uwagę, z jaką czułością islandzki pisarz
opowiada o przepełnionym przecież grozą zderzeniu tego, co dzikie i nieokiełznane,
z ludzką pragmatycznością. Ten pojedynek fascynuje od początku do końca, choć
przerywają go retrospekcje i proza chwilami wyhamowuje w swym niesamowitym
rytmie. Kárason ukazuje męstwo oraz odwagę, ale opowiada także o pewnym rodzaju
pokory, umiejętności łączenia szacunku do żywiołu i woli walki z nim. Wszystko
tak frapujące, że naprawdę nie można się oderwać. Dostojna i bardzo plastyczna
proza, do której natychmiast można się przekonać.
Statek rybacki Mewa oczekuje
spokojnego rejsu. Wykonania zadań związanych z połowem karmazyna i
bezproblemowego powrotu do islandzkiego portu. Każdy myśli o tym, że rejs
odbędzie się bez problemów, ale doświadczeni rybacy doskonale wiedzą, czego
można się spodziewać. Sytuacji, w których będą zmuszeni do tego, by pokazać
całą swoją siłę i determinację w wykonywaniu takiego, a nie innego zawodu. Na
pokładzie znajduje się niepewny swej przyszłości oraz roli na statku
dziewiętnastolatek. Lárus będzie obserwował to, co dzieje się wokół niego, a
potem zmagał się ze sztormem na nieco innych zasadach niż jego doświadczeni
koledzy. Inicjacja bohatera będzie jednocześnie konfrontacją z tym, co
paraliżuje działania, a z drugiej strony dodaje niesamowitej odwagi, kiedy
trzeba zmierzyć się ze specyficzną absolutną bezwzględnością. Chłopak będzie
walczył o swoje życie, ale także o przekonanie do tego, by wykonywać ten zawód,
czerpać z niego satysfakcję i mieć poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Stąd
też ważne jest, co obserwuje i czego wysłuchuje. A sam żywioł, z którym będzie
musiał podjąć walkę, może symbolizować jego wewnętrzne demony kwestionujące
sens i istotę pracy na morzu.
Ważni są bowiem ludzie, którzy
podejmują się tej pracy, gdyż do żadnej innej się nie nadają. Ale nie traktują
rybołówstwa jako opresyjnego sposobu zarabiania na życie. Morze i wydobywanie z
niego dóbr to swoista filozofia. Praca wymagająca dużo więcej motywacji niż
inne, bo w trakcie jej wykonywania dochodzi do konfrontacji z samym sobą. Islandzcy
rybacy, których portretuje Kárason, to ludzie świadomie wybierający drogę
życia, w specyficzny sposób osamotnieni i godzący się, by morze kształtowało
ich sposób patrzenia także na to, co na lądzie. „Sztormowe ptaki” to
opowieść o zbiorowości, która jest silna i mężna, ale także zmaga się ze swoimi
słabościami, co podkreślają przedstawione zmagania ze sztormem. Widać jednak,
że Kárason z dużą dozą empatii przygląda się ludziom uchodzącym za szorstkich i
zamkniętych w sobie. Rozhermetyzuje tych, dla których normą funkcjonowania jest
skrywanie wszystkich emocji oraz przeżyć wewnątrz siebie.
Z drugiej strony – ekspresyjne
i naprawdę zapierające dech w piersiach obrazy żywiołu. Lodowatej wody, która
nie zgadza się na żadne kompromisy, dostaje się na statek i symbolicznie do
świadomości walczących ze sztormem mężczyzn. Tu jest trochę tak, że morze
opowiada ludzkie historie, bo im bardziej intensywnie uderza w burty i pokład
statku, tym mocniej angażuje w działania rybaków – widzimy ich z napiętym
każdym nerwem i gotowością do zmierzenia się z tym, co ostateczne. Kárason
świetnie buduje atmosferę nadciągającego zagrożenia i prezentując niesamowite
działania wzburzonego oceanu, chce pokazać także niezwykłość ludzi zderzonych z
czymś, czego nie można lekceważyć. To też poruszająca książka o różnych
formach intensywności. Chodzi o intensywność życia, przeżywanych i
niewyrażanych emocji, intensywność atakującej wody i całego zdarzenia, które
możemy odebrać również symbolicznie jako życiową walkę z przeciwnościami losu –
bezkompromisową i zmuszającą do srogiej konfrontacji. Po to, by przetrwać, i po
to, by ujrzeć siebie potem z innej perspektywy.
Sytuacja graniczna, jakiej
doświadczają rybacy, każe im zrewidować życiowe postawy i światopogląd. Dlatego
też ciekawe jest, jak funkcjonują zarówno podczas walki z żywiołem, jak i po
niej. Kárason obrazuje, czym staje się człowiek w obliczu potęgi natury, ale
sygnalizuje także, że każde trudne doświadczenie zawsze zmienia, zawsze jest
niezapomniane, wywołuje określone wspomnienie i przemyślenia. Tu jednak cały
krajobraz po sztormie – rozumiany bardzo metaforycznie – jest jedynie
dyskretnie sugerowany. „Sztormowe ptaki” mają opowiedzieć o specyficznym
spotkaniu, mierzeniu sił. O tym, że człowiek w konfrontacji z naturą zawsze
musi zmierzyć się z czymś, czego nie rozumie albo nie potrafi zdefiniować.
Poza tym wszystkim to książka
napisana paradoksalnie w bardzo spokojnym i stonowanym rytmie. Ten kontrast od
początku przykuwa uwagę do powieści. Dysproporcja między zdarzeniami a formą
ich opisu pozwala przyjrzeć się sztormowi nieco uważniej. Na statku uwaga
skoncentrowana jest przede wszystkim na tym, co konieczne do przetrwania.
Czytelnik ma możliwość ujrzenia działań w trochę innym świetle. Rybacy są
tym, co wyrażają w swoich czynach, a anonimowa siła natury tkwi gdzieś obok
tego – wielka i fascynująca, ale nienazwana, określana jedynie przez kształt
oraz siłę. Oni muszą myśleć, analizować swoje działania, także przewidywać i
stale być w gotowości, śpiąc po dwie godziny na dobę. Natura po prostu odgrywa
swój spektakl – na własnych zasadach i z nonszalancją grozy, która tutaj
ujmuje. Podoba mi się u islandzkiego pisarza mierzenie się z pozoru prostą
do opowiedzenia historią, w której ukrywa tak wiele – między innymi mówi o
ludzkiej godności, harcie ducha, ale także o tym, jak nazywamy i oswajamy swoje
słabości. Całość robi wrażenie także dlatego, że jest skondensowana. Kárason
niejako punktuje to, co można byłoby kwieciście opisywać. Surowość idzie w
parze z pięknem opowieści, a ona sama staje się historią tego, czym jest ludzka
powinność, przywiązanie do tego, co się robi, i miłość do pełnej wyzwań pracy.
PATRONAT MEDIALNY
Czekam na tą książkę. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń